https://gazetakrakowska.pl
reklama
18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nauka dymiącym polem bitwy

Marek Bartosik
Andrzej Banaś
- Obawiam się, że może nadejść era wojen informacyjnych w cyberprzestrzeni, których celem będzie albo grabież informacji, albo jej niszczenie. Tak jak do niedawna niszczono miasta czy przemysł - wyjawia prof. Ryszard Tadeusiewicz w rozmowie z Markiem Bartosikiem

Jakie sukcesy nauki zapierały Panu dech w piersi w czasach, gdy chodził Pan do myślenickiego liceum?
Loty kosmiczne! Byłem laureatem olimpiady astronomicznej, obserwowałem księżyce Jowisza, pierścienie Saturna. To było niedługo po wyprawie Gagarina, pierwsze sondy docierały do powierzchni Księżyca, Marsa. Niezwykłe wrażenie robiła na mnie świadomość, że urządzenia budowane ludzkimi rękami docierają tak daleko. Na to nakładała się moja fascynacja literaturą science fiction. Czytałem Stanisława Lema, braci Strugackich. Zresztą najbardziej wzruszającym momentem w moim życiu naukowym był ten, kiedy Lem zaczął w swych książkach powoływać się na moje publikacje. To był dla mnie sukces większy, niż otrzymanie od Prezydenta RP profesury. Licealne zainteresowania budowały we mnie kult nauki, ale nigdy nie brałem pod uwagę bym mógł uprawiać czystą biologię czy fizykę. Zawsze wydawało mi się, że najbardziej godna uwagi jest ta część nauki, która wiąże się z techniką, a w lotach kosmicznych widać to było najwyraźniej.

A jak wyobrażał Pan sobie mityczny wtedy XXI wiek?
Wierzyłem, że w 2009 roku ludzie będą spacerować po Marsie, bo powstanie tam ludzka kolonia, będziemy się już przymierzać do wypraw międzygwiezdnych. Ludzkość poszła jednak w zupełnie innym kierunku. Nawet najwięksi fantaści nie potrafili przewidzieć telefonii komórkowej, a więc faktu, że w XXI wieku każdy może połączyć się z innym człowiekiem znajdującym się w dowolnym miejscu globu, a przez Internet otrzymać łatwy dostęp do zasobów intelektualnych całej ludzkości.

Czy współczesna nauka budzi w Panu równie wielkie emocje?
Fascynują mnie zastosowania technik informacyjnych. Gdy po studiach zacząłem interesować się komputerami, to moi mentorzy doradzali, bym zostawił tę ciekawostkę ważną tylko dla specjalistów zainteresowanych prowadzeniem obliczeń z wielką wydajnością. Nikt nie brał pod uwagę, że komputer zawojuje świat, bo wbrew swoje naturze będzie operował nie liczbami, lecz tekstami, obrazami i posłuży do komunikacji między ludźmi, przeniknie do wszystkich zawodów. Ta rewolucja pokazuje też, jak bardzo ludzkość jest chłonna na efekty postępu cywilizacji. Ciągle jest dla mnie zdumiewające i inspirujące to, jak ludzie potrafią adaptować się do nowej rzeczywistości. Wszyscy posługują się internetem, telefonami komórkowymi, samochodem. To, że je wynaleziono, spowodowało nie tylko zmianę sposobu komunikacji, ale i stylu życia. Przez tysiące lat ludzie spędzali je na niewielkim obszarze wokół domu. Teraz staliśmy się znowu społeczeństwem nomadów, wszyscy są w ruchy, ale połączeni z całym światem.
Czy informatyka w obecnej postaci nie zbliża się do kresu swych możliwości?
Tak. Przyroda obdarzyła nas krzemem, z którego wytwarzamy coraz gęściej upakowane układy elektroniczne o coraz większych możliwościach obliczeniowych. Mikroprocesor Pentium zawiera kilkanaście milionów tranzystorów, a jeszcze niedawno każdy z nich był pokaźnym urządzeniem widocznym gołym okiem. Teraz, by zobaczyć pojedynczy tranzystor, trzeba sięgnąć po mikroskop. Miniaturyzacja zbliża się do momentu, kiedy przestanie być możliwe jej pogłębianie, bo napotkamy granicę wynikającą z fizycznej wielkości atomów. Nasze urządzenia osiągną rozmiary molekularne i dalej pomniejszyć się ich nie da.

To co dalej?
Możliwości są bardzo duże. Dotąd rozwój elektroniki zmierzał do budowania narzędzi działających coraz szybciej. Gdy spojrzymy na samych siebie, to okaże się, że istnieje droga alternatywna. Nasz mózg pod względem umiejętności kojarzenia informacji, kreatywności, pojemności pamięci góruje nad urządzeniami technicznymi. Najlepiej okazuje się to gdy próbujemy budować roboty podobne do człowieka. Wyposażenie ich w to samo doświadczenie, jakie my gromadzimy od dzieciństwa przez upadki ze schodów, oparzenia czy lektury zajmuje hektary sztucznej pamięci. Jednak szybkość działania elementów układu nerwowego jest z punktu widzenia inżyniera haniebnie niska. Komórka nerwowa przetwarza informacje kilkaset razy na sekundę. Pojedynczy element dowolnego procesora pracuje miliony, a nawet miliardy razy szybciej. Mamy więc z jednej strony elektronikę z jej piekielną szybkością, a z drugiej twór, który w pojedynczych elementach znacznie ustępuje tworom techniki, ale jako całość realizuje zadanie o wiele bardziej skomplikowane.

Na czym polega różnica?
Komputery przyszłości mogą okazać się sprawniejsze niż dzisiejsze nie dlatego, że będą szybsze, ale lepiej zorganizowane. Dzisiaj nawet te największe, to tylko wyrośnięte liczydła. Być może przyszłość należy do maszyn, które elektroniczną doskonałość połączą z organizacją wzorowaną na naszym mózgu. Już rozwija się kognitywistyka, czyli nauka o procesach poznawczych. Połączenie wiedzy psychologa, fizjologa, biochemika, biofizyka i złożenie tego pod parasolem biocybernetyki może stworzyć zupełnie nową jakość gromadzenia i analizy informacji.

Ale co z tej zmiany może dla nas wyniknąć?
Teraz komputery i Internet budowane są tak, że o użyteczności informacji decyduje jej forma. Jeżeli chcę w sieci znaleźć dane na określony temat, to wpisuję słowo kluczowe i przeglądarka pokaże wszystkie miejsca, gdzie to słowo zostało użyte. Pomiędzy słowem, a więc pewnym oznaczeniem, a jego znaczeniem bywa jednak różnica. Tę samą ideę możemy przecież wyrazić różnymi słowami. Wtedy obecny komputer będzie miał olbrzymie trudności, żeby zrozumieć, że chodzi o to samo. Dziś gromadzimy olbrzymie ilości informacji, bo do komputerowych pamięci trafiają cyfryzowane dzieła sztuki, książki, filmy. Problem polega na tym, że wśród coraz większej liczby informacji coraz trudniej doszukać się znaczeń. Spoza drzew nie widać lasu. Sądzę, że przyszłe komputery wykorzystując mechanizmy podobne do zachodzących w naszych mózgach, sprawią, że jeżeli będę potrzebował informacji na określony temat, to będę mógł zażądać, żeby systemy informatyczne dały mi nie wykaz książek na dany temat tylko skondensowany ich sens albo streszczenie tysiąca artykułów. Gdy maszyny będą rozumiały znaczenie, a nie tylko widziały oznaczenie, to staną się pomocnikami informatycznymi i dotrzymają nam kroku w sferze intelektualnej.

Współczesną naukę dotąd budowały społeczeństwa USA, Europy i Japonii. Teraz dołączają do nich naukowcy chińscy i indyjscy, razem pewnie kilkanaście milionów mózgów. Co to oznacza dla przyszłości nauki?
To ważny, ale tylko fragment większej całości, bo w innych społeczeństwach równocześnie nastąpiło upowszechnienie zawodu naukowca. Wcześniej nauką zajmowały się nieliczne jednostki, a ogromna większość społeczeństw najpierw produkcją żywności, a potem dóbr przemysłowych. Teraz to wiedza i informacja staje się produktem i przybywa osób zaangażowanych w ich wytwarzanie. W przyszłym społeczeństwie informacyjnym wiedza będzie mieć takie znaczenie jak ziemia w feudalizmie czy surowce i pieniądze w kapitalizmie. Wojny toczone kiedyś o ziemie, potem o surowce i kapitał też. Obawiam się, że może nadejść era wojen informacyjnych w cyberprzestrzeni, których celem będzie albo grabież informacji, albo jej niszczenie. Tak jak niedawno miast czy przemysłu. Naukę postrzegamy ciągle jako dziewiczą łąkę, obszar zgodnej współpracy. Niedługo może stać się dymiącym polem bitwy.

A myśli Pan o XXII wieku? Może już pora?
To horyzont życia naszych wnuków, więc myślenie w tej perspektywie jest jak najbardziej naturalne. Ale tak mocno tkwimy w obecnej rzeczywistości, że podobny skok wyobraźnią w przyszłość jest niezwykle trudny. Teraźniejszość jest zapewne pełna zalążków przyszłych szans, ale bardzo trudno wybrać z nich te, które się rozwiną. Pod koniec XIX wieku futuryści francuscy przewidzieli, że Paryż będzie się rozrastał. Największym ich zmartwieniem było to, jak miasto poradzi sobie z uprzątaniem nawozu pozostawionego przez konie przewożące dorożkami miliony paryżan. Już istniały pierwsze samochody, a ciągle myślano w kategoriach zaprzęgów konnych. Dziś obawiamy się, że barierą okaże się wyczerpywanie się surowców. Ale w komórkach naszego ciała funkcjonuje tzw. cykl Krebsa. W jego ramach wytwarzana jest energia niezbędna nam do poruszania się czy myślenia. Ale ostatni produkt powstający w ramach cyklu jest potrzebny do pierwszego jego etapu. To wzór do myślenia o naszej cywilizacji. Być może w przyszłości energię będziemy nie produkować a hodować. Być może to wiedza biologiczna posłuży jako fundament przyszłej cywilizacji, podobnie jak wiedza fizyków zbudowała cywilizację naszych czasów. Myślę więc o XXII wieku z równie wielką emocją jak czekałem na nasze czasy, choć już wiem, że jego rzeczywistość przejdzie moje najśmielsze oczekiwania.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska