- Dla mnie to ważniejsze zwycięstwo niż gdyby zdarzyło się nawet na wyższym poziomie rywalizacji - kontynuuje Wiktorowski. - McHale wysoko postawiła poprzeczkę, grała bardzo solidnie zwłaszcza w pierwszych dwóch setach. Trzeci to już była bardziej walka ze zmęczeniem i koncentracją. Dobrze, że w drugiej partii Agnieszce udało się szybko odłamać breaka. W meczu sporo było bardzo dobrych zagrań Isi, była kontynuacja naszej pracy. Teraz skupimy się na regeneracji, odpoczynku i przygotowaniu do następnego pojedynku.
- Pogoda dziś nie pomagała, ale najlepiej czułam się w… trzecim secie. Może już było wtedy mniej emocji - mówi Agnieszka Radwańska. - Trzy godziny na trawie czuję w nogach, choć… gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, że wygram w takim upale prawie trzygodzinny pojedynek to stwierdziłabym, że się myli. Na pewno nie byłam na to gotowa. Godzina walki to dla mnie maksimum. Tu zaskoczyłam sama siebie, że wygrałam w tak trudnych warunkach. Mam przestoje na korcie, czuję, że raz jest lepiej raz gorzej, nogi nie chodzą tak, jakbym chciała, ale to chyba ja tylko czuję, a z boku tego nie widać. Na pewno idzie to wszystko w dobrym kierunku. Kondycyjnie wytrzymałam mecz to ważne. Nie przyjechałam tu w stu procentach przygotowana. Dobrze, że jest dzień przerwy miedzy meczami i czas na regenerację. W Eastbourne byłam w piżamie, po pierwszym meczu na Wimbledonie do połowy się ubrałam. Teraz jestem już ubrana, ale nadal w kapciach-miśkach z pomponami, bo nogi nie idą tak, jakby chciała (śmiech).
- Podobny mecz, nawet na tym samym korcie miałam na Wimbledonie rok temu z Anją Konjuh, też broniłam meczboli - dodaje krakowianka. - To podobna sytuacja, nawet rywalki podobnie grające. Takie trochę deja vu. Miałam kilka meczów w karierze, gdzie broniłam meczboli w tie-breaku. Najlepiej pamiętam pojedynek ze Swietłaną Kuzniecową z Madrytu. Broniłam wtedy chyba trzech meczboli, to był niezły mecz, zapamiętałam go. Pojedynek z McHale wygrałam sercem i ambicją, kondycją na pewno nie!
Follow https://twitter.com/sportmalopolska