Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szukajcie go hen, wysoko pod niebem. W górach...

Katarzyna Janiszewska
Oczekiwanie, ciągły niepokój wydawały się  nie do zniesienia. Ale to było o niebo lepsze. Bo była nadzieja. Dziś nie ma Juliana i nic tego  nie zmieni...
Oczekiwanie, ciągły niepokój wydawały się nie do zniesienia. Ale to było o niebo lepsze. Bo była nadzieja. Dziś nie ma Juliana i nic tego nie zmieni... archiwum
Wydawało się, że zostanie wybitnym artystą. Przed śmiercią powiedział, że ostatnie dwa lata były najpiękniejsze w jego życiu. Ale przed nim było wiele piękniejszych chwil

Maria Lecka straciła nadzieję w środę. Dokładnie pamięta ten dzień: 21 marca. Do tego czasu Julian miał wynajęte mieszkanie w Zakopanem. Więc cały czas wierzyła, że wnuk wróci, zapuka, stanie w drzwiach. Ale się nie pojawił.

Zdarzyło się to miesiąc przed tamtym. Daniela Abramczuk miała sen w przerażającym klimacie. Śniła, że kopie w ziemi dół. Ziemia była świeża, czarna i wilgotna. W ludowych wierzeniach taka ziemia to bardzo zły omen. Julian stał obok i się przyglądał.

- Wykopałam piłkę, podałam mu, mówię: popatrz, nawet jej nie przebiłam szpadlem - przypomina sobie babcia Juliana. - Wziął ją w ręce z takim tajemniczym uśmieszkiem. Zawsze się tak uśmiechał, że nie wiadomo było, co naprawdę sobie myśli.

Ale najgorsza była atmosfera tego snu. Okropna, mroczna.

Następnego dnia odebrała telefon: Julek nie wrócił do domu na noc. A nigdy wcześniej się to nie zdarzało…

Awers i rewers

Marzył, że zostanie reżyserem filmowym albo scenarzystą. Miał ku temu zadatki - zdolny, ambitny. Robił piękne zdjęcia, pisał wiersze, kręcił krótkie filmiki. To było kino z morałem, przesłaniem. Był wrażliwy na krzywdę i niesprawiedliwość. Artystyczna dusza. Często nieobecny, zamyślony. Nieśmiały, trochę wycofany, zamknięty w sobie. Sprowokowany potrafił się zdenerwować, zareagować gwałtownie.

Trudno nawiązywał kontakty. Nie potrzebował kumpli. Raczej przyjaciela, bratniej duszy. Mówił niewiele, dokładnie dobierał słowa. Był z tych, co to obserwują, milczą, ale swoje myślą. Nosił długie blond włosy, które wiązał w kok. Wyglądał trochę jak japoński wojownik. Do tego jasna cera i delikatny, tajemniczy uśmiech.

Od pierwszego wejrzenia

Trzy lata temu, w szkole artystycznej we Wrocławiu, poznał Martynę. Na pierwszym klasowym spotkaniu nauczyciel poprosił ją, żeby pomogła Julianowi poszukać mieszkania. Tak się to wszystko zaczęło.

- To była magia - pamięta Martyna. - Spojrzeliśmy sobie w oczy i już wiedzieliśmy, że chcemy być razem. Miał piękne oczy, zielone, patrzące w dal. Byliśmy bratnimi duszami, dogadywaliśmy się. Połączyły nas wspólne pasje. Lubiliśmy gotować, przeszliśmy na kuchnię wegańską. Julian był mistrzem spaghetti z warzywami. Robił piękne zdjęcia. Bez przerwy mnie fotografował. Raz, gdy spałam, nakręcił film: podchodzi i całuje mnie w policzek.

Pasowali do siebie, choć na zasadzie kontrastu. Awers i rewers, białe i czarne. Dwa przeciwieństwa, które się uzupełniają.
Martyna, gorąca głowa, gdy wpadła na jakiś pomysł, od razu chciała go realizować. Zrywała się z fotela i brała do działania. Julian nie. Najpierw musiał wszystko przemyśleć, zaakceptować.
- Ja się przy Julianie uspokajałam, a on przy mnie ożywał. W maju pojechaliśmy do Łeby. Wydmy, las i mchy. Wysokie, miękkie jak poduszki. Wszystko pachniało tym mchem i morzem. Przez konary przebijały promienie słońca. Trzy godziny leżeliśmy i patrzyliśmy na siebie.

