https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cały ten zgiełk. Liliana Sonik komentuje aferę wokół Maszy Potockiej. Niektórym wolno więcej. Dlaczego?

Liliana Sonik
Liliana Sonik.
Liliana Sonik. Andrzej Banas / Polskapresse
Nie mam pojęcia czy prezydent Krakowa Aleksander Miszalski był zdziwiony listem, który do niego wystosowano 4 października. Jeżeli tak, to niepotrzebnie. Rzecz była do przewidzenia.

Pismo przywołujące prezydenta Krakowa do porządku powstało w reakcji na decyzję o zakończeniu współpracy z dyr. Marią Anną Potocką. Kilkadziesiąt Znakomitych Osób uznało zdymisjonowanie Potockiej, zwanej Maszą, za „szkodliwą dla kultury Krakowa rozrzutność kulturową”. Można podejrzewać, że niektórzy z sygnatariuszy słabo się orientowali w sytuacji. Czy zareagowali na wołanie „biją naszych!”?

Pytanie brzmi: kto jest nasz, komu więcej wolno i dlaczego?

Bo prezydent podjął słuszną decyzję. Czas był najwyższy, żeby MOCAK przewietrzyć i odmłodzić, więc nie ma tu ani krztyny miejsca na konsternację. Sąd uznał Potocką winną mobbingu. Sprawa jest do tego stopnia oczywista, że ani zarządzana przez nią instytucja, ani ona sama w procesie cywilnym od tego wyroku się nie odwołali. A ten casus jest tylko widocznym wierzchołkiem góry lodowej. Bo innych bulwersujących nadużyć władzy, jakich dopuszczała się dyrektorka miejskiej instytucji kultury, było mnóstwo. Opisała te praktyki red. Angelika Pitoń w krakowskiej edycji Gazety Wyborczej. Magda Ujma pracowała z Maszą aż 7 lat. I opowiada: „raz miała okres, w którym interesowała się tym, co dzieje się w Bunkrze Sztuki, obsesyjnie nas sprawdzała, kontrolowała, wzywała na rozmowy. A potem przychodził czas, w którym rzadko ją widzieliśmy; bo pisała książkę, albo ją promowała… Zmieniała ‘ofiary’: dziś czepiam się ciebie, ale za dwa dni znajdę sobie kogoś innego. Przychodziła do pracy z psem. Miała taką psinę, kundelka. Wszyscy oglądaliśmy proces zastraszania tego psa. Masza mówiła, że musi złamać mu charakter. Dziś myślę, że to było jej motto w ogóle — że nas też w pracy miała tak złamać, zdominować, podporządkować sobie.”

Relacja, która daje do myślenia. Ale tylko ci z najmocniejszą pozycją zawodową i środowiskową mogli sobie pozwolić na wystąpienie pod nazwiskiem. Wielu z kiedykolwiek zatrudnionych w Bunkrze Sztuki czy w MOCAK-u do tej pory obawia się jawnie krytykować dyrektorkę wszystkiego. Zdają sobie sprawę, że zostaliby objęci fatwą przez grono bardzo wpływowych osób.

List w obronie Potockiej podpisali Krystyna Janda, Róża Thun, Maja Komorowska, Krystyna Zachwatowicz, Anda Rottenberg i inne Znakomite Osoby. Czy jest się politykiem, czy zwykłym normalsem, do opinii Znakomitych Osób warto rozważyć. Co jednak czynić, jeśli wypowiadają się bez rozeznania sytuacji? Jeśli odpowiedziały na jakieś pochopne wezwanie? Jeśli trudno wyjaśnić dlaczego znalazły się wśród sygnatariuszy? Np. mieszkający w Warszawie ceniony reportażysta Cezary Łazarewicz, który nigdy ani sztuką współczesną, ani instytucjami kultury się nie zajmował? Wśród wzywających prezydenta Krakowa do opamiętania jest dziennikarz śledczy Wojciech Czuchnowski, ale nie ma mieszkającego w Krakowie wielkiego artysty Wilhelma Sasnala. Raczej nie przez przypadek listu wsparcia Potockiej nie podpisały Marta Deskur, czy Małgorzata Kazimierczak – przewodnicząca Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA.

Czy besztające prezydenta Miszalskiego Znakomite Osoby wiedzą, że ich list nazywany jest „listem hańby”? Czy zadały sobie trud by wysłuchać niszczonych przez Maszę ludzi? No gdzieżby; przecież ci robotnicy kultury nie mają do nich telefonów i vice versa. Czy Znakomite Osoby nie zauważyły, że Potocka od ćwierć wieku po prostu ‘dostawała’ kierownicze stanowiska w krakowskich instytucjach kultury. Bez konkursu. W  2019 roku doszło nawet do unii personalnej: MOCAKIEM i Bunkrem Sztuki zawiadowała ta sama Potocka. A to przecież nie wszystko, bo były prezydent Jacek Majchrowski powierzył jej też trzeci front, czyli Kossakówkę.

Z Kossakówką było i śmieszno i straszno. Sprawa popadającej w ruinę willi Kossaków wywołała pod Wawelem wielkie poruszenie. Było oczywiste, że to miejsce należy uratować. SKOZK – czyli Społeczny Komitet Odbudowy Zabytków Krakowa - przeznaczył na ten cel niemal 7 milionów złotych co stanowi ponad 70% kosztów remontu konserwatorskiego. Uporządkowaniem prawnym zajęło się Miasto, a różni specjaliści pomagali pro bono w kwestii dokumentacji.

Kiedy jednak Potocka ogłosiła pomysł własny uczynienia na 300 metrach kwadratowych (!) „Muzeum Historii Sztuki od średniowiecza po współczesność” krakowianie się zbuntowali. Pisałam wtedy w Dzienniku Polskim, że koncepcja dyrektorki MOCAKu ulokowania w malutkiej willi z resztką ogrodu Muzeum Historii Sztuki wystawia Kraków na pośmiewisko. Kossakówka jest za to wymarzonym miejscem do ukazania opowieści o tym jak rodziła się i promieniowała krakowska inteligencja, i jak nastąpił tego kres. Dopiero presja społeczna zmusiła Potocką do porzucenia absurdalnego planu.

O tym było naprawdę głośno. Jakim więc sposobem Znakomite Osoby mogły całkiem na serio podpisać się pod stwierdzeniem, że Masza Potocka „pozyskała i uratowała Kossakówkę”? Wedle nieco podobnego scenariusza rozwijały się sprawy wokół Bunkra Sztuki, gdzie wprawdzie protesty środowisk okazały się skuteczne ale i tak prezydent Majchrowski dyrektorką mianował Marię Annę Potocką.

Teraz ma 74 lata i - mimo wyroku sądu - suty kontrakt gwarantujący dyrektorski fotel do roku 2031 podpisany przez odchodzącego Majchrowskiego. Ni z gruszki ni z pietruszki podpisany, bo poprzedni kończył się – uwaga, uwaga! – dopiero w listopadzie 2025. W tym kontekście groźne pohukiwania sygnatariuszy listu w obronie Maszy brzmią cokolwiek niestosownie. A dla ofiar mobbingu – okrutnie i szyderczo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ostatnia droga Franciszka. Papież spoczął w ukochanej bazylice

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska