W tak długich rządach prezydentowi Majchrowskiemu pomógł niezły przegląd pola. Rządził dostojnie z cygarem w ręku. Od pracy na pokładzie miał zaufanych ludzi. Unikał buntów załogi i abordaży, zapewniając intratne posady. Kolejne stanowiska i miejskie spółki coraz bardziej obciążały okręt, który zaczął szorować po dnie zadłużenia.
Prezydent przez lata skupiał się na nawigacji, by statek przeciskał się przez wąskie cieśniny rozdzielające krainy wiecznego betonu z panującymi tam deweloperami i zielonej szczęśliwości, urządzanej przez miejskich aktywistów. Raz w Krakowie było zezwolenie na blokowisko - nawet przy Błoniach, innym razem Zarząd Zieleni ulokował gdzieś jakiś park.
Prezydent starał się też, by łapać w żagle odpowiedni polityczny wiatr. Rozpoczął od lewego halsu. Później nie udało się znaleźć pełnego powiewu w plecy i Kraków ominęło piłkarskie Euro. Fala rozpędu była na tyle wystarczająca, by w końcu wybudować centrum kongresowe, halę widowiskowo-sportową i dwa duże stadiony. Nie było jednak oczekiwanego przez mieszkańców obrania kursu na metro.
Kilka lat okręt krążył wokół Platformy, by w ostatnich latach schodzić na prawy hals, czego apogeum były igrzyska europejskie pod Wawelem.
Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski ogłosił kluczową decyzję...
Po fajerwerkach w Krakowie zaczęto odczuwać flautę, jesienią z każdej strony zaczęło wiać chłodem. Przedwyborcze sondaże były jak wystrzał ostrzegawczej racy przed wiosennym wyborczym sztormem. Prezydent Majchrowski postanowił więc zarzucić kotwicę.
Jaki powinien być jego następca? Nie może stracić z widoku podziemnej komunikacji, łącznie z tunelami pod Wisłą, zielonych wysp i częściej wsłuchiwać się nie tylko w głosy załogi, ale też mieszkańców, czekających na lądzie na skarby zwożone z politycznych wypraw. Musi też ocenić, czy wyruszyć po nie pięknym, ale wysłużonym zabytkowym żaglowcem, czy przesiąść się do nowoczesnego wodolotu.
Rozmowa w cztery oczy najlepsza dla mózgu
