Były łzy, nerwy, kłótnie, wzajemne oskarżenia, krzyki, że będą im burzyć domy... tak właściciele ziemi przyjęli opracowany właśnie plan zagospodarowania przestrzennego dla 350 hektarów zakopiańskiego budowlanego raju - dla obszaru Bachledzki Wierch. Już teraz ludzie nazywają go planem dla rekinów.
Obszar Bachledzki Wierch będzie w przyszłości stanowił największy teren budowlany w Zakopanem. Na 350 hektarach plan przewiduje niemal 200 działek pod budowę domków jednorodzinnych, pensjonatów i hoteli, a być może i stacji narciarskich. Nic dziwnego, że projekt planu dla tego obszaru budził tyle emocji wśród właścicieli tamtejszych gruntów, którzy tłumnie przyszli na wczorajsze posiedzenie komisji urbanistyki omawiającej wspólnie z projektantem plan.
- Wpłynęła do nas największa dotychczas liczba uwag do planu - zauważyła projektant Karina Konarzewska. - Połowa została uwzględniona, reszta tylko częściowo, ponieważ nie były one zgodne ze studium, do czego obliguje ustawa o planowaniu przestrzennym.
- Studium, na którym opiera się obecny plan, ma już 19 lat, czyli na czymś, co już dawno jest nieaktualne - mówiła zdenerwowana pani Maria z Pardałówki. - Nam nic on nie zmienia, tylko legalizuje nielegalną deweloperkę! To jest plan dla rekinów, nie dla takich płotek jak my!
Na nic pomogły tłumaczenia projektantki, że plan nie pozwala na wybudowanie tam jakiś gigantów.
- Wskazaliśmy w planie parametry dla inwestycji, między innymi wysokość budynku nie może przekraczać 13 metrów - uspokajała Konarzewska.
- Plan ten kosztował parę milionów złotych, a ja za 200 złotych mógłbym wam go zrobić kserokopiarką, bo nic się nie różni od przestarzałego studium i starego planu - agrumentował Jakub Karpiński, mieszkaniec Pardałówki. - Tyle pieniędzy zostało po to wydanych, aby zalegalizować budowy deweloperów.
- Mnie nie obchodzi, czy ten plan jest dla deweloperów, czy nie! - niemal płakała wyprowadzona z równowagi pani Beata. - Odizolujcie mnie, bo wy walczycie z deweloperami o 15 działek, a ja tylko o jedną, dla siebie! Od pięciu lat już chodzę i czekam na ten plan! A wam z "Ojcowizny" nic się nie podoba. Najpierw chcieli mieć tereny zielone, teraz znowu budowlane. Kiedy wy wreszcie będziecie zadowoleni?
Krzyków, jakie wywołała ta wypowiedź, nawet przewodniczący komisji nie mógł opanować.
- Jak mam się zgodzić na ten plan, skoro przez środek mojego domu idzie droga - krzyczała pani Anna. - Wyrysowali drogi tak szerokie i w takich miejscach, że trzeba 20 domów wyburzyć!