https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Wanda", handlowe serce Huty

Katarzyna Janiszewska
Pan Jurek przekazał sklepik synowi, ale dalej odwiedza "Wandę"
Pan Jurek przekazał sklepik synowi, ale dalej odwiedza "Wandę" Andrzej Banaś
W najstarszym nowohuckim DH "Wanda" poczujesz ducha dawnych czasów, ale też niepowtarzalną atmosferę, której próżno szukać w wielkich, bezdusznych centrach handlowych.

Atmosferę tworzą ludzie. Tacy jak choćby Jerzy Moskal, który zwiedził pół Polski. W Krakowie chodził do szkoły łączności, trenował zapasy w "Wiśle", tańczył w "Krakowiaku" - ale jego serce zawsze było w Hucie. Mimo że swój biznes - sklepik ze śmiesznymi rzeczami - przekazał synowi, nadal lubi przychodzić do "Wandy".

- To kultowe miejsce - przekonuje. - Tylko ludzie są bardzo konserwatywni, krępują się - wskazuje na wiszące na stoisku fartuszki z nagimi paniami i koszulki z niecenzuralnymi napisami. - Kiedyś tu było wszystko. Pralki, lodówki, dywany, czyli towar reglamentowany.

Do "Wandy" przyjeżdżały procesje z całego Krakowa, ustawiały się kolejki. - A później komuna się rozwaliła i nastała stagnacja - wspomina.

Ryszard Nowak jest w "Wandzie" od samego początku, czyli prawie 30 lat. Jako pierwszy w Krakowie sprzedawał i prowadził serwis zegarków elektronicznych. Zaczynał, kiedy prywatna inicjatywa nie była przez władze mile widziana. - Miałem wtedy góra 20, 30 zegarków, bo tyle było modeli na rynku - wspomina. - Tu zawsze mieliśmy świetne zaopatrzenie. Kierownik potrafił zdobyć skarpetki, papier toaletowy. Kolejki ustawiały się już bladym świtem, ludzie siedzieli na stołeczkach przed wejściem i czekali. Drzwi otwieraliśmy na sznurku, żeby mieć czas uciec przed tłumem, który szturmował sklep - śmieje się.

Tu, gdzie dziś jest stoisko z panelami, jeszcze cztery lata temu była księgarnia. Ale książki przestały się sprzedawać, kiedy powstały duże empiki. - Musiałem się przebranżowić - mówi Bogdan Dobranowski, właściciel stoiska, rodowity nowohucianin. - Przez te lata wiele się zmieniło: część stoisk splajtowała, na ich miejsce powstały nowe. Zmieniło się też podejście sprzedawców. Teraz obowiązuje zasada: klient, nasz pan. Dawniej, co przywiozłem z hurtowni, wszystko szło. Dziś muszę dokładnie dobierać towar.

Pierwsze wspomnienia pana Bogdana związane z "Wandą", to PRL-owska szarzyzna, sklep papierniczy, w którym można było kupić zeszyty i szklanki. Inaczej dom handlowy z dawnych lat zapamiętał Janusz Kardasz, miłośnik motorów i jazdy na nartach.

- "Wanda" była dla mnie tym, czym teraz jest Galeria Krakowska czy M1: nowoczesnym hipermarketem.
Przy jego stoisku zoologicznym, które prowadzi nieprzerwanie od 15 lat, co rusz ustawia się kolejka. - Mamy mniejsze koszty niż sklepy w centrum Krakowa, więc narzucamy mniejsze marże - wyjaśnia tajemnicę sukcesu. - Zmieniło się też podejście ludzi do zwierząt. Dbają nie tylko o to, żeby nakarmić pupila. Kupują witaminy, kosmetyki, ubranka, legowiska - wylicza.

Lata 80. i 90. to dla DH "Wanda" czas największej prosperity. Kryzys dotknął sprzedawców, kiedy wokół, jak grzyby po deszczu, zaczęły wyrastać kolejne hipermarkety. - Odpłynęło wtedy nawet 70 proc. klientów - szacuje pan Jurek. - Z prawie 60 tys. osób pracujących na Kombinacie, zostało zaledwie 2 tys. Teraz kupują tu głównie ludzie z nowohuckich osiedli i podkrakowskich wsi. A ci liczą, oglądają każdą złotówkę o wiele dokładniej niż krakowianie.

Choć czasy świetności nie do końca wróciły, kryzys udało się zażegnać. Jeszcze dwa lata temu
w Wandzie było sporo wolnych miejsc, dziś prawie każdy kawałek podłogi jest zajęty. Nowe stoiska, jak choćby sklep z odżywkami dla sportowców, prężnie się rozwijają. Mimo konkurencji "Wanda" mocno stoi na nogach i nieźle sobie radzi.

- Klienci nie zawiedli, wrócili i polecają nas innym - cieszy się 31-letnia Małgorzata Kugiel ze stoiska
z meblami kuchennymi. - Znają sklep, bo "Wanda" była, gdy w Polsce źle się działo. Nawet piłkarze
z "Wisły" robią sobie u nas mebelki. Ja nie narzekam. Tu wszystko jest pod ręką: spożywczy, kosmetyczny. I wszyscy się z sobą znają. Atmosfera jest super! - podsumowuje.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

k
klif
A ja tam kupuje często i mi się tam podoba.To przypomina mi stare dobre czasy.Może Wieje komuną i dobrze.Bo w tej komunie dają umowę o prace a nie jak w supermarketach tych wielkich zagranicznych gdzie wykorzystują na umowy 3/8 etatu i 5/8 etatu.Nie płacą ZUSU normalny wyzysk.Normalne złodzieje.Ciekawe czy Niemiec czy Francus poszedł by do pracy na umowę zlecenie i za takie grosze.Akurat wolałby siedzieć na zasiłku socjalnym i grzać tyłek w domu.
l
lol
ale farmazony, przecież tam wieje taką komuną, że dramat !!!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska