Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O tym jak Lubomirscy podkradali królewską sól

Redakcja
Ludwik Kostuś
O przekrętach w urzędach i cwanych biznesmenach głośno było już w XVI wieku. Do tych sprytnych należał m.in. Sebastian Lubomirski, żupnik krakowski, najbliższy wówczas współpracownik króla. Pod nosem szefa wybudował "lewy" szyb i zarabiał na nim kupę pieniędzy przez wiele lat - pisze Anna Górska

To była chyba pierwsza w historii Polski samowola budowlana. Lubomirscy wybudowali w Sierczy koło Wieliczki szyb bez zgody króla. Oddawać go za żadne skarby nie chcieli. Jeden z Lubomirskich to nawet urzędnika czynnie znieważył, czyli zwyczajnie pobił, przez tę "inwestycję". Ród walczył o swoją kopalnię zaciekle ponad sto lat. I prawie przez cały czas, z małymi przerwami, "podkradał" sól państwu. Nie jest żadną tajemnicą, że właśnie na wielickiej soli Lubomirscy zbili potężną fortunę.

Od czego wszystko się zaczęło? O tym wie każdy szanujący się biznesmen. Oczywiście od mocnego lobbingu w sejmie. Był rok 1576. Rody możnowładcze zaczęły "lansować" nową ustawę. Domagały się, by wszystkie dobra naturalne (sól, ruda, srebro, ołów), które znajdowały się na terytoriach prywatnych, stanowiły własność rodu. Nie ma co owijać w bawełnę - magnaci właściwie wymusili na królu Stefanie Batorym zmianę dotychczasowego ustawodawstwa.

- Do tej pory wszystkie dobra naturalne stanowiły tzw. regale króla. W średniowieczu jakoś nikomu nie przeszkadzało, że głównym potentatem jest król Polski. Później, gdy okazało się, że można się dorobić, rody szlacheckie postanowiły ubiegać się o nową ustawę - zdradza kulisy sejmowych debat z XVI wieku prof. Antoni Jodłowski, dyrektor Muzeum Żup Krakowskich w Wieliczce.

Biznesmenom i wtedy można było pozazdrościć skuteczności. Dopięli swego. Dostali, czego chcieli i mogli już zakładać swoje firmy wydobywcze. Historycy zapewniają jednak, że obowiązywały ich pewne ograniczenia. Prywatne kopalnie miały funkcjonować tak, by nie zagrażały państwowej gospodarce. Ale kto by się tym przejmował...

Interes Sebastianowi Lubomirskiemu, żupnikowi królewskiemu, już się nieźle kręcił. W 1588 r. został właścicielem kilku wsi na południe od Wieliczki. Kupił za psie pieniądze m.in. Lednicę, Mietniów, Sierczę. Miał łeb do interesów, ale i kontakty w urzędach. Lubomirski doskonale wiedział, co kupuje. Nie były to przypadkowe inwestycje. Magnat prawdopodobnie otrzymywał z wiarygodnych źródeł informacje, że w tych wioskach jest dostęp do złoża solnego. Skąd? - Myśli pani, że wtedy nie było przekrętów w urzędach? Wątpię, a nawet śmiem myśleć, że nie mniej niż dzisiaj - śmieje się prof. Jodłowski.

Czy Lubomirski dał komuś w łapę? A może miał dobrych kolegów? Służby królewskie nigdy się o tym nie dowiedziały. My też.
Pracy z utworzeniem szybu za dużo nie ma. Trzeba tylko pieniędzy na sfinansowanie przedsięwzięcia. Pracownicy szybko zrobili zgłębienie we wskazanym miejscu. Bingo! Trafili na sól. Prywatny szyb "Lubomierz", który założył Sebastian Lubomirski w 1589 r. funkcjonował aż do początku roku 1607. Przedsiębiorczy ród nic sobie nie robił z uwag urzędników, którzy nakazywali zasypać szyb.
Tymczasem "Lubomierz" stwarzał poważne zagrożenie i ogromną konkurencję dla żup wielickich. Dochody państwa przez cwanego prywaciarza malały. Rocznie Sebastian Lubomirski wydobywał ok. 70-100 cetnarów soli. To dużo. Bo wówczas stanowiło to ok. 20-25 proc. soli wydobywanej w państwowych żupach krakowskich (ok. 500 tys. cetnarów). Urzędnicy zaczęli działać.

- I w efekcie Lubomirski zgodnie z rozporządzeniem króla Zygmunta III Wazy miał natychmiast zamknąć swoją kopalnię. Za to na prawach rekompensaty dostał dziesięć wsi. "Lubomierz" zasypany, a spór zakończony. Jak się okaże później, nie na długo - zdradza prof. Jodłowski.

To chyba po swoim tatusiu Stanisław Lubomirski, syn Stanisława, odziedziczył talent do prowadzenia interesów. W 1613 roku, też w Sierczy, otworzył szyb "Kunegunda". Czy zapomniał, a może naprawdę nie wiedział, że tatuś w zamian za niewydobywanie soli dostał od króla dziesięć wsi? Kto wie. "Kunegunda" w każdym razie też była strzałem w dziesiątkę. Bo niezwykle obfita w sól.
Stanisławowi było tego za mało. Nie poprzestał na otwarciu "Kunegundy" i postanowił zgłębić kolejny szyb. Jak wynika z dokumentów, znajdował się przy stawie w Sierczy. Ale tym razem na sól nie trafił. Szyb został zasypany.

"Kunegunda" zaś działała pełną parą i kłuła w oczy władze żup krakowskich. Stanisław nie musiał długo czekać. Urzędnicy królewscy znów się pojawili w Sierczy. Mieli pełne ręce roboty z tym Lubomirskim. Musieli ciągle przychodzić, tłumaczyć, by zamknął szyb. Sporządzili mnóstwo protokołów, które można zobaczyć dziś w archiwum Muzeum Żup Krakowskich. Wszystko na nic.
- Pozycja króla Zygmunta III Wazy była słaba. W gospodarce solnej panowała wolna amerykanka. Nic dziwnego zatem, że Lubomirscy czuli się pewnie - zaznacza dyrektor MŻK.

1647 rok miał być przełomowy. Komisja królewska specjalnie powołana w sprawie "Kunegundy" miała podjąć ostateczną decyzję o odebraniu właścicielowi kopalni i przyłączeniu jej do żup wielickich.
- Urzędnicy jednak dziwnym trafem popełnili straszliwy błąd. Jaki? Zapomnieli ustalić termin zasypania szybu. Lubomirski oczywiście to wykorzystał i najspokojniej w świecie dalej wydobywał sól - mówi prof. Jodłowski.

To dopiero później przywołano go do porządku. Urzędnicy tym razem nie patyczkowali się. Zakazali Lubomirskiemu spławu soli Wisłą, zabronili kontaktów z kupcami z miast śląskich i w pobliżu granicy węgierskiej. Czyli tam, gdzie były wówczas solne składy królewskie. Rocznie miał prawo rozprowadzenia tylko tysiąca beczek soli na potrzeby własnych dóbr. Każda firma by padła za kilka miesięcy. Ale nie ta.
Kolejna komisja w tejże sprawie została powołana w 1651 r. "Kunegundą" rządził już Jerzy Lubomirski, syn Stanisława. Nie przejmował się zaleceniami urzędników.

Irytowali go tak, że aż krew mu kipiała w żyłach. Za każdym razem, gdy się pojawiali (a robili to z dokładną systematycznością), tłumaczył, że szyb "Kunegunda" jest jego pełnoprawną własnością i nie pozwoli na to, by mu go odebrano. Był pewny siebie, ale ci z komisji kontynuowali swoje. Straszyli sądem, sankcjami. W końcu się wściekł. I porządnie przywalił jednemu, chyba najbardziej dokuczliwemu. Ten, co oberwał, nazywał się Daniel Żytkiewicz. Był pospolitym królewskim urzędnikiem. Tylko tyle historia pamięta o nim. A tamten, który łupnął, to Jerzy Lubomirski, przedstawiciel jednego z najbogatszych i zasłużonych dla kraju rodów magnackich. Taki chichot historii.
Sprawa "Kunegundy" ciagnęła się aż do 1717 r., ale jeszcze w 1768 stanęła po raz ostatni na obradach Sejmu Rzeczypospolitej. I została w końcu "zasypana" na zawsze.

Prof. Antoni Jodłowski
Całą karierę zawodową zrealizował w Muzeum Żup Krakowskich. Pracuje tu od roku 1964 do dziś. Autor ponad 170 prac naukowych o muzeum i podziemiach solnych.Jest pomysłodawcą wpisania kopalni soli w Wieliczce na listę światowego dziedzictwa UNESCO (1978 r.).Odbudował Zamek Żupny z ruin po zbombardowaniu podczas II wojny światowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska