Widuję go na kamienistej drodze, gdzie poluje na rozbudzone ciepłem mrówki. Mrówki to jego dieta, przysmak i miłość życia. Na drodze z łatwością znajduje stałe trasy przemarszy owadów. I wyłapuje je bez litości.
Jeśli będzie mu mało, to z przyjemnością wpakuje swój długi, lepki język w mrówcze korytarze skąd wyciąga zlepione śliną robotnice, larwy i poczwarki. Od czasu do czasu przekąsi innym owadem tudzież dżdżowniczką, ślimaczkiem czy uzupełni zapas witamin pąkiem liściowym.
Teraz, gdy słyszę jego chichot przepatruję korony drzew. Wiosną ma jeszcze jedną nietypową pozycję w menu: sok z gałązek. Zgrabnie ściągnie pierścionek zielonej kory. Gdy drzewa zaczną tłoczyć soki, to ptaszysko przesiaduje w gęstwinie drzew i zlizuje apetyczny sok.
Nic dziwnego, że leśnicy za zielonym dzięciołem specjalnie nie przepadają. Drzew nie leczy tylko uszkadza. I łapie mrówki. Cóż, taka już uroda ptaka o miękkim dziobie, którego specjalnością jest zbieranie owadów zamiast ciężkiego wykuwania ich spod kory. I wygodne toczenie soków z drzew. Właśnie przyuważyłem kolejny okaz przy pracy. Tym razem łapał mrówki.
