https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sularz. Z wyżyn władzy do urzędniczego biurka

Piotr Rąpalski
Paweł Sularz choć nie ma skończonych studiów dobrze zna się na samorządzie i prawie administracyjnym
Paweł Sularz choć nie ma skończonych studiów dobrze zna się na samorządzie i prawie administracyjnym Katarzyna Prokuska
Prężny samorządowiec, lider PO, mistrz ciętej riposty. Teraz bezpartyjny, zwykły urzędnik i to zatrudniony przez prezydenta, któremu niegdyś zarzucał, że "biega w za krótkich spodenkach". Ma współpracować z radą miasta, gdzie rządzi Platforma. Ta sama, z której go wyrzucono.

Paweł Sularz talent do samorządu i denerwowania władz szlifować zaczął już w liceum. To on w ogólniaku nr VIII biegał z regulaminem szkoły jako rzecznik praw ucznia i machał nim dyrekcji przed nosem. Poszedł na studia. Ba! Nawet na dwa kierunki - Politologię i Filozofię. Zakuwanie teorii jednak mu nie pasowało. Wybrał praktykę, a studiów nigdy nie skończył. Szybko wszedł do polityki. W 1995 roku stał się członkiem ruchu "Stu", a w 1997 przeszedł do Stronnictwa Konserwatywno Ludowego, części AWS. W 1998 roku mając 22 lata został radnym dzielnicy Prądnik Czerwony.

Świńska grypa w Krakowie: to już epidemia? Zamknięty szpital

To tam zdobył popularność. - Był sprawnym samorządowcem. Potrafił zdobywać pieniądze na remonty ulic. Bronił terenów zielonych - wspomina Dominik Jaśkowiec, wieloletni radny z Prądnika. Sularz szybko zgromadził wokół siebie grupę wsparcia i w 2000 roku został przewodniczącym dzielnicy. W 2001 roku wstąpił do Platformy Obywatelskiej. Błysnął w wyborach do rad dzielnic w 2002 roku. Znów wygrał na Prądniku, jedynie w tej dzielnicy PO zdobyła większość głosów. Zabrał się za stawianie komisariatu przy ul. Strzelców i… prezydenta miasta. - Jako przewodniczący dzielnicy w bardzo ostry sposób odnosił się do polityki miasta i do mnie osobiście. Wypisywał ulotki mijające się z prawdą. - wspomina Jacek Majchrowski. - Sularz w dzielnicy otwarcie krytykował prezydenta. Walcząc o pieniądze, których jak twierdził prezydent skąpił ukuł powiedzenie "prezydent w za krótkich spodenkach biega". Jacek Majchrowski, który teraz go zatrudnił mówił wtedy, że Sularz jest uczulony na jego osobę. Współczuł mu z powodu kompleksów i manii wielkości. Zarzucał brak inteligencji. Przez Sularza przestał chodzić na konwenty przewodniczących dzielnic.

Sularz piął się również po partyjnych szczeblach. Był w ekipie "młodych wilków" wraz z obecnym radnym Grzegorzem Stawowym, senatorem Pawłem Klimowiczem i radnym sejmiku Grzegorzem Lipcem. To właśnie oni odsunęli od władzy starą ekipę z Janem Rokita na czele. W 2006 r. został szefem PO w Krakowie. Miał taką przewagę nad swoim konkurentem obecnym posłem Ireneuszem Rasiem, że ten wycofał się z wyścigu. Potem Sularz wystartował w wyborach do rady miasta. Mówił, że prezydent Majchrowski jest nieudolny i szkodzi miastu. Zrobił najlepszy wynik w Krakowie. Platforma zdobyła większość w radzie, a Sularz, niemal z automatu, został szefem klubu. Był u szczytu swej potęgi.

