Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spece od smutnych zadań

Katarzyna Janiszewska
Koordynatorzy odpowiedzialni za pomoc bliskim osób, które zginęły podczas katastrofy, od lewej Agnieszka Włodarczyk , Anna Rerak , Justyna Majchrowicz, Jolanta Maczka, Janusz Jankowski
Koordynatorzy odpowiedzialni za pomoc bliskim osób, które zginęły podczas katastrofy, od lewej Agnieszka Włodarczyk , Anna Rerak , Justyna Majchrowicz, Jolanta Maczka, Janusz Jankowski Wojtek Matusik
To było jak deja vu. Kolejny dzień, kolejny wpis w kalendarzu wojewody: "pogrzeb", bagażnik samochodu wypełniony wieńcami, wszyscy ubrani na czarno. Myśleli: ale to już było. Wychodzili na ulicę, a tam życie biegło swoim torem, ludzie śmiali się, rozmawiali, siedzieli przy piwie. O pracy koordynatorów, których zadaniem było pomaganie tym, którzy stracili bliskich pod Smoleńskiem - pisze Katarzyna Janiszewska

Najtrudniejszy był pierwszy telefon. Co powiedzie, żeby nie urazić rozmówcy? Jak w obliczu tragedii zapytać o numer konta, na które mają być przesłane pieniądze? Po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem każda rodzina, która straciła swoich bliskich, dostała z urzędu wojewódzkiego koordynatora. Pomagali oni w załatwieniu wszystkich formalności, sprowadzeniu ciał, przygotowaniu pogrzebu, organizacji transportu dla rodziny i bliskich.

Spotkanie ze śmiercią
- Nigdy wcześniej nie miałam styczności ze śmiercią - opowiada Anna Rerak, asystentka wojewody. - Wszyscy moi bliscy żyją. Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować, radziłam się koleżanek, zbierałam doświadczenia. Przed pierwszym telefonem zamknęłam się sama w pokoju. Przez chwilę siedziałam w ciszy, żeby się skupić. Trudno w takiej chwili pytać o tak materialną i prozaiczną rzecz, jak numer konta.

Justyna Majchrowicz z biura obsługi organizacyjnej i protokolarnej wojewody również bardzo się obawiała, żeby rozmówcy nie urazić, żeby taktownie się zachować. Ale jak określić, jakie zachowanie jest właściwe? - Z jednej strony musiałam być rzeczowa, konkretna, profesjonalna, z drugiej wykazać się empatią, współczuciem, ale też trzymać emocje na wodzy - zauważa Justyna Majchrowicz. - Niby miałam przygotowane co powiem.

Ale kiedy po drugiej stronie odzywała się osoba, która przeżywała taką tragedię, wszystkie scenariusze legły w gruzach. Brakowało mi słów. Do takiej sytuacji nie da się przygotować. Niezależnie od doświadczenia, lat pracy. Dla pani Justyny najtrudniejsze było pierwsze spotkanie. Miała za zadanie przekazać informację, że ciało zmarłego przyleciało do kraju.

Trudne rozmowy
- Przed tą rozmową jeszcze dłużej zbierałam się w sobie - przyznaje Majchrowicz. - Bałam się reakcji rodziny, ale zobaczyłam człowieka bardzo silnego, to było niesamowite. Mimo ogromnej tragedii, starał się sprostać tej sytuacji.

Agnieszka Włodarczyk, trzecia z koordynatorek, mocno przeżywała całą tragedię, bo sama straciła kiedyś bliskie osoby. Była przygotowana na to, że po drugiej stronie słuchawki może zapaść chwila ciszy. - Mówi się o oddzielaniu uczuć od pracy, ale w tej sytuacji nie było to możliwe - podkreśla. - Podczas rozmów nawiązywała się więź z rodziną. Starałam się patrzeć na zmarłego przez pryzmat jego funkcji, ale nie mogłam zapomnieć, że był czyimś ojcem, mężem, bratem.

Z biegiem czasu zdarzało się, że rodziny same kontaktowały się z koordynatorem. Mówiły jakie mają życzenia, na czym im zależy. Ważne było dla nich, kiedy trumny pojawią się w Krakowie, bo chcieli powitać swoich bliskich. Koordynatorzy starali się nie narzucać z pomocą, tylko działać w zależności od tego, jaki potrzeby zgłaszała rodzina.

- Zawsze wcześniej kontaktowałam się z warszawskim koordynatorem, żeby zapytać, czy coś się nie zmieniło, czy może mój telefon jest już zbędny - mówi Rerak. - Nie było przecież sensu, żeby pięć osób dzwoniło w tej samej sprawie i nękało rodzinę pogrążoną w żałobie.

Zorganizowanie jedenastu pogrzebów było ogromnym wyzwaniem logistycznym. Trzeba było zgrać wszystko w czasie. Pracownicy urzędu wojewódzkiego zaczęli pracę godzinę po tragedii, kiedy jeszcze nie było pełnej listy ofiar. Trzeba było zebrać informacje, kto z Małopolski leciał w samolocie. To była jedna, niekończąca się doba.

- Nikt nie patrzył na zegarek, godziny pracy przestały obowiązywać - opowiada Majchrowicz. - Wychodziliśmy z biura wieczorem, ale cały czas byliśmy pod telefonem. Nie było nawet chwili, żeby się nad tym wszystkim zastanowić, odreagować. Byliśmy w ferworze działania, organizowania, dopinania wszystkiego na ostatni guzik.

- W sobotę wieczorem, przed uroczystościami pogrzebowymi pary prezydenckiej dotarła do nas informacja, że na płytę lotniska mogą wejść dziennikarze - opowiada Joanna Sieradzka, rzeczniczka wojewody. - Samolot z trumnami miał wylądować bardzo wcześnie rano. Razem z koleżanką zaczęłyśmy obdzwaniać lokalne stacje telewizyjne, gazety, BBC, CNN, cały świat. W pewnym momencie zorientowałam się, że jest godz. 1.30 w nocy. Ale dziennikarze wcale nie spali i nie byli zaskoczeni, że dzwonię do nich o tak absurdalnej porze.

Sprawdzać, sprawdzać...
Pierwszy dzień po tragedii był koszmarny. Kompletny chaos, natłok informacji. Sytuacja zmieniała się bardzo dynamicznie. Ustalenia z godz. 9, przestawały być aktualne już o godz. 11. - Odbierałem po trzy telefony na raz - opowiada Janusz Jankowski, zastępca dyrektora wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w urzędzie wojewódzkim. - Bywały sytuacje, że miałem dwadzieścia minut na zorganizowanie policyjnej eskorty.

Każdą rzecz trzeba było sprawdzić kilka razy. Kiedy karawan jechał do Warszawy, Jankowski był w kontakcie telefonicznym z kierowcą. Gdy jedna z rodzin poprosiła o wystawienie trumny w kaplicy, osobiście jechał do zakładu pogrzebowego, żeby sprawdzić panujące tam warunki.

- Najtrudniejszy moment? - zastanawia się chwilę Jankowski. - W piątek, gdy przyszła informacja, że są problemy z przetransportowaniem samolotem trumny z ciałem jednej z ofiar. Było już bardzo mało czasu, a my musieliśmy to załatwić. Ranga tych wszystkich wydarzeń i oczekiwania społeczne były przytłaczające.

W prace włączyło się również kuratorium oświaty. Po pierwsze, trzeba było ustalić adresy szkół, do których chodziły dzieci ofiar katastrofy. A to wcale nie było takie proste. W środę kurator spotkał się z dyrektorami tych placówek. Dzieciom zapewniono pomoc psychologa, a jeżeli zajdzie taka potrzeba, będą mogły korzystać z bezpłatnych korepetycji.

- Prosiliśmy nauczycieli, by obserwowali uczniów, by podjęli próbę kontaktu z rodziną - opowiada Jolanta Mączka z kuratorium oświaty. - To, że teraz nie ma problemu, nie znaczy, że nie pojawi się w przyszłości.
Andrzej Woda, brat posła Wiesława Wody, który zginął w katastrofie, nie kryje swojej wdzięczności i uznania dla tych, którzy zajmowali się organizacją pogrzebu.

- Kontaktowaliśmy się z wicewojewodą Sorysem i zawsze był dla nas dostępny - opowiada. - Jeśli nie mógł odebrać telefonu w danej chwili, natychmiast oddzwaniał. Pani, która do nas dzwoniła, była zawsze bardzo delikatna, taktowna. Kiedy pojawiły się problemy z transportem ciała, wszyscy stanęli na głowie, żeby to wyjaśnić i załatwić.

Biurokracja jak kamfora
Nie było biurokracji, papierologii, przeciągania decyzji w nieskończoność. Wystarczył jeden telefon i wszystko było załatwione. Dla pracowników urzędu cały ten czas był jak deja vu. Kolejny dzień, kolejny wpis w kalendarzu wojewody: "pogrzeb", bagażnik samochodu wypełniony wieńcami, wszyscy na czarno.

- Myślałam sobie: ale to już było raz, drugi, dziesiąty - opowiadają koordynatorzy. - Wychodziliśmy z urzędu na ulicę, a tam życie biegło swoim torem, ludzie śmiali się, rozmawiali, siedzieli przy piwie, jeździli na rowerze. Dwa różne światy. - Dla nas praca nie skończyła się wraz z uroczystościami pogrzebowymi pary prezydenckiej - podkreślają koordynatorzy. - W poniedziałek odbył się ostatni pogrzeb. Znaliśmy tych ludzi osobiście. Na biurkach leżą jeszcze pisma podpisane przez nich, ich wizytówki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska