Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O tym, co się dzieje w naszym kraju, decydują urzędnicy a nie politycy

Daniel Szafruga
Żaden z polityków nie przyzna, że to nie on podejmuje decyzje, nie premier z ministrami, ale podlegli im urzędnicy. Biurowe ciury, jeśli chcą, mogą zablokować wszelkie zmiany, które godziłby w ich interes. I nie muszą w tym celu strajkować. Obecnie mamy ponadpółmilionową armię urzędników. Dla porównania, w 1990 r. było ich 159 tys. Co roku jest ich więcej i to niezależnie od tego, kto rządzi.

Urzędnicza armia rośnie szybciej niż liczba mieszkańców Polski. Do tego pół miliona trzeba dodać 3,6 mln pracujących w sektorze publicznym: oświacie, służbie zdrowia, itp. W sumie jest to 21,6 proc. wszystkich pracujących w naszym kraju. Dla porównania, w Niemczech - 14,8 proc., a w Hiszpanii - 16,7 proc.

To wielka armia, z którą każdy polityk musi się liczyć, która ma o co walczyć. To nie tylko kwestia bezpieczeństwa zatrudnienia, ale także zarobków, wyższych niż w prywatnych firmach co najmniej o 25 proc. Nic więc dziwnego, że zmieniające się rządy są zakładnikami biurokratów. Dotychczasowi ministrowie finansów w pierwszej kolejności byli ekonomistami, finansistami, dopiero późnej politykami. Znali więc zależność, według której tym większe są wpływy do budżetu, im niższe podatki, prostszy system fiskalny, im mniej ulg i zwolnień. Żadnemu jednak nie udało się tej zasady wprowadzić w życie. Nasz system podatkowy, zamiast być upraszczany, jest systematycznie komplikowany, a podatnik karany za każdy najdrobniejszy błąd. Nie zmieniające się od lat prawo interpretuje się tak, aby zwiększyć czynności, od których mamy płacić podatek. Mnożą się więc biurokratyczne byty, aby podołać nowym obowiązkom.

Kilka lat temu, gdy politycy zaczęli przychylać się do wprowadzenia podatku liniowego i likwidacji ulg, administracja wyprodukowała tony analiz, w których wykazano, że budżet na tym straci. Innym sposobem blokowania zmian jest przedłużanie prac nad ustawą, mającą cokolwiek uprościć. Trwają one tak długo, aż w ministerialnym fotelu zasiądzie kolejny osobnik, z nowymi pomysłami. Taniec rozpoczyna się od nowa. Gdybyśmy mieli podatek liniowy, system bez ulg i zwolnień, wystarczyłby dobry program komputerowy i kilkunastu urzędników w każdym urzędzie skarbowym. Tymczasem mamy 48,5 tys. specjalistów od PIT, CIT, VAT i innych należności, czyli największą armię poborców podatkowych w UE. Jej utrzymanie kosztuje 1,4 proc. wpływów z podatków. W Norwegii jest to 0,55 proc., w Finlandii 0,68 proc., a w Austrii 0,82 proc. ściąganych podatków.

Zwalczany jest także pomysł, by jeden urząd zajął się ubezpieczeniem i emeryturami każdego z nas: rolnika, urzędnika, sędziego, prokuratora, żołnierza, itp. Zamiast tego mamy ZUS, KRUS, a do tego każdy resort swoje wydziały emerytur.

"Biurokracja to dobrze zorganizowana zaraza" - stwierdził Cecil Parkinson, członek Partii Konserwatywnej, minister w rządach Margaret Thatcher. Ale i on z nią nie wygrał.

Zobacz zdjęcia obchodów święta 3 maja w Krakowie: 3 maja 2013 | Przed II wojną światową

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska