FLESZ - Telefon na 7 lat?

Te charakterystyczne dwa imiona wybrał dla niej wujek. Był rok 1970 i wielkim przebojem stała się piosenka Czerwonych Gitar o takim tytule. Przekonał rodziców – choć nie obyło się bez oporów, bo oboje śpiewali i tańczyli wtedy w Mazowszu, więc bliższy był im folklor niż bigbit. Przyszłość małej Anny Marii została jednak już wybrana i kiedy dziewczynka ledwo odrosła od ziemi, została zapisana do szkoły muzycznej.
- Już jako kilkulatka chciałam występować. Śpiewałam bardzo czysto, a to podobno niezwykle rzadko zdarza się wśród dzieci. Wychowawczynie z przedszkola zaczęły więc namawiać gorąco rodziców, aby wysłali mnie do szkoły muzycznej. Oni jednak mieli sporo oporów i śpiewanie uznawali za wspaniały zawód, ale jednocześnie bardzo stresujący. Mimo to, jednak się zgodzili – opowiada nam piosenkarka.
Początkowo miała być wirtuozką fortepianu. Ćwiczyła więc klasykę, ale kiedy weszła w wiek nastoletni, obudziła się w niej potrzeba buntu wobec rodziców i nauczycieli. Sposobem na to stało się... śpiewanie. W końcu udało się jej przekonać rodziców, aby sfinansowali jej kurs wokalny w Nowym Jorku. Anna Maria wróciła z niego odmieniona: chciała śpiewać tylko jazz. I już pierwszy koncert z polskim repertuarem okazał strzałem w dziesiątkę.
- Reakcja ludzi była niebywała: zostaliśmy tak miło przyjęci, że zrozumiałam, iż właśnie to jest to, co naprawdę chcę robić w swoim życiu. Wtedy wszystko się zaczęło: pojawiły się zaproszenia na kolejne koncerty oraz występy na różnych festiwalach i przeglądach, pierwsze nagrody i wyróżnienia – tłumaczy.
Z czasem młoda wokalistka wypracowała własny styl: liryczne połączenie jazzowego śpiewu z folkowymi wpływami w formule popowej piosenki. Ogromny wpływ na jej repertuar miał mąż – dziennikarz muzyczny Marcin Kydryński. To dzięki niemu spełniła jedno ze swych największych marzeń: wspólną płytę z Patem Metheny’m. Wydawnictwo to otworzyło jej drogę do kooperacji z innymi gwizdami z Zachodu – choćby ostatnio z Branfordem Marsalisem.
Najnowszy projekt Anny Marii nosi tytuł „Przestworza”. Składają się nań różne utwory: nowe piosenki oraz klasyczne utwory etniczne i religijne, zaaranżowane na nowo przez Piotra Wojtasika. Na scenie towarzyszą jej wybitni polscy muzycy: od wspomnianego Piotra Wojtasika i Dominika Wani, poprzez Macieja Sikałę, Roberta Kubiszyna, Piotra Nazaruka i Pawła Dobrowolskiego, na Atom String Quartecie kończąc.
- W graniu akustycznym nie ma miejsca na ściemę. Mając przy sobie takich mistrzów, wiem, że każdego wieczoru może się tyle zdarzyć, że sama z tego skorzystam i będę mogła się dzięki temu wyrwać z siebie, ze swojej ograniczoności. Poza tym naturalne brzmienie jest wieczne, nie ulega modom i nigdy się nie znudzi – podkreśla piosenkarka.