Wzięli urlop w szkole. Wyjechali do Zakopanego. Chcieli żyć własnym życiem, znaleźć swoje miejsce, pokazać wszystkim, że dadzą sobie radę.

Wtedy, 29 lutego, za oknami świeciło piękne słońce. Obudzili się rano szczęśliwi, z planem, że pójdą na spacer. Długo na to czekali, wcześniej padał śnieg, nie dało się iść w góry. A tego dnia się wypogodziło. Julian się ociągał, tak wolno wszystko robił, że Martynę to rozzłościło. Trochę się pokłócili, ot kłótnia zakochanych, jakich wiele. Pomyślała: skoro atmosfera i tak się popsuła, pójdzie się spotkać z mamą i koleżanką.

Stało się coś złego

- Ubieraliśmy się równocześnie, słyszałam jak Julian zamyka drzwi i schodzi za mną po schodach - opowiada. - A później każde z nas poszło w swoją stronę. Wróciłam późno w nocy. Juliana nie było. Myślałam, że w złości poszedł do jakiejś knajpy. Cały dzień nie odbierałam od niego telefonów, nie odpisywałam na SMS-y. Pisał, że za mną tęskni, i... Już wtedy czułam, że stało się coś złego. Nigdzie go nie było. Sprawdzałam w szpitalu: może został pobity, albo zasłabł. Później szukałam go w górach. Miałam nadzieję, że kiedy wrócę, zastanę go w mieszkaniu. Ale za każdym razem rzeczy leżały nieruszone, tak jak je zostawiłam.

Julian wyszedł z domu koło południa. Miał na sobie granatową kurtkę, niebieskie spodnie i buty trekkingowe. Martyna doradziła, by takie właśnie kupił. O godz. 17.30 telefon Juliana zalogował się po raz ostatni, w Zakopanem. Później już nic, cisza, zero kontaktu.

- Mieliśmy nadzieję, że wynajął na parę dni kwaterę, bo chciał pobyć sam - mówi pani Maria. - Rozwieszaliśmy plakaty przy kościołach, łudząc się, że jakiś gospodarz skojarzy, że chłopak zatrzymał się u niego. A może stracił pamięć? Chwytaliśmy się każdej iluzji. Im dłużej to trwało, tym bardziej się bałam. Julian nie zabrał swoich rzeczy. Miał pieniądze na koncie, ale ich nie pobierał.

Dzień przed zaginięciem Marcin Lecki rozmawiał z synem przez telefon. Pytał, co u niego, trochę pożartowali z pijanych misiów na Krupówkach. W marcu miał przyjechać do Zakopanego, planowali, że razem pojeżdżą na nartach.

- Braliśmy pod uwagę dwie możliwości - mówi tata Juliana. - Albo napad rabunkowy, albo nieszczęśliwy wypadek. Może syn zabłądził i zszedł ze szlaku? Chciał zrobić ciekawe ujęcie - bo Julian miał taką fantazję - i noga poślizgnęła się na kamieniu? To było niepodobne do niego, żeby zniknąć bez słowa. Nie był typem lekkoducha, który by się włóczył po dworcach. Skoro się nie odzywał, musiał być tego poważny powód.

Znaleziono mężczyznę...

W sierpniu Maria Lecka siedziała przy stole i pisała kolejne pismo do TOPR-u. Żeby poszli, sprawdzili jeszcze raz, poszukali. Bo może coś przeoczyli? Później tego dnia miała iść na rehabilitację złamanej nogi. W radiu usłyszała komunikat: znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Prawdopodobnie to poszukiwany 19-latek z Warszawy, w lutym zaginął w Zakopanem. Wszystko się zgadzało.

