Bywa i gorzej: może to zależeć od stopnia… zaczadzenia. Ja takie głosy słyszałem przed laty we Włoszech. We Włoszech, gdzie są ogromnie mocne tradycje buntu. I to tego „złego”. Wszak mogły tam zaistnieć „Czerwone Brygady” . To była ekstrema. I popatrzmy, co się dzieje: przychodzi takie nic, taki średniak jak Berlusconi, z gigantyczną forsą i potrafi zaczadzić cały naród! Tych ludzi, którzy sami bezradnie mówili: my jesteśmy jak zahipnotyzowani! Nie potrafimy się ruszyć!
Reżyser Nanni Moretti, niemal w pojedynkę krzyczał coś na wiecach, przemowy wygłaszał, filmy przeciw Berlusconiemu robił, a przed nim stał śnięty naród! Ci sami, z którymi trzeba było uważać, jak wysadzali dworzec w Bolonii! A tak było.
Potem czytałem wypowiedź jakiejś pisarki francuskiej, która mówiła o popularności Mariny Le Pen: my się zachowujemy jak zahipnotyzowani. Nie potrafimy reagować. Tak mówią Francuzi! Co to rewolucję zrobić - jak rzecze Kontrabasista - to dla nich nic!
Z obserwacji widać więc, że trochę jest to europejski problem. Norwegowie usuwający choinki z placu, żeby nie urazić islamistów! - to może poprawność polityczna, ale to jeszcze jakiś problem szerszy.
A my też się tak trochę zachowujemy! Bo skąd to wszystko? Dlaczego młodzi zagłosowali na formację, która chce ich na starość pozbawić godnych emerytur? O tym właśnie mówi punkt programu wyborczego o skróceniu wieku emerytalnego. To się na młodych odbije!
Ale może jest troszkę lepiej? Jeśli władza raz za razem sama bezwstydnie obnaża mechanizm swojej polityki, to już wzbudza to nieufność ludzi, a jak „ poseł-prezes” występuje nagle z hasłem „pogódźmy się”, to nie tylko nikt w to nie wierzy, ale nawet uważa takie sformułowanie za absurdalne. Więc może już nie chcemy, żeby to była taka „wesoła” gra: wszystkich ze wszystkimi, bez przywiązywania do niej wagi! Nie będzie więc chyba tak jak w Ameryce, gdzie niezrównoważony kandydat zdobywa taką ogromną popularność, a wszyscy się dobrze bawią, nie ogarniając wyobraźnią ewentualnych skutków.
My mamy za sobą doświadczenie komunizmu. Więc potrafimy rozpoznać prymitywną propagandę. Za komunistów było to wprawdzie zakamuflowane, zastraszone, często już wydrenowane w mózgach, więc mimo iż wszyscy wiedzieli, o co chodzi, to nikt nie reagował. Z tego się ludzie wyzwolili, przyszły nowe pokolenia, wolność, swoboda i teraz ludzie zaczynają ten mechanizm odkrywać! I sami widzą, że to, co w tej chwili się odbywa, to jest właśnie komunistyczna propaganda, którą znamy. A jeśli to widać, to może to być początek końca. Bo może się zacząć kruszyć od środka i korodować to wszystko, co miało naród omamić. I to tę większą część narodu, która nie głosowała, nie interesowała się wcześniej. Zauważmy, że jak się ogląda różne programy, dyskusje polityczne, bardziej oczywiście w tych niezależnych telewizjach, gdzie jest większa swoboda, to widać, że argumentów jest coraz mniej. I chyba coraz trudniej wszystkich wyzywać od zdrajców i donosicieli.
Oczywiście, wyzywanie zależy od wychowania i kultury osobistej. Mnie przeszkadza u obecnie rządzących, to ciągłe przekraczanie granicy przyzwoitości. Nie zapomnę pani poseł wcinającej sałatki w Sejmie, na sali obrad. To deprecjacja miejsca, gdzie wisi krzyż, o który tak bardzo walczono, gdzie jest godło Polski. Dlaczego chamstwo jest władzy tak potrzebne? Żeby pokazać, że im wolno? Mnie wolno, więc robię, co chcę! A łatwiej jest krzyczeć, niż dyskutować. Do tego samego mechanizmu rządzenia należy też obrażanie ludzi. Obrazić, upokorzyć - to znaczy trafić do swojego elektoratu. Bo ten czuje się wtedy mocny! Czuje, że rządzi. Warto to zapamiętać.
NOTOWAŁA: Maria Malatyńska