Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Cracovii, Robert Podoliński: żadnej pracy się nie boję

Jacek Żukowski
Robert Podoliński na krakowskim Rynku. Rzadko tu bywa, czas spędza głównie w klubie
Robert Podoliński na krakowskim Rynku. Rzadko tu bywa, czas spędza głównie w klubie Andrzej Banaś
Mieszka na krakowskim Zabłociu, nad Wisłą, sam, bo rodzina do niego przyjeżdża od czasu do czasu. Żona Iza to dyrektor finansowy jednej z firm, córki - Emilia, 11-latka i Zuzanna (4,5 roku). Obie są "oczkami w głowie" taty. Pierwszy raz jest słomianym wdowcem. Wcześniej pracował blisko domu - w Zniczu Pruszków i Dolcanie Ząbki. A z Pińczowa, gdy prowadził Nidę, nie było daleko do Warszawy.

- To dla mnie nowość, bo tak długiej rozłąki z rodziną jeszcze nie miałem - przyznaje Robert Podoliński. - Paradoksalnie, wolnego czasu wcale nie mam za wiele, jestem w klubie od godz. 9 do 19.

Wieliczka - solniczka

Z dziećmi widuje się rzadko, ale trzyma się tego, by choć raz w tygodniu. Drogę Warszawa - Kraków zna na tyle dobrze, że mógłby ją pokonywać z zawiązanymi oczami. Jeszcze daleko mu do tego, by poznał Kraków. - Może trudno w to uwierzyć, ale trzy razy byłem w Rynku, tyle samo razy na Kazimierzu - opowiada. - Jak mam wolną chwilę, to wolę zostać w klubie na siłowni, pójść na boks ze sztabem szkoleniowym czy też zagrać w tenisa. To chyba zaprogramowanie na sport. Zwykle więc moja codzienna marszruta to dom - ul. Wielicka - dom, ewentualnie dom - stadion.

Nie ma jeszcze ulubionego miejsca w naszym mieście. Ale z rodziną zwiedził kopalnię w Wieliczce. - Zuzia nazwała ją "solniczką" - śmieje się trener. - Dzieci były też w podziemiach Rynku, ja jeszcze nie. Ale wybieram się. Nie porównuję Warszawy z Krakowem, bo to inne miasta. O innym charakterze. Kraków jest stonowany, stolica hałaśliwa, stale się rozrasta.

W Warszawie nie mieszkam, tylko niedaleko od niej, w Józefosławie, prawie w Piasecznie. Jest nastawiony na częste zmiany, jak to w zawodzie trenera. Dotychczas najdłużej był w Dolcanie, 3,5 roku. Gdyby miał dłużej pracować w Cracovii, to nie wyobraża sobie, by nie ściągnął do siebie rodziny. Na razie wychowanie dzieci spoczywa na barkach żony.

Miłość ze szkolnej ławki

Oboje z Izą pochodzą z Siemiatycz. Siedzieli razem w ławce już w drugiej klasie szkoły podstawowej. - Tańczyliśmy w parze w zespole ludowym "Małe Podlasie" - mówi Podoliński. - Sporo świata zwiedziliśmy. Tańczyliśmy polonezy, mazury. Bardzo miło to wspominam. Ale w pewnym momencie piłka wzięła górę i zapisałem się do klubu - Cresovii, w której mój tata był nawet prezesem. Wcześniej grał w piłkę. Na studiach na warszawskim AWF-ie też grałem, a apogeum kariery osiągnąłem po 35 latach, gdy grałem z Darkiem Dziekanowskim w ataku w drużynie oldbojów Legii, a nie każdemu było to dane. Taką miałem drogę do zawodu. Inni byli reprezentantami kraju, a potem dobrymi trenerami. Ja mam inaczej, widocznie tak uzdolniony nie byłem. Nie mam na tym tle kompleksów.

12-letni Robert wybierał się na mecze ekstraklasowej Jagiellonii, jadąc 100 km autobusem bez wiedzy rodziców. Wtedy była moda na ten klub, na mecze przychodziło 35 tys. ludzi. Bakcyla sportowego miał od zawsze. Idąc na studia wiedział, że chce być trenerem.

Fan Napoleona

Ponieważ nie samą piłką żyje człowiek, Podoliński ma też inne pasje. Uwielbia czytać, jest fanem Waldemara Łysiaka, kocha historię. - Jego poglądy, spojrzenie na świat są mi bliskie - twierdzi Podoliński. - Mogę o sobie powiedzieć, że jestem "bonapartystą". Cenię Napoleona za to, co zrobił dla Polski i Polaków. Uwielbiam też prof. Jerzego Łojka, to historyk, którego czyta się z przyjemnością, albo Marcina Wolskiego, autora alternatywnej historii Polski, np. książki "Mocarstwo". Ostatnio miałem też w rękach np. ,,Przewodnik po islamie". Nie stronię od książek sensacyjnych, biografii. Czy przydaje mi się to w pracy? Lubię to, a każda wiedza się przydaje. Prenumeruję "Asystenta Trenera", bo to pismo przydatne w pracy.

Walka z grawitacją

Oprócz książek miłością Podolińskiego jest sport, w każdym wydaniu. - Od zawsze, jak na przykład boks, ale dopiero teraz realizowaną - mówi. - Także snowboard. Jestem nawet pomocnikiem instruktora, handlowałem też sprzętem sportowym. Często z sentymentem wracam do Szklarskiej Poręby, bo to miejsce, gdzie wyjeżdżałem na narty. Lubię też Szczyrk, pojeździłem również za granicę, do Innsbrucku czy Livigno. Ale w zeszłym roku nigdzie nie wyjechałem zimą. Z kolei latem miałem pierwsze wakacje od dwóch lat - najbardziej lubię Włochy i Grecję. Nie w hotelu, ale na kempingu. Najprzyjemniej.

Nie zaniedbuje hokeja. W Krakowie ma wreszcie okazję do obserwowania mocnej drużyny. Sam też gra. - Na studiach wynajmowaliśmy ze znajomymi halę "Torwar" - opowiada. - Mam skompletowany cały sprzęt. To czysta amatorka, raczej walka z grawitacją niż czysty hokej, ale lubię ten sport. Może do Krakowa przywiozę sobie łyżwy? Córki też ciągnie w stronę sportu, pływania czy tenisa.

Nie stroni od telewizji, ale ogląda raczej piłkę nożną i programy publicystyczne. - Polską ligę jestem skłonny obejrzeć zawsze, nie tylko z racji obowiązków zawodowych - mówi. - Nie mam czasu na oglądanie meczów z klas niższych, drugą ligę śledzę przez znajomych, mam dobre jej rozeznanie.

Chciałby mieć czas na to, by więcej czerpać z Krakowa. - Przez ostatnie pół roku chciałem się skupić na pracy - mówi. - Ale będę korzystał. W Warszawie bywaliśmy z żoną dość regularnie w teatrze. Ostatnio na "Złym" Tyrmanda w Teatrze Współczesnym.

Ani słowa o polityce

Polityka to nie jego konik, ale się nią interesuje. - Nie widziałbym się w polityce, bo jestem zbyt emocjonalny, agresywny, do tego stopnia, że żona zabrania mi rozmów o polityce - mówi samokrytycznie Podoliński. - Mam sprecyzowane poglądy.

Trener dobrze radzi sobie z językami. Zna angielski, hiszpański w stopniu podstawowym, może komunikować się po rosyjsku, a w tej chwili zaczyna naukę niemieckiego. - Bardzo mi się podoba hiszpański, to efekt wizyty w Barcelonie - wspomina. - Zresztą kibicuję temu klubowi. A co do języka, to wpadł mi w ucho. Zamierzam powrócić do nauki. Z obcokrajowcami w Cracovii mówi po angielsku i po polsku. Uważa, że powinni uczyć się naszego języka.

Siemię lniane na gardło

Podoliński jest cholerykiem, lubi pokrzyczeć podczas meczu, wyładować emocje. - Nie panuję nad tym, nie robię tego na pokaz, ale chcę być blisko zespołu - tłumaczy szkoleniowiec. - W szatni też tak bywa. Różnie jest natomiast ze złością. Raczej mi przechodzi. Można mnie jednak oszukać i zrazić do siebie tylko raz. Bardzo rzadko daję drugą szansę. Wychodzę na tym raczej dobrze.

Po meczu ma całkowicie zdarte gardło. Szybko jednak dochodzi do siebie. Już na drugi dzień mówi czysto. - Problemem jest chrypka. Chodziłem na kurs emisji głosu, zaniedbałem go, ale chyba znów zacznę. Są ćwiczenia. Polecam siemię lniane, łagodzi problem ze strunami głosowymi, dobrze też działa na żołądek. Żona jest fachowcem jeśli chodzi o ziołolecznictwo.

I tak płynnie przeszliśmy do kuchni. Podoliński najbardziej lubi potrawy gotowane przez mamę i żonę. - Iza robi wiele dań warzywnych. Z powodu alergii od stycznia do marca mam ścisłą dietę, wielu produktów nie mogę spożywać. Zbiega się to z Wielkim Postem, a więc przyjemne z pożytecznym. Ulubione danie to pierogi z kapustą i zupa dyniowa. Jeśli chodzi o dietę to jest ona bez nabiału, cukru, wieprzowiny, owoce też takie, które nie podwyższają poziomu cukru. Namawiam piłkarzy, by przebadali się na nietolerancję pokarmową i nie jedli tego, co im nie służy. To najprostszy sposób, by być lepszym. Efekt jest od razu widoczny.

Marzenie trenera

Marzenie życiowe, nie związane z piłką nożną to zdrowie dzieci i żony. - Jak będzie zdrowie, to resztę i tak możemy kupić - śmieje się Podoliński.

Gdy oczami wyobraźni widzi siebie za dziesięć, dwadzieścia lat, to nadal jest trenerem piłkarskim. - Bardzo chciałbym, by tak było - przyznaje. - Marzeniem jest poprowadzenie kiedyś reprezentacji Polski. Ale spokojnie, małymi kroczkami. Widziałbym się w wielu zawodach, praktycznie w każdym. Nie boję się pracy. Jestem tak wychowany, że wstydem jest nie pracować. Lepiej robić cokolwiek - dodaje. I przypomina, że w życiu rozładowywał truskawki w "Hortexie" i palety Wietnamczykom.

Wierzyć w siebie

- Dużo rzeczy na studiach się robiło. Żadna praca ujmy nie przynosi. Może będę dziennikarzem, jak mi nie pójdzie w futbolu (śmiech). Nie mam zacięcia do pisania, już raczej jako dziennikarz radiowy - śmieje się Podoliński. - Jestem nauczycielem, nie miałbym problemu, by uczyć w szkole, uwielbiam tę pracę. Będąc trenerem w Dolcanie miałem pół etatu w liceum w Piasecznie jako wuefista. Ważne, by być sobą i wierzyć w to, co się robi - kończy trener.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska