TPN od 2016 roku testuje na szlaku do Morskiego Oka wóz hybrydowy. Jest on wyposażony w silnik elektryczny, który wspomaga pracę koni, gdy te ciągną wóz. Prototyp wozu zakupił TPN – za ponad 130 tys. zł. Wykonała go firma z Poznania. Hybryda była odpowiedzią na działania organizacji broniących praw zwierząt, które twierdzą, że konie wożące turystów do Morskiego Oka pracują zbyt ciężko.
Wóz wróci na górski szlak w połowie czerwca. Na razie nadal jest w Poznaniu, gdzie wprowadzane są konieczne przeróbki.
- Wóz ten był już testowany w poprzednich sezonach. Po ostatnim okazało się, że są konieczne pewne poprawki. Chodzi m.in. o wydłużenie dyszla, przebudowanie schowków, gdzie znajdują się akumulatory, lub gdzie fiakrzy przewożą worki z sianem – mówi Zbigniew Kowalski. Do tego konieczna była regulacja hamulców.
Jednak najważniejszą rzeczą do poprawki był system napędu wozy. - Chodzi o to, że podczas jazdy z góry, gdy akumulatory są ładowane, pojawia się nadprodukcja prądu. To z kolei może powodować wyłączenie ładowania. Dlatego konieczne było opracowanie metody przekazywania nadprodukcji prądu na inny system, tak by nie dochodziło do wyłączenia napędu – wyjaśnia Kowalski.
Wóz, gdy wróci na szlak, nadal będzie testowany. Jednak testy będą odbywały się w trakcie normalnej pracy. Hybryda będzie kursowała z turystami na odcinku Palenica Białczańska – Włosienica. Podobnie jak tradycyjne wozy, fiakrzy na hybrydę będą mogli zabrać do 12 pasażerów dorosłych plus czwórką dzieci do 4 roku życia. Przy zjeździe w dół liczna pasażerów będzie mogła sięgnąć 15 osób dorosłych.
- Myślę, że będzie to decydujący sezon, po którym dyrekcja parku podejmie decyzję co dalej z tym wozem: czy fiakrzy będą musieli zamienić tradycyjne wozy na hybrydowe, czy nie – kwituje Zbigniew Kowalski.
Gdyby zapadła decyzja o obowiązku zakupy wozów przez fiakrów, ci musieliby znaleźć na to pieniądze. A TPN musiałby zorganizować zaplecze dla elektryków – m.in. stację ładowania.
Stanisław Chowaniec, prezes Stowarzyszenia Przewoźników na Drodze do Morskiego Oka, w poprzednim sezonie miał okazję przejechać się nowym wozem. - Był kłopot z tym ładowaniem z góry, za mocno ładował. Ale poza tym jeżeli konie idą szybszym tempem, wóz automatycznie zwiększa prędkość, jeżeli idą wolniej, wóz spowalnia. Nie ma zrywów, popychania konia, że musi iść szybciej – ocenia szef fiakrów. Jego zdaniem można zauważyć, że koniom jest lżej. Mimo, że wóz hybrydowy jest cięższy od przeciętnego wozu – o ok. pół tony.
Co do ewentualnego obowiązku zakupu tego wozu, fiakrzy mówią, że największą przeszkodą będą pieniądze. - Za 120 tys. zł nie kupiłbym takiego wozu. Jest za drogi. Za 60 tys. zł to już coś innego. Normalny wóz kosztuje ok. 15 tys. zł. Różnica jest więc spora. Dlatego jeśli zapadnie decyzja o wymianie wozów, wówczas musielibyśmy szukać źródeł dofinansowania w Unii Europejskiej na innowacyjne rozwiązania – mówił „Gazecie Krakowskiej” Stanisław Chowaniec.
To drugi wóz hybrydowy testowany na szlaku. Pierwszy spłonął w pożarze garażu na Palenicy Białczańskiej w styczniu 2018 roku.
- Na dnie Jeziora Czorsztyńskiego leży zatopiona wieś. Tak kiedyś wyglądało to miejsce
- "Bangladesz" na Siwej Polanie. Buda za budą, pamiątki, kiełbaski i lane piwo
- To był kiedyś legendarny budynek na Krupówkach. Dziś w budynku hula wiatr
- Tatry. Legendarny Mnich - marzenie turystów i taterników [NIESAMOWITE ZDJĘCIA]
- Jak wyglądało Zakopane 30 lat temu i jak wygląda teraz? Miasto bardzo się zmieniło
- Tatry. Remonty szlaków idą pełną parą. To ciężka ręczna robota [ZDJĘCIA]
