https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zespół Lor z Krakowa: Przejście od panien do żon sygnalizuje nasz muzyczny i życiowy rozwój.

Paweł Gzyl
Lor
Lor Magdalena Błachuta
Lor to żeński kwartet z Krakowa, który podbija polską scenę alternatywnego popu. Właśnie ukazała się jego nowa płyta - "Żony Hollywood". Pochodzących z niej piosenek można będzie posłuchać na żywo 12 grudnia w klubie Studio. Jagoda Kudlińska, Julia Skiba, Julia Błachuta i Paulina Sumera opowiadają nam o tym, co się kryje za filmowym tytułem ich nowego albumu.

Lewica chce wolnej Wigilii. Prezydent popiera projekt

emisja bez ograniczeń wiekowych

- Wasza poprzednia płyta „Panny młode” okazała się znacznie większym sukcesem niż dwie wcześniejsze. Co o tym zdecydowało?
- Na pewno zmiana języka z angielskiego na polski. To był główny faktor, który nam poszerzył grono odbiorców. Ale też swoje znaczenie miało to, że otworzyłyśmy się brzmieniowo. To część drogi, na której jesteśmy: żeby bardziej zaufać producentom i nie bać się elektroniki i popu. Bo kiedy zaczynałyśmy, miałyśmy zasadę, by grać tylko na żywych instrumentach. A teraz wrzucamy wszystko, co nam wpadnie w ręce. (śmiech)

- Zagrałyście po „Pannach młodych” dwie spore trasy, występując w dużo większych salach niż wcześniej. Jak wam się podobało?
- Było wspaniale. Po raz pierwszy w naszej karierze wystąpiłyśmy w krakowskim klubie Studio, co było dla nas trochę skokiem na wyższy pułap. Teraz będziemy grać w warszawskiej Stodole, która też jest wielka. Ta trasa była odmieniająca życie. Wróciłyśmy z niej zmęczone, ale mocno zmotywowane do napisania nowych piosenek. Widziałyśmy, że ludzie przychodzą, że jest dobry odbiór. To nas mocno nakręciło do napisania nowej płyty.

- No właśnie: postanowiłyście kuć żelazo, póki gorące?
- Tak. Po koncercie w klubie Niebo, który był w marcu, uznałam że musimy szybko zrobić coś nowego, żeby podtrzymać ten moment.

- Zaczęłyśmy tworzyć nowe piosenki już po wydaniu cyfrowej wersji „Panien młodych”. Czułyśmy jednak, że piszemy cały czas to samo. Musiałyśmy więc dać sobie trochę oddechu, żeby wymyślić coś nowego. I wydaje mi się, że nam się to udało. Część „Żon Hollywood” mogłaby się znaleźć na „Pannach”, ale część nie.

- Czułyście na sobie presję, żeby powtórzyć sukces „Panien” a nawet go jeszcze przeskoczyć?
- Czułyśmy i czujemy. Na pewno chciałybyśmy, żeby nowa płyta została co najmniej tak samo dobrze przyjęta jak ta poprzednia. Ale może być z tym różnie. Jesteśmy gotowe na obie wersje wydarzeń.

- W tytule nowego albumu jesteście już żonami, a nie pannami. Naprawdę któraś z was zmieniła w międzyczasie stan cywilny?
- Przeciwnie. Prawie każda z nas oddaliła się od zostania żoną. (śmiech)

- Skąd więc „Żony Hollywood”?
- Zrobiłyśmy dwie piosenki do filmu „Drużyna AA”, wzięłyśmy udział w nagraniach ścieżki dźwiękowej do „Chłopów”, wydałyśmy piosenkę „Shrek 2”. Stwierdziłyśmy więc, że mamy dużo wspólnego ze światem kina – stąd ten Hollywood. A to przejście od panien do żon wydało nam się naturalnym znakiem, sygnalizującym nasz muzyczny i życiowy rozwój.

- Pierwsza część płyty jest bardziej folkowa, a druga – bardziej popowa. Z czego to wynika?
- Nad produkcją tej płyty pracowały aż cztery osoby. I rezultaty tego były bardzo zróżnicowane. Chciałyśmy więc to jakoś usystematyzować. Wynika to też z tekstów. Te z pierwszej części opowiadają o relacjach, są bardziej domowe, a te drugie - powstały jakby z perspektywy lotu ptaka, mówią o kulisach sławy, są raczej z dystansu.

- Która estetyka muzycznie okazała się wam bliższa?
- Trudno powiedzieć. Same jeszcze nie wiemy w którą stronę pójść. Czy w folkową, jak na „Shreku 2” czy w popową, jak na „Uciekaj”.

- Pierwsza część „Żon” przypomina mi trochę Kwiat Jabłoni, a druga – sanah. Co wy na to?
- (śmiech) Chyba tak jest. Bierzemy to na klatę.

- Pierwsza część płyty powstała z braćmi Sarapata, a druga z Kubą Dąbrowskim. Z kim znalazłyście lepsze porozumienie?
- To było totalnie coś innego. Nie da się tego porównać. Z braćmi Sarapata przyjaźnimy się od lat. Z Kubą pracowałyśmy po raz pierwszy. Były to więc bardzo różne doświadczenia. Efekty są jednak dla nas super i żadnej z piosenek na pewno byśmy dziś nie zmieniły.

- I żadna nie powstałaby w takim kształcie z nikim innym. Każdy z tych producentów jest bardzo utalentowany i każdy wniósł do naszej muzyki i tego, jak ją widzimy coś innego.

- A jak doszło do powstania wspólnej piosenki z Golec uOrkiestrą?
- Kiedy byłyśmy w liceum, „Ściernisko” było wręcz viralowym przebojem. Dla naszego pokolenia jest to więc ikoniczny utwór. Kiedy grałyśmy trasę po wydaniu „Panien”, stworzyłyśmy weselną playlistę, którą puszczaliśmy przed naszymi występami. Zamieściłyśmy na niej „Ściernisko” i ludzie tańcowali przy nim na całego. „Super by było zrobić piosenkę z Golec uOrkiestrą” – powiedziałyśmy kiedyś na głos i nasza menedżerka Magda wzięła to sobie do serca. Pojawiła się więc taka opcja i nie sposób było z niej nie skorzystać.

- Teksty waszych piosenek były kiedyś bardziej introwertyczne, a teraz stały się ekstrawertyczne. Z czego to wynika?
- Zależało mi, żeby na tej płycie teksty były trochę lżejsze. Bo choć na „Pannach” są też weselsze muzycznie piosenki, to tekstowo jest to dosyć ciężki album. Dlatego w naturalny sposób tym razem sięgnęłam po bardziej odległe tematy – zarówno w czasie, bo dotyczą dzieciństwa, jak i ze względu na to, że dotyczą innych, a nie mnie. To było ciekawe doświadczenie: postawić się w roli obserwatorki tego, co na zewnątrz, a nie narratorki swego własnego życia. Wygodnie jest nie pisać o sobie.

- Dużą siłą waszych piosenek było to, że ich słuchaczki mogły się w nich odnaleźć. Teraz też tak będzie?
- Nie wiem. Trochę się tego boję. Na pewno te nowe teksty trochę straciły i zyskały na tej zmianie. Piosenek z „Panien” nikt chyba nie puszczał sobie za dnia, żeby sobie poprawić humor. A na „Żonach” są takie, które się do tego nadają. Zobaczymy: jeśli ludzie powiedzą, że to nie jest to, to się uspokoję. A jeśli powiedzą, że to jest to – to pójdę dalej tym tropem.

- Wspomniałyście o swym udziale w filmach „Chłopi” i „Drużyna AA”. To była ciekawa przygoda?
- Przy „Chłopach” nie byłyśmy za bardzo zaangażowane w proces tworzenia muzyki, bo dostałyśmy gotowy utwór, żeby do niego coś dograć. Z „Drużyną AA” była inna bajka: otrzymałyśmy scenariusz, jeszcze zanim aktorzy mieli próby. Pisałyśmy więc piosenki pod konkretne sceny i byłyśmy przy ich kręceniu. To było coś. Czułyśmy się więc bardziej na miejscu.

- Chciałybyście częściej podejmować taką współpracę z filmowcami?
- To było spełnienie naszych marzeń. Od dziesięciu lat chciałyśmy usłyszeć w kinie nasze piosenki podczas filmu i na napisach końcowych. I tak się stało.

- Przed wami kolejna trasa. Jeszcze chwila a klub Studio okaże się za mały i trzeba będzie wynajmować Tauron Arenę.
- (śmiech) Miejmy nadzieję. Na razie klub Studio wystarcza. Postaramy się go znów wypełnić.

- Co będziecie grały?
- Wszystkie piosenki z „Panien młodych” i „Żon Hollywood”, ale przemieszane ze sobą.

- W którą stronę planujecie skierować Lor w najbliższej przyszłości?
- Pytanie powinno brzmieć: gdzie Lor skieruje nas. Bo Lor to żywy organizm, za którym podążamy od dziesięciu lat. Zobaczymy: może nas skieruje w disco-polo albo może zaczniemy rapować? (śmiech) Jesteśmy otwarte na wszystkie opcje. Plan jest taki, że po jesiennych koncertach damy sobie trochę więcej luzu, żeby odpocząć. Kolejną płytę chcemy wydać dopiero w 2026 roku.

- A mnie się już nudzi i chętnie bym się zabrała za pisanie nowych piosenek. (śmiech)

Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska