Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sobolewski: Drużyna to nie jest fabryka. Potrzeba czasu, by wszystko grało

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
– Chcę mocno podkreślić, że dzisiejsza Wisła nie jest aż tak dobra, żeby być cały czas liderem. Oczywiście miło było na początku sezonu zajmować tę pozycję, ale warto spuścić trochę powietrza z tego balona. Z drugiej strony nie jesteśmy też aż tak słabi, jak wyglądał ten ostatni tydzień i mecze w Kielcach z Koroną – mówi Radosław Sobolewski, były piłkarz Wisły Kraków, a dzisiaj asystent trenera „Białej Gwiazdy” Kiko Ramireza.

– Opadł już kurz po tym, co wydarzyło się w Kielcach?
– Tak jak zawsze, jak po każdym meczu.

– Wnioski zostały wyciągnięte?
– Oczywiście, przeanalizowaliśmy wszystko dogłębnie. Wnioski zostały przekazane zespołowi. Wiemy, co musimy poprawić i idziemy w dobrą stronę.

– W tabeli ekstraklasy Wisła wygląda na dzisiaj dobrze, ma sporo punktów. Chciałbym jednak zapytać Pana, człowieka, który tyle lat związany jest z „Białą Gwiazdą”, czy podoba się Panu styl, w jakim gra drużyna?
– Dobrze, że to pytanie zaczęło się od punktów, czyli zwycięstw. A tych mieliśmy sporo w tym sezonie. Warto wspomnieć, w jakiej sytuacji był klub, drużyna przed rokiem i to porównać. Widać zatem, jak ciężką i długą drogę przeszliśmy w i jakim momencie jesteśmy. Skoro mamy w tej chwili trzy punkty straty do lidera, to widać jak wiele się zmieniło. Oczywiście jeśli popatrzymy tylko na to, co jest teraz, to nie jest idealnie. Nie do końca wygląda to tak jak życzyliby sobie kibice, trenerzy i również piłkarze. Tylko, że powinniśmy cofnąć się trochę w czasie, do momentu, gdy zamykało się okno transferowe i popatrzeć, ilu nowych zawodników do nas przyszło. Wielu z nich nie miało czasu przepracować z nami okresu przygotowawczego. Trzeba popatrzeć również, kto odszedł. Straciliśmy jedynego reprezentanta Polski, Krzysztofa Mączyńskiego. Tuż przed zamknięciem okna transferowego, na trzy dni przed meczem z Zagłębiem odszedł Petar Brlek. Można powiedzieć, że straciliśmy całą bazę, którą trenerowi Ramirezowi udało się zbudować w trakcie poprzedniego sezonu i w okresie przygotowawczym. Teraz musimy pracować nad tym, żeby wszystko poprawić, żeby wszystko znów zaczęło grać. Na to potrzeba jednak czasu i cierpliwości. Dobrze, że w tej drużynie są wciąż tacy zawodnicy jak Arek Głowacki, Paweł Brożek, czy Rafał Boguski. Trener Ramirez mocno zabiegał o ich pozostanie na kolejny sezon. Właśnie dlatego, że chciał mieć bazę, na której można budować coś nowego. Oni może ostatnio grają mniej, ale wciąż pełnią w zespole niezwykle istotną rolę.

– Zmian rzeczywiście zaszło sporo, ale zastanawia jedna kwestia. Skoro przyszło tylu nowych zawodników, to czy niektórzy z nich nie za szybko dostają miejsce w składzie, tym bardziej, że są w drużynie zawodnicy, którzy cały okres przygotowawczy solidnie przepracowali?
– Są dwie filozofie. Niektórzy trenerzy uważają, że nowy piłkarz powinien dostać, trzy, cztery tygodnie na aklimatyzację. Jest jednak i druga teoria, w myśl której skoro ktoś podpisał kontrakt, to od razu jest pełnoprawnym zawodnikiem. Trener Ramirez jest wyznawcą tej drugiej filozofii, ale myślę, że zarzuty pod jego kierunkiem są artykułowane przede wszystkim dlatego, bo wszystko obraca się wokół wyniku. Gdyby on był w ostatnich meczach, to nikt nie zastanawiałby się, czy Ramirez zrobił dobrze czy źle. Tak było zimą z Polem Llonchem, Ivanem Gonzalezem, czy teraz z Carlitosem, również z Bashą. Druga kwestia, to że nie mamy drugiego zespołu i gdzie ogrywać tych nowych zawodników? Nie mamy drugiego okresu przygotowawczego. To co normalnie robi się właśnie w tym czasie, my musimy robić w trakcie ligi. Przez to, że tak robimy, czasem zdarzają się pomyłki. Nie powinno zaciemniać to jednak obrazu całości.

– Zgoda, ale gra Wisły nie zachwycała nawet w tych wygranych meczach. Sygnalizowaliśmy to już choćby po wygranym meczu z Piastem, więc to nie jest tak, że patrzymy tylko na wynik. Przed Wisłą teraz spotkania z drużynami z czołówki i schody dopiero się zaczynają.
– Schody są zawsze, na każde zwycięstwo trzeba ciężko pracować. To, że ja teraz mówię, że potrzebujemy czasu, nie oznacza przecież, że chcemy przegrywać mecz za meczem. Musimy robić i robimy wszystko tak, żeby z każdy tygodniem było lepiej. Chcę mocno podkreślić, że dzisiejsza Wisła nie jest aż tak dobra, żeby być cały czas liderem. Oczywiście miło było na początku sezonu zajmować tę pozycję, ale warto spuścić trochę powietrza z tego balona. Z drugiej strony nie jesteśmy też aż tak słabi, jak wyglądał ten ostatni tydzień i mecze w Kielcach z Koroną. Trzeba na to wszystko popatrzeć na chłodno. Będziemy robić wszystko, żeby nowi zawodnicy jak najszybciej wdrożyli się w zespół, żeby poznali specyfikę drużyny i ligi. Tak samo będziemy pomagać tym starszym zawodnikom, którzy już w drużynie są od dłuższego czasu. Generalnie chodzi o to, żeby trenerzy byli sprawiedliwi.

– Skoro poruszył Pan ten temat. Wiosną nie było tego problemu, natomiast teraz można odnieść wrażenie, że czasami na boisko wychodzą w podstawowym składzie piłkarze słabsi od tych, którzy siedzą na ławce lub wręcz trybunach. Symbolem tego były te cztery mecze Ze Manuela w pierwszej jedenastce, mimo że Portugalczyk grał bardzo słabo.
– Ze Manuel po podpisaniu kontraktu stał się takim samym zawodnikiem, jak wszyscy w zespole i dostał swoją szansę. Podkreślam jednak, że decyzją sztabu trenerskiego w ostatnich dwóch meczach nie znalazł się w osiemnastce meczowej. Teraz musi zapracować na kolejną szansę.

– Nie uważa Pan jednak, że taki nowy piłkarz najpierw powinien zapracować na miejsce w składzie?
– Myślę, że bardziej chodzi o to, że wszyscy chcieliby, żeby on od samego początku prezentował znakomitą dyspozycję. To ja w tym momencie chciałem tylko przypomnieć, jak na początku swojego pobytu w Wiśle prezentował się Petar Brlek i ile miesięcy zajęło mu, żeby grać na takim poziomie, żeby wszyscy byli zadowoleni. Mieliśmy Petara wtedy skreślać? Przecież on jeszcze za czasów trenera Dariusza Wdowczyka popełniał poważne błędy. Przyszedł jednak moment, że się przełamał, że zaczął grać lepiej. Nie skreślajmy zatem zbyt szybko ludzi, którym za chwilę wszystko może zacząć wychodzić. Odnoszę wrażenie, że my w Polsce czasami zbyt szybko tworzymy ostateczne opinie na temat kogoś. A gdy wychodzi zupełnie inaczej, to już mało kto potrafi się przyznać do błędu. Lubimy albo kogoś wychwalać pod niebiosa, albo od razu przekreślać, a czasami przydałaby się bardziej spokojna, rzeczowa ocena.