- Pamiętam tylko, że chodziłam po pokoju i powtarzałam dwa słowa: może nie, może nie?
Juliana znaleziono w Myślenickich Turniach, przy stacji pośredniej na Kasprowy Wierch. Jakieś 300 metrów od zielonego szlaku. Nie wiadomo, co stało się tamtego dnia. Trwają badania DNA. Policja wyklucza napad. Nic nie zginęło: drogi aparat, portfel, telefon, to wszystko było przy Julianie. Jego dokumenty, ubrania, a na szyi wisiorek - metalowy słonik, którego dostał od Martyny. Miał przynosić szczęście.

Julian nie znał Tatr, nigdy nie chodził w wysokie góry. Co najwyżej Dolina Białego, Strążyska, okolice Giewontu, pod Nosalem - to były ich miejsca - wskazała później Martyna, tam trwały poszukiwania. A przecież nie był lekkomyślny, ryzyko - to nie leżało w jego naturze. Jak więc się tam znalazł? W lutym o tej godzinie jest już ciemno. Nie pora na robienie zdjęć. Poszedł wysoko, by wszystko przemyśleć, przetrawić w sobie?

- Ostatnio trochę się kłóciliśmy... za dużo - mówi Martyna. - Parę dni przed zaginięciem Juliana powiedziałam mu, że musimy od siebie odpocząć. Że rozstanie będzie lepsze dla nas obojga. Załamał się tym, coś w nim pękło. Zaczął płakać. On w ogóle nie brał tego pod uwagę, nie akceptował takiego rozwiązania. Nie wierzył mi. Jedyne, co mogłoby nas rozdzielić - mówił - to śmierć. Teraz nie mogę przestać o tym myśleć.

Bliscy Juliana rozważają dziś wszystkie możliwe scenariusze zdarzeń. Tylko tego jednego nie wypowiadają na głos. Z tym najtrudniej byłoby im się pogodzić.

Lepsza była nadzieja

Ostatni raz Daniela Abramczuk widziała Julka w styczniu.

Przyszedł do jej pokoju. Nigdy nie był wylewny, a wtedy rozmawiali, poczuła nawet, że się trochę zbliżyli. Zapytała: to jednak jedziesz do Zakopanego? Odpowiedział: tak. Krótko, bez żadnego tłumaczenia. Podjął już decyzję i nie było co go przekonywać do zmiany zdania. Jak na skrzydłach frunął do tego nowego życia, do Martyny. Rano zobaczyła go przez okno, stał przy furtce. Chciała wyskoczyć, żeby się pożegnać. Ale spieszył się do pociągu, jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę. Zrobiła ręką krzyżyk w powietrzu. Był już odwrócony plecami. I popędził.

- To oczekiwanie, ciągły niepokój, były nie do zniesienia - mówi. - Wydawało mi się wtedy, że wolałabym poznać nawet najgorszą prawdę. Dziś już wiem, że tamten stan był o niebo lepszy. Bo była nadzieja. Zaakceptowałabym nawet, gdyby uciekł, odwrócił się od rodziny. Ale Julka nie ma. I nic tego nie zmieni. Człowiek chciałby zapomnieć, choć na chwilę uciec od tej okrutnej prawdy. Przespać to. Ale sen nie przychodzi.

Szczęśliwe dwa lata

Maria Lecka: Wszyscy mu to Zakopane odradzaliśmy. Pytałam: z czego będziecie żyć? Jest tylu artystów, trudno się wybić.
Ale był dorosłym człowiekiem, nie mogliśmy mu zabronić. Mówiłam: Juleczku, musisz zrobić maturę, opóźnienia w nauce nie są dobre. Powiedział: babciu, te ostatnie dwa lata były najszczęśliwsze w moim życiu.

Daniela Abramczuk: Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo go kocham. I nigdy nie powiedziałam mu tego wprost. Nie mogę tego przeboleć. Tyle rzeczy człowiek by zmienił, zrobił lepiej. Miałam przyprawy, zioła. A Julek bardzo się interesował gotowaniem. I tak mu się te moje przyprawy spodobały. Ale jakoś mu ich nie dałam. Zupełnie nie wiem dlaczego. I pewnie było mu przykro.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo

 
Krakowski szybki tramwaj na pięciu nowych trasach - sprawdź!
 
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska