Jak sądzę to z powodu wielkiego tłoku w ciepłych porach roku. Gile znikają w tłumie trzystu kilkudziesięciu gatunków ptaków. Bardziej kolorowych, bardziej głośnych czy przebojowych. Co innego w zimowej scenerii. Zdecydowana większość ptaków odleciała na południe. I dopiero teraz gile widać i słychać. Ptaki są niezbyt płochliwe i ufne. Nie czują strachu przed ludźmi. Pan gil ma elegancki cynobrowoczerwony fraczek dobrze kontrastujący z czarną czapeczką i takimi samymi skrzydełkami. Pani gilowa, jak przystało na skromną gospodynię, gustuje w beżach i wszystkie pozostałe szaro czarne aplikacje stroju ma bardzo stonowane. Twarzowemu ubarwieniu dorównuje zgrabna figura: na lekko spłaszczonej głowie umieszczony mają krótki i gruby, ale proporcjonalny dziób. Dzięki temu, że są wagi wróbla z łatwością utrzymują się na końcach cieńszych gałązek i czubkach drzew.
Gile zimą zjadają soczyste pączki i nasiona roślin. Nie pogardzą napotkanymi owadami, które zimują w szczelinach kory. Jeżeli czują się bezpiecznie chętnie zaczynają szukać pokarmu na ziemi. Grzebią w liściach niczym domowe kury. Często słyszę ich melodyjne glosy przypominające pogwizdywanie na podwójnym flecie. Melodyjne, delikatne i trudne do pomylenia z innymi ptasimi głosami.
