Urodził się 5 listopada 1939 r. w Kowalu pod Włocławkiem. W 1964 r. ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Z PWST pozostał związany jako wykładowca, a w latach 1973–1974 prodziekan wydziału aktorskiego. Zagrał niemal 200 ról w teatrze telewizji i filmowych.
W teatrze Jan Nowicki zadebiutował 7 października 1964 r. na deskach Starego Teatru w Krakowie w "Zaproszeniu do zamku" Jeana Anouilha. Z krakowskim teatrem był związany przez ponad 30 lat. Grał tu m.in. u Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego czy Andrzeja Wajdy. Na deskach Starego wykreował dziesiątki ról. Do historii teatru przeszły role Stawrogina w "Biesach", Rogożyna w "Nastazji Filipownej", Artura w "Tangu" czy księcia Konstantego w "Nocy listopadowej".
- Wspaniały kolega, wielki aktor, indywidualista, nie godził się z żadnymi aktorami, zbuntowany. Jako aktor bywał „ostry”, ale efekty tego były fenomenalne – wspomina Leszek Piskorz, aktor Starego Teatru. - W garderobie po spektaklu „Biesów” śpiewaliśmy pół żartem, pół serio arię operetkową „Szczęście krótko trwa”. Godzinami przegadywaliśmy po spektaklach w teatrze albo szliśmy na kieliszeczek czegoś mocniejszego. Przeżyliśmy wspaniałe chwile i w teatrze, i poza sztuką. Łączyło nas też kibicowanie Wiśle, chodziliśmy razem na mecze.
"Odszedł Mocarz teatru. Jan Nowicki. O ironio w dniu inauguracji teatralnego święta. Wielki żal i nieskończony podziw dla jego talentu, osobowości i tego co pozostawił pokoleniom" - pożegnał w mediach społęcznościowych Jana Nowickiego Bartosz Szydłowski, dyrektor Teatru Łaźnia Nowa.
W wywiadzie, którego Jan Nowicki udzielił "Dziennikowi Polskiemu" w 2014 roku, zapytany o to, czy na scenie jest szczery, odpowiedział, że nigdy taki nie był. "Wystarczyło być dobrym aktorem" - skomentował. "Piotr Skrzynecki zapytany o mnie powiedział, że pan Janek jest jak bez, a bez bardzo lubi. A jaki jest na scenie? Świetny formalnie. Absolutnie się z tym zgadzam. Zgadzam się też z Kazimierzem Kutzem, który z właściwym sobie wdziękiem powiedział: "Pan Jan jest wstydliwy jak piczka". Ten wstyd bierze się z pewnego skrępowania światem. Nie lubię tłumu, nie bywam na premierach, nawet nie oglądam swoich filmów. W zasadzie się wstydzę, że byłem i trochę jestem aktorem" - mówił wówczas.
Nowicki występował również na deskach Teatru Bagatela, a także płockiego Teatru Dramatycznego czy warszawskiego Teatru Sabat.
Na ekranie debiutował w 1963. Zagrał niemal 200 ról w teatrze telewizji i filmowych. Niezapomniane kreacje stworzył w "Wielkim Szu", "Magnacie", "Spirali", "Sanatorium pod Klepsydrą", "Panu Wołodyjowskim" i "Sztosie".
- Zrobiliśmy razem wiele filmów, ale oczywiście wyjątkowy był „Magnat”. Choćby ze względu na to, że kręciliśmy go przez cały rok. Mieszkaliśmy wtedy w Bielsku-Białej i dojeżdżaliśmy do Pszczyny, gdzie powstawały zdjęcia. Tak zaczęła się nasza współpraca artystyczna, ale też prywatna przyjaźń. Dlatego trudno mi w kilku zdaniach podsumować tę relację, bo była to prawdziwa epopeja, wyznaczana fantastycznymi rozwiązaniami aktorskimi, niezwykłym doświadczeniem literackim, wyjątkowym dowcipem, wspaniałymi bon motami i niezapomnianymi kolacjami. Jan był człowiekiem bogatym w wiedzę oraz doświadczenie i dzielił się hojnie tym bogactwem z innymi. Bywałem często u niego zarówno w Krakowie, jak i w Kowalu. Prywatnie był uroczym człowiekiem, czasami bardzo burzliwym w ocenianiu innych ludzi, co miało duży wpływ na to, jak był odbierany w środowisku - powiedział nam reżyser Filip Bajon.
W tak pamiętnych filmach, jak "Wielki Szu" czy "Magnat" partnerowała Nowickiemu jego znakomita koleżanka po fachu - Grażyna Szapołowska. I ona zapamiętała go jako człowieka o niebywałej wrażliwości, wyjątkowej fantazji i... uszczypliwym poczuciu humoru.
- Janek był do bólu szczery. Także wobec siebie. Pamiętam, kiedyś opowiadał nam, że wrócił z Martą z USA i przywiózł ze sobą jakieś drogie perfumy. Postanowił je sprezentować mamie. Pojechał więc do rodzinnego Kowala i wręczył jej ten flakonik. Starsza pani niestety wypuściła go z rąk i zbiła. Nakrzyczał wtedy bardzo na nią. I przyznał się nam, że bardzo potem tego żałował. „To była najgorsza głupota, jaką zrobiłem” – podsumował. Bardzo mnie poruszyło to wyznanie, bo było dla mnie pięknym aktem człowieczeństwa. Tuż przed stanem wojennym Janek występował w Teatrze Narodowym i dostał od Adama Hanuszkiewicza propozycję zagrania Don Juana. Zaczęły się próby – i wtedy Janek dostał wiadomość, że jego mama poważnie zachorowała. Przestał od razu przychodzić do teatru i pojechał do Kowala. Odebrałam to jako piękny odruch serca. Oczywiście Hanuszkiewicz doskonale to rozumiał. „Najważniejsza jest mama” – stwierdził - powiedziała nam Grażyna Szapołowska.
W ostatnich latach Nowicki pojawiał się w mniejszych rolach. Nie stronił od komercyjnego kina, które ozdabiał swymi drobnymi, ale znaczącymi epizodami. Występował również w telewizyjnych serialach. Jednym z jego ważniejszych występów była rola w "Magdzie M.". Partnerem mu wtedy młodszy kolega po fachu - Paweł Małaszyński.
- Kiedy dowiedziałem się, że mojego serialowego ojca ma zagrać Jan Nowicki, byłem bardzo zestresowany. W końcu był to bohater mojego dzieciństwa – uwielbiałem jego rolę w „Wielkim Szu”. Szybko okazało się jednak, że to ciepły i otwarty człowiek. Ja byłem wtedy młodym i zbuntowanym aktorem, a on tonował te moje mocne emocje. Dzięki temu wiele mnie nauczył. Jako aktor był zawsze skupiony, przygotowany, lubił długie rozmowy o naszych postaciach. Wieczorami siadaliśmy gdzieś spokojnie i chłonąłem jego aktorskie wspomnienia. Jan był bardzo chętny do współpracy i budowania relacji między naszymi bohaterami. Czerpałem więc garściami z jego doświadczenia. Spędziłem wtedy z nim dwa tygodnie w Zakopanem, które będę pamiętał do końca życia. Dlatego kiedy dziś usłyszałem w radiu smutną wiadomość o jego śmierci, zakręciła mi się łezka w oku - opowiada nam Paweł Małaszyński.
Jan Nowicki był także autorem wierszy, tekstów piosenek czy kolęd. Napisał książki m.in. „Między niebem a ziemią”, „Mężczyzna i one” czy „Moje psie myśli”. Przez kilka lat pisał regularnie felietony dla "Gazety Krakowskiej", „Przekroju” i kwartalnika „Projektor”, a także występował w weekendowym programie radia RMF FM.
W 1974 r. otrzymał Nagrodę Miasta Krakowa za wybitne osiągnięcia aktorskie. Został odznaczony również m.in. Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” czy Złotym Laurem.
Ze związku z Barbarą Sobottą miał syna Łukasza, który jest aktorem i prezenterem telewizyjnym. Z Ireną Paszyn miał córkę Sajanę. Przez blisko 30 lat związany był związany z węgierską reżyserką Mártą Mészáros. Od 2009 do 2015 był mężem Małgorzaty Potockiej. W 2017 poślubił Annę Kondratowicz.
"Zapewniam, że nie zamierzam umierać na scenie. Nawet kiedy byłem młody i odbierałem telefon z propozycją głównej roli, traktowałem to jako zamach na mój wolny czas" - mówił w rozmowie z "Dziennikiem Polskim" przed laty. - "Role są lepsze lub gorsze ze względu na ocenę widzów, bo to oni, kupując bilet, nabywają prawa do osądu. I mimo że ten osąd bywa głupi lub niedoskonały, zawsze mają rację i decydują, co się naprawdę liczy. Jeśli o mnie chodzi - głównie w teatrze, bo filmu nigdy serio nie traktowałem. Decydując się na granie, często brałem pod uwagę, że wyjadę za granicę, popływam statkiem, spotkam piękną kobietę..."
Aktor zmarł w nocy z wtorku na środę w swoim domu w Krzewencie na Kujawach, o czym poinformował Wojciech Nawrocki, radny gminy Kowal.
- Te osoby nie dostaną ślubu kościelnego
- Tak wyglądał Kraków 1000 lat temu! Oto rekonstrukcja
- Tak oszukują nas sklepy spożywcze. TOP 10 nieczystych zagrań!
- Horoskop miesięczny na grudzień 2022 dla wszystkich znaków zodiaku
- Otwarto nowy prywatny akademik w Krakowie. Prawdziwy wypas dla studentów z kasą
- Budowa S7 na północy Małopolski. "Ekspresówka" widziana z góry robi wrażenie
