Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skawiński i Tkaczyk: Duzi chłopcy z Kombii

Paweł Gzyl
Grzegorz Skawiński (z lewej) w liceum w Mławie  poznał Waldemara Tkaczyka. Założyli zespół Kameleon. Od 1974 był członkiem zespołu Akcenty, który w 1976 przekształcił  się w Kombi.
Grzegorz Skawiński (z lewej) w liceum w Mławie poznał Waldemara Tkaczyka. Założyli zespół Kameleon. Od 1974 był członkiem zespołu Akcenty, który w 1976 przekształcił się w Kombi. wytwórnia Universal
Na okładce nowej płyty grupy Kombii, obaj jej liderzy, Grzegorz Skawiński i Waldemar Tkaczyk, wyglądają jak... wysportowani młodzieńcy. I do tego ten tytuł albumu: "Wszystko jest jak pierwszy raz". Czy to oznacza, że popularni muzycy przeżywają właśnie drugą młodość? Kilka trudnych pytań zadał im - Paweł Gzyl.

Sami wywołaliście wilka z lasu tytułem swojej płyty. Nie mogę więc nie zapytać, kiedy był Wasz pierwszy raz?
Waldemar Tkaczyk: (śmiech) Dobrze, że pan zadał to pytanie. Bo to ja napisałem ten tekst. I chciałem się w nim odnieść do sytuacji ludzi w moim wieku, którzy czasem przeżywają różne emocje tak samo jak za pierwszym razem. Ale oczywiście już gdy mówiłem znajomym o tym tytule, to wszystkim od razu kojarzył się on z jednym - pierwszą miłością. Tymczasem ja to odniosłem do różnych rzeczy. Bo można się zachwycić po raz kolejny nie tylko kobietą, ale choćby muzyką! No, ale teraz mamy wiosnę, więc wszyscy krążą jedynie wokół spraw miłosnych.

Grzegorz Skawiński: Oczywiście, chodzi tu o pierwsze więzi uczuciowe. Ale też o sentyment, który zostaje na lata. Dla mnie to ma jednak wręcz filozoficzny wymiar: że nic w życiu nie powtarza się dwa razy. Czasem się mówi: "A, to już było". Ale to nieprawda. Bo zawsze jest inny kontekst, inny czas, inne realia.

No, ale skoro już to pytanie padło: Pamiętacie Panowie swe pierwsze miłości?
Tkaczyk: Wiadomo, że takie uczucia przeżywa się mając kilkanaście lat. A może nawet wcześniej - jakieś platoniczne zauroczenia dotykały mnie już w podstawówce. Z pełną mocą wybuchło to jednak dopiero w liceum.

Skawiński:
Ja zakochałem się jako nastolatek w pewnej Marysi (śmiech). To była typowo szczenięca miłość. Czyli jeszcze nic się nie zaczęło, a już się skończyło.

Przenieśmy te rozważania na bezpieczniejszy grunt. Czy nagrywając ten album czuliście takie same emocje, jak nagrywając pierwszą płytę w karierze?
Skawiński: I to jest właśnie istotne! Postanowiliśmy bowiem zarejestrować te premierowe piosenki na żywo, grając wszyscy razem, stojąc w wielkim studiu. Czyli dokładnie tak jak kiedyś się nagrywało. Przez to płyta ma dodatkowy walor - świeżość, płynącą ze wspólnego muzykowania, bo naprawdę znowu się tym ekscytowaliśmy. Ostatni raz nagrywaliśmy tak za czasów zespołu O.N.A. Żadna z wcześniejszych płyt Kombii nie powstała w taki sposób. Zawsze tworzyliśmy z wykorzystaniem mnóstwa elektroniki, a teraz jest jej znacznie mniej. Zrobiliśmy to celowo, by pokazać, że nie jesteśmy niewolnikami technologii. Stąd też tytuł płyty - bo znów jest tak jak kiedyś.

