Z tego powodu zamiast kuć w drewnie za owadami (co bywa niesłusznie nazywane leczeniem drzew) zajmują się chwytaniem owadów w naturze. Łupią karawany mrówek na leśnych drogach. Chrząszcze na pniach drzew. Latem nie mają z tym kłopotu, za to zimą mają się znacznie gorzej.
Dzięcioł zielony to znany rabuś mrowisk, które zimową porą rozkupuje z lubością. U mnie mrowisk na grodzie nie ma, a dzięcioły zielone zachowują się niczym kury. Grzebią w trawie i suchych liściach. Rozkopały i wymieszały pryzmę kompostowa, za co jestem im wdzięczny. Czasem poskubią nasiona z powieszonej kolby kukurydzy, ale ku mojemu zaskoczeniu nie tknęły obleganej przez sikorki połcia słoniny ze skórą. Kiedy spadł śnieg zachowują się dziwacznie. Zieleń i czerwień piór pięknie kontrastuje z połaciami bieli którą regularnie przekopują. Nurkują w śniegu. A ja nie wiem po co? Zapomniane owady i pająki? Być może przyciągnęły je liczne kopce nornic.
Najwyraźniej gryzonie wyrzucają na powierzchnię coś jadalnego, gdyż innego wytłumaczenia nie widzę. Chyba… że lubią zabawę w śniegu…
