Starsi pamiętają
Na zakopiańskich Krupówkach od kilku dni można oglądać wystawę poświęconą rocznicy 115-lecia istnienia Związku Podhalan (przed wojną nosił nazwę Związek Górali). Zakopiański magistrat na kilku planszach umieścił archiwalne zdjęcia i informacje dotyczące organizacji i jej historii.
- Brakuje tam jednak bardzo ważnej informacji - mówi Aldona Malinowska, uczestniczka Powstania Warszawskiego, która obecnie wraz z córką spędza urlop w Zakopanem. - Nie ma tu informacji o Goralenvolku (z niem. naród góralski - przyp. red.), czyli zdradzie Polski, jaką część działaczy Związku Górali dokonała w 1939 roku. My starsi, o tym cały czas pamiętamy. Młodzi nie wiedzą już jednak nic na ten temat. Dziwię się, że w Zakopanem na progu 80. rocznicy tamtych zdarzeń nie organizuje się dosłownie żadnego wydarzenia wspominkowego.
Obchody na cześć ofiar?
Podobnego zdania jest więcej osób. Oczywiście nikt nie mówi o żadnych wesołych uroczystościach, bo wspominając Goralenvolk po prostu nie ma czego świętować. Można było jednak zrobić konferencję naukową dla historyków, pokazać film dokumentalny (o tym, że w czasie wojny było ciężko i ludzie musieli podejmować trudne, czytaj - nie zawsze słuszne wybory) czy przygotować wystawę zdjęć lat 40. XX w.
- Przecież w Polsce upamiętnia się często także przykre wydarzenia, jak np. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego czy rozpoczęcia pogromu kieleckiego - mówi Marek Gąsienica, student historii z Zakopanego. - Robi się to m.in po to, by w ten sposób oddać hołd ofiarom danych wydarzeń. A przecież przez Goralenvolk też ginęli ludzie. Mój stryjeczny pradziadek trafił do Auschwitz, bo zadenuncjował go Niemcom sąsiad, który wziął góralską kenkartę.
Nawet o tym nie pomyśleli
Problem w tym, że osób uważających podobnie jest na Podhalu o wiele mniej niż tych, które o trudnej przeszłości górali chcieliby zapomnieć. To powoduje, że samorządowcy czy liderzy społeczni nie tyle nie widzą potrzeby zaznaczenia 80. rocznicy „góralskiego hołdu Niemcom”, co w ogóle nie chcą na ten temat rozmawiać.
- Miasto nie będzie organizować z tej okazji żadnych wydarzeń - mówi „Krakowskiej” Agnieszka Nowak-Gąsienica. - Nawet o tym nie pomyśleliśmy. Dlaczego? Nie potrafię odpowiedzieć.
Komentarza w tej sprawie odmówili nam też członkowie Związku Podhalan oraz lokalni historycy, którzy w przeszłości badali Goralenvolk. Być może dzieje się tak, bo w obecnych czasach mówienie o trudnej dla Polaków historii nie jest dobrze widziane w kręgach państwowych. Tak można wywnioskować również z faktu, że brak jakichkolwiek obchodów 80. rocznicy wydarzeń z listopada 1939 roku także ze strony pracowników Instytutu Pamięci Narodowej.
Czym był Goralenvolk?
Po zajęciu Podhala przez Niemcy we wrześniu 1939 r. przedwojenny działacz Obozu Zjednoczenia Narodowego dr Henryk Szatkowski zaczął przy wsparciu okupanta propagować ideę, jakoby górale byli pochodzenia niemieckiego (Goralenvolk - naród, lud góralski). Dlatego 7 listopada delegacja górali udała się do Krakowa, gdzie wręczyła Hansowi Frankowi złotą ciupagę i złożyła gratulacje za wojskowe sukcesy. Pięć dni później (12 listopada) hitlerowski gubernator przybył do Zakopanego, gdzie górale złożyli mu hołd i podziękowali za „oswobodzenie górali od ucisku polskich władz”. Po tym Niemcy zezwolili na wydawanie góralom oddzielnych kenkart, w których wpisywano narodowość góralską. Przyjęcie jej było formą kolaboracji. Choć oficjalne rejestry zaginęły, szacuje się, że taką kenkartę przyjął co piąty mieszkaniec przedwojennego powiatu nowotarskiego. Był to największy odsetek osób kolaborujących z okupantem w całej Polsce.