Grając z sobą ponad czterdzieści lat jesteście Panowie w stanie wykrzesać z siebie podobny entuzjazm, jak na początku kariery?
Skawiński: To niesłychane - ale w przypadku tej płyty właśnie tak było. Wszystkie podkłady nagraliśmy w pięć dni. Oczywiście, wcześniej dużo ćwiczyliśmy - ale ciągle była ta ekscytacja z grania. Poprzednio wszystko tworzyliśmy poprzez nakładanie poszczególnych śladów na komputerze z udziałem producenta. A przecież dla każdego muzyka nie ma nic bardziej ekscytującego niż granie na żywo. Tym bardziej że jesteśmy zawodowcami i potrafimy posługiwać się swymi instrumentami. Mam nadzieję, że atmosfera naszej ekscytacji udzieli się również słuchaczom. Bo w tych nagraniach jest prosta prawda: stajesz, umiesz, grasz. Jest w nich zaklęta pewna moc i piękno, których nie da się uzyskać w inny sposób.
Kontynuując wątek: Kiedy Panowie spotkaliście się pierwszy raz i zaczęliście wspólnie muzykować?

Tkaczyk: Pamiętam dokładnie: spotkaliśmy się 1 września 1968 roku w tej samej klasie liceum. Od razu zgadaliśmy się, że mamy wspólne zainteresowania muzyczne. Już jesienią mieliśmy swój sprzęt i graliśmy jako zespół Kameleon. Skład się zmieniał, braliśmy udział w lokalnych konkursach i festiwalach. Żeby robić karierę, przenieśliśmy się do Trójmiasta.

No właśnie: przez cały ten czas zmieniali się Wasi współpracownicy, a Wy jesteście ciągle razem. To dzięki temu, że łączy Was przyjaźń?
Tkaczyk: Oczywiście. Inaczej by chyba z tego nic nie wyszło. Czasem musimy od siebie odpocząć, bo trzy czwarte roku jesteśmy w trasie. Potem prywatne kontakty ograniczają się do świątecznych okazji typu urodziny czy imieniny, ale to dlatego, że będąc razem w trasie czy studiu mamy czas obgadać dosłownie wszystkie sprawy. Być może to właśnie jest recepta na utrzymanie zespołu? Trzeba też tolerować swoje wady, umieć pójść na kompromis, szanować siebie nawzajem. Generalnie łączy nas miłość do muzyki. Dodatkowym motorem jest pewnie też to, że od tylu lat cokolwiek zrobimy, jakoś nam to wszystko wychodzi. Skoro więc jest dobrze, po co to zmieniać? Konflikty rodzą się wtedy, kiedy jest źle: gdy nie ma sukcesów albo kasy. Kiedy są te obie rzeczy, nikt nie szuka winnych.

Wydaje się, że mają Panowie zupełnie odmienne charaktery. Pan Grzegorz jest typem hedonisty, a Pan Waldemar - woli stać z boku. Zgadza się?

Tkaczyk: Ja jestem też hedonistą, ale skrytym (śmiech). A poważnie mówiąc: ponieważ Grzegorz stoi za mikrofonem, jest postacią znaną i rozpoznawaną. Czasem kiedy narzeka, że znowu musi udzielać jakiegoś wywiadu, to mu odpowiadam: "Chciałbym się z tobą zamienić"...

Skawiński: ... na co ja mu mówię: "No to się zamień i zacznij śpiewać!" (śmiech).

Obaj prezentujecie się jednak jako niepoprawni romantycy - o czym świadczą teksty nowych piosenek.
Tkaczyk: To, że jesteśmy facetami nie przesądza o niczym. Przecież, jak to śpiewają nasi koledzy: "Do tanga trzeba dwojga". Staramy się więc pisać takie teksty, żeby trafiały do kobiet i mężczyzn.

Skawiński: Na nowej płycie - znów pierwszy raz - skorzystaliśmy z pomocy kolegów, którzy napisali specjalnie dla nas kilka tekstów. To był Andrzej Piaseczny, Marek Kościkiewicz i Liber. Nie sugerowaliśmy im absolutnie żadnych tematów. Dlatego tematyka tekstów jest zupełnie przypadkowa. Wszyscy przynieśli takie teksty, jakie sami napisali. Mnie się dobrze je śpiewa, bo są w nich autentyczne uczucia. Dla mnie to ważne - bo kiedy coś wykonuję, muszę się z tym zgadzać. I akurat wszystko teraz pasuje: niektóre teksty są wręcz piękne. Śpiewać je było dla mnie wielką przyjemnością.

Najbardziej emocjonalne są tutaj dwie ballady tylko na głos i fortepian. Ciężko będzie je chyba wykonać na żywo.
Skawiński: Wprost przeciwnie. "Twarzą w twarz" już śpiewałem na koncertach - i było wspaniale! Piosenka spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Bo to kwintesencja emocjonalnego podejścia do muzyki. Pewnie dlatego, że utwór ma tak oszczędną aranżację. Gdybyśmy tam jeszcze cokolwiek dodali - wyszedłby z tego banał.

Mnie najbardziej podoba się piosenka "Jak pierwszy raz": bo przypomina mi słynny "Let's Dance" Davida Bowie z udziałem Nile'a Rodgersa z grupy Chic. To celowy hołd?

Tkaczyk: Jak najbardziej. Ten utwór, kiedy jeszcze nie miał tekstu, nazywaliśmy "Motown", bo jego korzenie tkwią w "czarnej" muzyce z tej słynnej wytwórni. Wychowaliśmy się na tych brzmieniach i nadal je lubimy. Kiedy niedawno przypomniał je tak ładnie zespół Daft Punk, spodobało nam się to - i sami postanowiliśmy wrócić do tamtych lat. Aby znów było jak za pierwszym razem! (śmiech) .

Skawiński: Jesteś pierwszą osobą, która to zauważyła. Kiedy rozmawialiśmy o tym nagraniu z naszym producentem, Rafałem Paczkowskim, ustaliliśmy, że zrobimy je właśnie w stylu Dawida Bowie. To była nasza świadoma decyzja - dokładnie tak chcieliśmy zaaranżować ten utwór.

Na okładce albumu wyglądają Panowie obaj jak... młodzieńcy. Co trzeba robić, aby być w tak dobrej formie?
Skawiński: Ja zacząłem dwa i pół roku temu terapię odchudzającą - i zrzuciłem aż trzydzieści kilo. Dlatego pewnie mój wygląd tak się poprawił. Jedynie ze zmarszczkami nic się niestety na dało zrobić. Stąd nie ma na zdjęciach zbliżeń (śmiech).
Tkaczyk: Celowo jest na nich mgiełka - aby przypominały estetykę lat 70. Bo wtedy była moda na zdjęcia, jak przez pończochę. Rozmyte kontury, pastelowe barwy. Dzięki temu mniej widać nasze zmęczone życiem twarze (śmiech). Generalnie staramy się jednak dbać o siebie, oczywiście bez przesady, ale żeby na scenie wyglądać estetycznie. Żeby nie człapać, jak jacyś staruszkowie (śmiech). Sprzyja temu nasz rock'n'rollowy tryb życia - i to chyba jest ta najważniejsza recepta.

Panie Grzegorzu, kilka lat temu powiedział Pan w jednym z wywiadów: "Ciągle jestem dużym chłopcem". Powtórzyłby Pan i dzisiaj tę deklarację?
Skawiński: Myślę, że tak. Jestem nadal dużym chłopcem i chciałbym nim pozostać do końca swoich dni. Przez to, że pracuję nad sobą i zrzuciłem tę wagę, zachowuję młodzieńczą energię. I to upoważnia mnie do śpiewania takich tekstów, jak na nowej płycie. Przez to jestem bardziej przekonywający. To są rytmiczne, wręcz taneczne utwory, więc są wiarygodne tylko wtedy, kiedy wykonuje je facet szczupły i dynamiczny, a nie jakiś nieruchawy grubas (śmiech).

Jest Pan również zdeklarowanym kawalerem. Nic Pan nie będzie zmieniał w tej kwestii?
Skawiński: Nie. Ożeniłem się z muzyką - i niech tak już zostanie. Muzyka to moja kochanka i żona. Nie zamierzam tego zmieniać.