– Skoro apeluje Pan o cierpliwość, to jest Pan w stanie określić, ile tego czasu potrzeba, żeby tryby w tej nowej wiślackiej maszynie zaczęły się zazębiać?
– Drużyna to nie jest fabryka, w której przykręci się pięć śrub i wszystko gra, jak ktoś sobie zaplanował. Mogę jednak powiedzieć w ten sposób, że można śmiało od nas wymagać efektów po takim czasie, jak wynosi okres przygotowawczy. Myślę, że po paru tygodniach powinno to wszystko wyglądać o wiele lepiej niż ostatnio.

– Ma Pan jednak świadomość, że w Wiśle Kraków kibice są bardzo wymagający i nie chcą czekać?
– To może zmieńmy to podejście w tej naszej wiślackiej rodzinie. Łatwo jest bowiem na kogoś wylewać pomyje, ale jak później człowiek się obroni, to smród zostaje.

– Dobrze, co zatem chcecie poprawić w pierwszym rzędzie? Obronę? Wisła traci dzisiaj sporo bramek, a jeszcze nie tak dawno dyrektor sportowy Manuel Junco podkreślał, że to musi się zmienić w pierwszym rzędzie. Tymczasem po trzy bramki straciliście w Zabrzu, Lubinie, Gdyni, dwie w Kielcach.
– Mecz z Zagłębiem był takim przełomowym, bo zagraliśmy już bez Petara Brleka. Od tego momentu zaczął mocno zmieniać się nasz środek pola. Do tego momentu nie wyglądało to aż tak źle, nawet mimo meczu w Zabrzu. Wcześniej była jakaś baza, grała prawie ta sama drużyna od stycznia. Wiem, że kibice się niecierpliwią, mówią, że skoro sprowadziliśmy nowych piłkarzy, to od razu ta drużyna powinna grać pięknie, strzelać bramki i wygrywać mecz za meczem. To nie takie proste. Wszystko trzeba robić krok po kroku. My chcemy w pierwszym rzędzie skupić się na wygrywaniu i rzeczywiście, żeby zacząć to robić, trzeba lepiej bronić. Jako cały zespół, ale również indywidualnie. Można mieć dużo pretensji, że jako drużyna nie robimy pewnych rzeczy na boisku, ale żeby wykonywać określone zadania, wszyscy muszą się lepiej poznać. Jeden czy drugi piłkarz musi wiedzieć, jak zachowa się kolega, muszą pojawić się automatyzmy. Każdy piłkarz indywidualnie musi poprawić swoją grę w defensywie. Mamy problem również przez to, że jest dużo nowych zawodników, którzy nie znają polskiej ekstraklasy i też potrzebują czasu na aklimatyzację w tej lidze. Jakbyśmy nie psioczyli na naszą ekstraklasę, to intensywność jest w niej duża, wiele jest twardych, fizycznych pojedynków. Niektórzy jeszcze z tym się nie oswoili. Tacy piłkarze jak Basha, Velez, a wcześniej Llonch czy Gonzalez, szybko w to weszli, bo sami lubią taki styl. Carlitos potrzebował jednak już kilku sparingów, żeby poznać specyfikę gry w Polsce. Może inni teraz też tego potrzebują, np. przywoływany wcześniej Ze Manuel. Jeszcze raz powtórzę, potrzeba cierpliwości.

– To kiedy ta drużyna zacznie grać lepiej?
– Ta drużyna już teraz jest w stanie grać lepiej niż w Kielcach.

– Ale z Piastem mecz też nie wyglądał dobrze. Gdyby nie błysk Carlitosa niemal w ostatniej chwili, też pewnie nie wygralibyście.
– Zawsze trzeba patrzeć również na przeciwnika. Może trzeba popatrzeć w ten sposób, że Piast dobrze się ustawiał w obronie, że grał konsekwentnie, że potrzeba było wiele wysiłku i czasu, żeby skruszyć ten mur i docenić, że kolejny raz graliśmy do samego końca o zwycięstwo.

– To może paradoksalnie w najbliższych meczach będzie łatwiej, bo drużyny z czołówki zagrają z Wisłą bardziej otwarty futbol?
– Bierzemy to pod uwagę, ale nie wykluczamy również takiego scenariusza, że w najbliższą sobotę Jagiellonia podejdzie do meczu pragmatycznie i poczeka na nas, na to co my zrobimy. W tej lidze nawet Legia, która ma taki skład i możliwości, że może zdominować każdego w Polsce, nie zawsze to potrafi zrobić. Ciężko dzisiaj wyrokować, jakie to będą mecze. Wiele będzie zależało od skuteczności. Może być np. tak, że będziemy przez większość spotkania skutecznie się bronić, a później wyprowadzimy jedną kontrę, strzelimy gola i wszyscy będą szczęśliwi. Ja wierzę, że z tygodnia na tydzień zespół będzie wyglądał lepiej i że wyklaruje się nowa, mocna baza drużyny. Wtedy będzie łatwiej o automatyzmy w grze, jeden nie będzie oglądał się na drugiego. Powtórzę jeszcze raz, trzeba na to wszystko popatrzeć obiektywnie i zauważyć, jak bardzo ten zespół się zmienił. My też uczymy się tego, jak poszczególni piłkarze odnajdują się w nowych dla siebie realiach.

– Wracając do Jagiellonii. Jak z nią gracie, to wciąż wywołuje to w Panu większe emocje?
– Przez całą moją karierę, jeśli mecze z Jagiellonią wywoływały we mnie emocje, to jedynie pozytywne. Zawsze cieszę się na spotkanie z tym klubem. Urodziłem się w Białymstoku i nigdy nie chciałem odcinać gałęzi, na której się wychowałem.

– Jak się Panu podoba Jagiellonia trenera Ireneusza Mamrota? Chyba nieco różni się od tej, którą prowadził Michał Probierz.
– Jeszcze za wcześnie na taką wiarygodną, solidną i zdecydowaną ocenę. Na ten moment wygląda to jednak bardzo dobrze. Jagiellonia wygrywa, a dzięki temu trener Mamrot ma czas i spokój, żeby wprowadzać swoje pomysły do gry Jagiellonii. Przejmował zespół, który jest wicemistrzem Polski, a wymagania w Białymstoku są duże.

– Liczycie trochę na pułapkę samozadowolenia w ekipie sobotniego rywala, skoro udało im się pierwszy raz od dłuższego czasu pokonać Legię?
– Staramy się liczyć tylko i wyłącznie na to, co sami zaprezentujemy. Żeby liczyć na coś więcej, musimy skupić się na sobie, na swoich problemach, błędach, na ich poprawie, bo było ich bardzo dużo w ostatnich meczach. Oczywiście analizujemy rywala, ale dla nas Wisła jest najważniejsza.

– Skupiacie się również na atmosferze w szatni? Skoro ta drużyna tak się zmieniła, to może trzeba popracować również nad jej scementowaniem nie tylko na boisku.
– Powiem w ten sposób, w ostatnim czasie nie zaniedbaliśmy jako trenerzy, ale również piłkarze tego elementu. Mogę powiedzieć tylko tyle, ale również aż tyle… Ostatni tydzień był gorący, ale również bardzo konstruktywny. Poszliśmy z pewnymi rzeczami bardzo do przodu. Teraz pora, żeby przełożyło się to na wyniki. Potrzebujemy takiego pozytywnego impulsu. Trochę takiego, jakim w zeszłym sezonie był mecz z Piastem, który wygraliśmy po bramce Patryka Małeckiego w doliczonym czasie gry. Przypomnę, że od tego momentu wszystkie tryby wskoczyły na swoje miejsce. Wierzę, że teraz też taki moment nastąpi i wkrótce wszyscy będą zadowoleni zarówno z wyników, jak i z gry Wisły. Oby ten moment nadszedł już w sobotę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska