Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ola Maurer, dama z Piwnicy

Maria Mazurek
Ola Maurer: Ci, którzy nazywają mnie damą, widzą mnie na scenie. Umalowaną, uczesaną. Nie widzą mnie w pensjonacie, jak sprzątam
Ola Maurer: Ci, którzy nazywają mnie damą, widzą mnie na scenie. Umalowaną, uczesaną. Nie widzą mnie w pensjonacie, jak sprzątam DARIA WOSZEK
Dama musi być tajemnicza, elegancka, piękna. Przede wszystkim chodzi mi o piękno wewnętrzne - mówi artystka "Piwnicy pod Baranami", Ola Maurer. O przyjaźni ze Skrzyneckim i publiczności opowiada Marii Mazurek

Byłam u lekarza. Pyta: co dziś pani robi? Mówię, że wywiad z Olą Maurer. "Jak ja się kiedyś w tej kobiecie kochałem!" - usłyszałam.
Teraz okazuje się, że mężczyźni się we mnie kochali. Wcześniej nikt mi tego nie mówił.

Może prawdziwej damie nie wypada wyznawać miłości.
Ci, którzy nazywają mnie damą, widzą mnie chyba tylko na scenie w Piwnicy. Elegancko ubraną, umalowaną, uczesaną. Żeby pokłonić się publiczności, strojem okazać jej szacunek. Nie widzą mnie tu, w naszym pensjonacie, zazwyczaj bez makijażu, kiedy podaję naszym gościom śniadanie, sprzątam, magluję, biegam po piętrach…

Wycierając kurze przestaje się być damą?
Dama potrafi dostrzegać piękno w szarości, normalności. Moja mama była prawdziwą damą, choć jej życie nie było łatwe. Nauczyła mnie uśmiechać się mimo wszystko, szukać w każdej sytuacji dobrej, pozytywnej strony. Mój mąż, który był lekarzem, zazdrościł mi tej pogody ducha, którą diagnozował jako rzadką, organiczną zdolność do wytwarzania endorfin - hormonu szczęścia.

Przydała się, kiedy umarł, a Pani została z dwoma synami?
Ktoś kiedyś powiedział mi: Dziękuj Bogu za przeciwności losu, które na ciebie spadają, bo w trudnych momentach kształtują się prawdziwie silne i szlachetne charaktery. Brylant nie wytworzy się w puchu. Trudne momenty są sprawdzianem. I nawet wtedy, zwłaszcza wtedy należy cieszyć się z tego, co mamy.

Co jeszcze musi mieć dama, oprócz pogody ducha?
Aurę tajemniczości, elegancję i piękno. I nie mam na myśli tylko piękna zewnętrznego. Dama jest życzliwa, ciepła, pogodna. Ma czas, by wysłuchać drugiego człowieka. Dama nie powinna być zbyt gadatliwa, więc… nie jestem przekonana, czy jestem damą. Chciałabym. Ale jak myślę "dama", to przychodzi mi do głowy kto inny.

Kto?
Pani Ruth Buczyńska. Mówiono, że była najpiękniejszą kobietą w Krakowie. Była wielką miłością Piotra Skrzyneckiego. To dla niej, pod jej oknem w każdy Nowy Rok Piotr dekorował drzewko. Ruth była wspaniałym adwokatem. Emanowało z niej ciepło, dobroć, mądrość. Ratowała nas z życiowych kłopotów. Nikomu nie odmówiła pomocy. Miała też cudowne, subtelne poczucie humoru. Wszyscy kochaliśmy się w Ruth. Bardzo nam jej brakuje. Inna prawdziwa dama to Małgosia Novak z dworu w Glanowie. Arystokratka serca i umysłu. Tytan pracy. Na co dzień zajmuje się utrzymaniem tradycji dawnego polskiego dworu z ogrodem, warzywnikiem, sadem, psami, pawiami. Fantastycznie piecze i gotuje. A wszystko to jakby mimochodem, nie wiedzieć kiedy. Uśmiechnięta, pogodna, z urwisowskim poczuciem humoru. Znajduje czas, by opiekować się starszą ciocią, krewnym sąsiadki w potrzebie, wnukami, wpaść z lekami i dobrym słowem do chorej koleżanki. Jestem zaszczycona, że mogę nazywać ją Przyjaciółką.

Jak Pani poznała Piotra Skrzyneckiego?
Przyjechałam do Krakowa ze Starego Sącza, na studia, na romanistykę. To był piękny kierunek, okno na świat, kolorowa przygoda. My, studenci, regularnie odwiedzaliśmy Salle de Lecture Francaise, w pałacu książąt Lubomirskich przy ul. św. Jana 15. Z szarego, polskiego świata komuny trafialiśmy w eleganckie, piękne, arystokratyczne miejsce, gdzie francuskie wino podawali kelnerzy w rękawiczkach. Na początku studiów, podczas tradycyjnego balu romanistów, śpiewałam tam z gitarą piosenki francuskie. To tam usłyszał mnie Piotr Skrzynecki i Zygmunt Konieczny. Tam powstała anegdota, że w Starym Sączu wszyscy mówią po francusku. Każdy z nas, piwniczan, dostał od Piotra taką anegdotę.

Swoją drogą, czemu romanistyka?
Marzyłam o malarstwie, jednak mój tatuś wolał, bym studiowała bardziej praktyczny kierunek. Postanowiłam zdawać na architekturę. Uczyłam się matematyki, rysunku. Ale mój stryj, Franciszek Maurer, dziekan wydziału architektury na Politechnice w Gliwicach, powiedział: kolejna kobieta-architekt? Po moim trupie!