Panie Waldku, a Pan zupełnie odwrotnie: jest Pan rodzinnym człowiekiem.
Tkaczyk: To widać nawet po zespole: bo od ponad trzech lat gra z nami mój syn. Jestem żonaty od 29 lat z tą samą kobietą, mamy troje dzieci. Do tego zbudowałem dom i posadziłem drzewo. Mogę więc powiedzieć, że jestem spełnionym mężczyzną.

Trudno w show-biznesie utrzymać stabilną rodzinę?
Tkaczyk: Jest wiele takich rodzin, tylko ich obecność nie jest nagłaśniana w mediach, bo to mniej interesujące niż gwiazdor zmieniający żony, jak rękawiczki. Poza tym, wydaje mi się, że to bardziej sprawa charakteru i podejścia do życia, a nie środowiska, w którym się funkcjonuje. Zresztą, wszędzie, gdzie pojawiają się wielkie pieniądze, ludziom wydaje się, że wszystko im wolno. Stąd potem różne zakręty życiowe.

No właśnie: w tekstach do piosenek "Proszę wróć" czy "Bilet w jedną stronę" jest mowa o tych zakrętach życiowych, trudnych chwilach rozstań i samotności. To Was też dotykało?

Tkaczyk: Mamy takie same problemy jak inni ludzie. Mówimy tylko o nich głośno w swoich piosenkach. Każdy z nas przechodził przez różne meandry życiowe. Raz bywało z górki, a kiedy indziej - pod górkę.

Skawiński: Kariera i pieniądze nie czynią człowieka odporniejszym na życiowe dramaty. Ludzie tylko mają takie złudne odczucie, że ktoś, kto jest sławny i ma kasę, to jego zdrady, rozwody czy choroby nie dotyczą. Przeciwnie - dotyczą, jak każdego innego człowieka. Nie jesteśmy pod tym względem czymś wyjątkowym. Wolimy jednak mówić o tych sprawach w naszych tekstach niż w wywiadach, bo dzięki temu te przeżycia zyskują uniwersalne uogólnienie i każdy może się z nimi identyfikować.

Słynny raper The Notorious B.I.G. powiedział kiedyś: "Więcej kasy i sukcesów, to więcej problemów". Zgadzacie się z nim?
Tkaczyk: Całe szczęście my jakoś nigdy nie mieliśmy wielkich problemów. Historia Kombi nie jest smutna i tragiczna. Również w życiu prywatnym w miarę się nam układało.

Kiedyś mówiło się, że jak młode chłopaki zakładają zespół, to po to, aby łatwiej im było podrywać dziewczyny. Bycie w Kombii pomaga w sprawach damsko-męskich?
Tkaczyk: Krążą wśród muzyków takie "złote myśli" (śmiech). Tak naprawdę trzeba jednak mieć w sobie iskrę bożą, która sprawia, że kiedy chwyta się za gitarę czy mikrofon, wychodzi z tego coś sensownego. Reszta - to tylko pochodne. Jak ktoś łapie za instrument tylko po to, aby podrywać dziewczyny, to daleko nie zajdzie, może jedynie na jakiś dansing (śmiech). Oczywiście, jest w tym też jakaś prawda, bo płeć piękna ma słabość do muzyków. Ale i tak wydaje mi się, że jeszcze większą słabość ma do... bogatych biznesmenów (śmiech).

Czas płynie nieubłaganie. Widzą się Panowie na scenie za dziesięć lat?
Tkaczyk: Jedyne, co możemy dzisiaj powiedzieć, to tylko tyle, że mamy taką nadzieję (śmiech). Mimo tego komplementowanego przez pana naszego świetnego wyglądu, to już pewne rzeczy dają znać o sobie. Cóż - mamy swoje lata, zatem może być różnie. Ale cały czas uważamy, że jesteśmy u progu kariery i ciągle staramy się patrzyć w przyszłość, a nie oglądać się w przeszłość.

Skawiński: Patrząc na naszych starszych kolegów, choćby Micka Jaggera czy Paula McCartneya, widać że mamy jeszcze trochę czasu. Jeśli nie nastąpią jakieś niepożądane zwroty akcji, na pewno będziemy grać jak najdłużej. Byleby tylko było to na przyzwoitym poziomie (śmiech).

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska