Liście roślin runa wyglądają na polakierowane, a jeśli dotknąć najbliższego, okażą się lepkie niczym powleczone klejem. Wszystko przez mszyce. Setki tysięcy, a może nawet miliony owadów, które jeden przy drugim w karnym ordynku, wkłuły się w tkankę liści. Ssą roślinne soki bogate w cukry, a zarazem ubogie w białka i aminokwasy.
Mszyce, jak każde zwierzęta, potrzebują dużej ilości związków azotu, toteż nadmiar zbędnych cukrów usuwają w postaci słodkiej rosy. Powiem to jasno: słodycz to nic innego jak odchody. Walczą o nie zaciekle mrówki, których karawany wędrują w górę i w dół pnia drzewa. W obronie bogatego źródła żywności toczą wojny z biedronkami i innymi zjadaczami mszyc. Cóż, konflikt interesów.
Słodkości zlizują też pszczoły. Zanoszą do ula. Zagęszczają. Mieszają z enzymami i wypełniają komórki woskowych plastrów. I to jest nasz miód spadziowy, Póki co przyszły deszcze. Krople wody zmyją słodkości i dopóty nie wróci dobra pogoda w koronach drzew zapanuje spokój.