Niemal natychmiast popadł w konflikt z władzami partii. Za bardzo się usamodzielnił i zaczął, o dziwo, dogadywać się z prezydentem. To on był pomysłodawcą podpisana z nim tzw. Paktu dla Krakowa, uważanego za oficjalną koalicję z popieranym przez lewicę Majchrowskim. Część działaczy PO ostro się temu sprzeciwiała. Sularz po raz pierwszy dostał po uszach, jednak dalej szedł na kompromisy przekonując, że to dla dobra miasta. Kiedy PO nie chciała dać pieniędzy na remont skrzyżowania przy Starowiślnej, czy dla MPK on przekonał radnych do zmiany zdania.
W czasie kadencji zasłynął powiedzeniem "radni z komisji to 12 żołądków i ani jednego mózgu", czy też tym, że "budżet jest jak bikini. Odkrywa to co jest ciekawe, ale zakrywa to co najważniejsze". Kiedy część radnych nie chciała budowy spalarni odpadów grzmiał z mównicy "marzy nam się wielki Kraków, bizantyjski przepych, a obudzicie się w azjatyckim brudzie".

Krzyżował plany ataków Platformy na prezydenta, która chciała przygotować grunt pod zmianę właściciela najważniejszego fotela przy placu Wszystkich Świętych. PO szukała pretekstu do jego usunięcia W maju 2009 roku nagle wyszło na jaw, że Sularz był zatrudniony w firmie Creation z Zabierzowa, której szefowie zostali oskarżeni o pranie brudnych pieniędzy. Nie uczestniczył wprawdzie w nielegalnych procederach, ale okazało się, że był zatrudniony na fikcyjnym etacie.
To oczywiście godziło w "wysokie standardy moralne Platformy". - Dał się za to rozjechać. Nie bronił się, a moim zdaniem powód był wyssany z palca - mówi Jakub Bator, były radny PiS. Politycy PO widzą to inaczej - Niszczył radę miasta, a mógł zrobić wiele dobrego. Zmarnował swój potencjał - mówi Dominik Jaśkowiec. Naprawdę jednak Sularz "poleciał" z drugiego powodu. Pokrzyżował plany radnych PO, którzy nie chcieli dać prezydentowi absolutorium za wykonanie budżetu.

Co zrobił po wyrzuceni z partii? Pojechał na dłuższe wakacje. Pod namiot. W Kieleckie i do Zakopanego. Zapadł się pod ziemię. Wszyscy myśleli, że zostawiony sam sobie, jako radny niezależny, będzie wegetował do końca kadencji, a później zniknie. On jednak wrócił i przeforsował uchwałę o wprowadzeniu biletów 15-minutowych. Upadł natomiast jego pomysł reformy i zmniejszenie liczby dzielnic do czterech. Sukces odniósł jednak na innym polu. Rozbił Platformę w radzie miasta. Bez niego jako lidera klub i tak zaczął słabnąć. A Sularz, ku radości prezydenta Majchrowskiego, wyciągał z PO kolejnych polityków. Partia sama dała mu powód, odmawiając poprawiania budżetu miasta na 2010 rok. Decyzja doprowadziła do ostrego konfliktu w klubie PO i utraty przez Platformę większości w radzie miasta. Radni sprzyjający Sularzowi uznali ją za szkodliwą dla miasta (Krakowowi bez uchwalonego budżetu groziły poważne problemy finansowe).
Przed wyborami Sularz uparcie deklarował, że odchodzi z polityki. Wystartował jednak z komitetu Jacka Majchrowskiego. Z drugiego miejsca na liście. Nie zrobił sobie jednak żadnej kampanii. I pycha została ukarana. Przegrał, zdobywając ok. 1300 głosów. Już wtedy mówiło się, że Majchrowski wynagrodzi mu trudy w rozbijaniu Platformy.

I wynagrodził, mianując Sularza konsultantem ds. współpracy z radą miasta, w której PO ma teraz większość. Upokorzona w ten sposób Platforma już się odgraża w kuluarach, że zemści się niebawem podczas głosowania nad wysokością pensji prezydenta, obetnie z niej tyle ile zarabia Sularz. A to widełki między 1900 zł a 3300 zł. Prezydenta, który należy do ludzi majętnych, raczej to nie zaboli. - Prezydent pokazuje przez sprawę Sularza, kto rządzi w Krakowie. Paweł ma ma szansę wrócić do polityki za jakiś czas, gdy zmieni się nasza scena polityczna - mówi Bator.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Nastolatek oblał się benzyną i podpalił!

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska