Teraz śpiewają kosy zwany zwyczajne. Ptaki wszędobylskie i doskonale rozpoznawalne. Czarnego ptaka wielkości dwóch wróbli z żółtym dziobem napotkacie zarówno w centrum miasta jak i na opłotkach. Bywa widywany w lasach i parkach.
Mniejsza o widok, bo cóż ciekawego może być w smoliście czarnym ptaku skaczącym po ziemi. Jest coś, co czyn kosa wyjątkowym i niezwyczajnym. To głos. Melodyjny, donośny, czysty. Jak dla mnie przypomina dźwięk fletu. Kosy, a dokładnie mówiąc panowie, zaczynają koncertować wczesnym rankiem, czasem godzinę przed świtem.
Mam takiego muzykanta obok domu. Po kolei oblatuje wysokie drzewa w okolicy. Przysiaduje w koronie i śpiewa przez kilkanaście minut. Nawet przy zamglonej aurze. Słyszę go nawet przez zamknięte okna, które, gdyby nie ranne chłody chętnie bym uchylił. Uczynię to w maju, gdy będzie cieplej. Jeśli ktoś jest śpiochem, to żaden problem. Kosy koncertują także późnym popołudniem. Nawet w samo południe, jeśli słońce zajdzie za chmury. To już nie to samo, gdyż często zagłuszają je stada sikor.
I jak tu tak znakomitego solistę godnego scen najlepszych filharmonii świata przezwać zwyczajnym?