Żałuje Pani?
Nie. To były świetne studia. Spotkałam wspaniałych profesorów, fantastycznych kolegów.

Młoda dziewczyna przyjeżdża do Krakowa z małego miasta i prawie od razu trafia na salony. Trudno było?
Kraków jest podobny do Starego Sącza. Czuje się ciągłość historii, ducha pięknego, starego miasta. Czas wolniej płynie. Czułam się jak w domu. Mieszkał tu już mój starszy brat Jan i opiekował się mną dyskretnie. Bał się, czy aby nie wpadnę w nieodpowiednie towarzystwo. Złościł się, że zamiast przykładać się do nauki śpiewałam w Studio Folkloru Adama Macedońskiego, w Beczce u dominikanów, w teatrzyku Violinek, wreszcie w Piwnicy. Zakomunikował, że przyjdzie mnie posłuchać dopiero wtedy, gdy zobaczy dyplom ukończenia studiów. Zanim to nastąpiło bywałam z Piotrem w pięknych krakowskich domach. Zapraszano go często na kolacje, Piotr czasem zapraszał mnie do towarzystwa. Wcześniej "zadawał mi" temat, z literatury, historii, mitów greckich. Przygotowywałam się, szperałam w bibliotece, by potem ot tak, po prostu brylować w salonach.

Pani zaś była zafascynowana Piotrem Skrzyneckim.
Jak każdy, kto miał szczęście go spotkać. Jeśli mówimy o Damach przychodzi na myśl średniowiecze. Damy i rycerze, którzy później zmieniali się w dżentelmenów. Piotr był jednocześnie i rycerzem, i dżentelmenem. Miał wielką ciekawość świata i ludzi, odwagę, szacunek dla rozmówcy i wielki dar słuchania. W każdym doszukiwał się czegoś niezwykłego, niepowtarzalnego. Z równą powagą i skupieniem rozmawiał z filozofem jak z dzieckiem. Uwielbiali go pijacy i menele, z którymi się zaprzyjaźniał. To czasem byli menele wybitni, np. Wypłosz, który przestać być menelem krakowskim i stał się menelem w San Francisco, czy słynny krakowski wariat - Szajbus, którego w filmie Anioł w Krakowie świetnie zagrał Jerzy Trela.

Piotr Skrzynecki mylił się czasem?
Zdarzało się, że ludzie pod jego wpływem za bardzo uwierzyli w swoją niezwykłość. Wielu przepadło, zapadało się w nicość, w alkoholizm.

Ile z tamtej Piwnicy pod Baranami zostało dzisiaj?
Nieraz słyszę zarzuty, że to już nie jest ta Piwnica, co za życia Piotra. Przecież kiedy Piotr żył, wtedy również każdy kabaret, każde przedstawienie było inne, nieprzewidywalne. Piotr mawiał: Kabaret można zacząć, gdy jest konferansjer i pianista, pozostali artyści jakoś się pozłażą. I na tym właśnie polega urok i niezwykłość Piwnicy, że nigdy nie wiadomo, jaki będzie spektakl, kto akurat będzie mógł przyjść, bo przychodzą ci, którzy mają czas i ochotę. Nie jesteśmy teatrem zawodowym, każdy ma inne zajęcie, nie mamy i nigdy nie mieliśmy regularnych prób . Improwizacja, adrenalina, ten niespotykany nigdzie indziej poziom emocji odróżniają nas od innych kabaretów. Tak samo dzieje się z naszymi piosenkami. One zmieniają się, żyją swoim życiem, za każdym razem brzmią inaczej i po latach nagle uzmysławiamy sobie, że to już jest zupełnie inny, nowy za każdym razem utwór.

Może publiczność się zmieniła ?
To wciąż ta sama życzliwość, szaleństwo i miłość, którą my, artyści, czujemy. Przychodzi tu już czwarte pokolenie. Pewnie nie każdy poczuje jej klimat. Pani Marta Stebnicka powiedziała kiedyś, że "Piwnica tradycyjnie w drugim obiegu". Natomiast tych życzliwych ludzi, którzy wypełnią niewielkie pomieszczenia Piwnicy, nie brakuje. Nikt nie potrafi powiedzieć, czemu czasem udaje nam się zagrać fantastyczny spektakl, a innym - w naszym odczuciu - taki sobie. To pewnie zależy od naszego nastroju, od dnia, od publiczności.

Publiczności?
Najbardziej widać to na spektaklach dla określonych grup zawodowych. Najłatwiej gra się dla prawników, lekarze i aptekarze są bardziej wymagający, śmieją się w innych momentach. Natomiast najwspanialsza, najgorętsza i najwierniejsza publiczność pochodzi z Tychów.

Moje rodzinne miasto.
Kiedyś w teatrze w Tychach orkiestra Aukso pod dyrekcją pana Marka Mosia zagrała dla nas kilka naszych utworów. Dostaliśmy prezent od profesjonalnej światowej sławy orkiestry! Wzruszyliśmy się do łez. W kościołach w Tychach grywamy co roku piwniczne kolędy!

Pani ostatnio obchodziła urodziny. Czego Pani życzyć?
Jak najwięcej pięknej muzyki! Jestem na scenie w Piwnicy ponad 40 lat, i wciąż mam mnóstwo niezrealizowanych muzycznych marzeń.

Ola Maurer
Pochodzi ze Starego Sącza, mieszka w Krakowie. Romanistka, piosenkarka, artystka "Piwnicy pod Baranami". Ostatnio uhonorowana odznaką Honoris Gratia - zasłużona dla Krakowa.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska