Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Dobrze mieć zdrowe kolana

Jerzy Stuhr
Gratuluję! Właśnie odbyła się w Teatrze Polonia w Warszawie premiera "Na czworakach" Tadeusza Różewicza, w Pańskiej reżyserii i z Pańskim aktorskim udziałem w roli głównej. I znowu sukces! Na widowni tłumy...

Dziękuję! Codziennie jestem nieco wykończony po przedstawieniu. Rozpiera mnie radość, że Różewicz tak idealnie trafił do widowni, a… moje kolana wytrzymały!

Wszystko się udało. A nawet przydarzyła mi się zaskakująca sprawa. Otóż, poczułem się jak odkrywca Różewicza. Bo nawet już premiera była odebrana tak właśnie - jako „odkrycie Różewicza”, jak określili to pierwsi odbiorcy. Okazuje się, że starzy widzowie już zapomnieli, a młodzi w ogóle o teatrze autora „Kartoteki” nic nie wiedzą. I nagle pojawiły się ochy i achy, jakie to nowoczesne, jakie prorocze - a to w dużej mierze było wynikiem nieznajomości genialnego poety. Bo przecież u niego wszystko już było. Wszystko można odczytać - jeśli się czyta, naturalnie! Zresztą, jak pamiętam dawne wywiady z Tadeuszem Różewiczem, to skarżył się na to, że nawet dziennikarze, którzy przychodzą po wywiad - nie czytają jego poezji, nie znają dramatów. Stąd, jak mówił, jego niechęć do wszelkich wywiadów. Pamiętam, jak mówił dziennikarzom: proszę nie przychodzić do mnie, proszę mnie czytać.

Dla mnie Różewicz zawsze był bliskim tematem. Wszak - jak już niejeden raz się przyznawałem - był on tematem mojej pracy magisterskiej i to zarówno na polonistyce, jak i potem w szkole teatralnej. A więc to jest „mój” Autor, do którego z radością, ale i z pokorą się zbliżam, choć zawsze mam wątpliwości, czy w pełni potrafię go odczytać.

Ale na profetyczną siłę jego pomysłów godzę się z wielką radością. Przecież to właśnie chyba Różewicz powiedział, że „poeta wie wcześniej”, więc ma prawo być nawet prorokiem. Natomiast to, że stałem się „odkrywcą” Różewicza, to jakiś absurd.

Zrobiłem przedstawienie dokładnie takie, jak chciałem. A jest w tym dramacie tyle bogactwa słów, konwencji, nastrojów, że można tym żonglować w nieskończoność. Odbiorcy powiedzieli nawet, że to przedstawienie jest bardzo krakowskie: takie inteligenckie, jak z Piwnicy pod Baranami. Ale nic dziwnego, mam świetnych aktorów: Dorota Stalińska, Wiesiu Komasa i inni: po prostu doskonali! A jeszcze stwierdziłem, że jest to sztuka o mnie! To ja znajduję się w podobnej sytuacji psychicznej, to ja mam podobne wątpliwości, jak Różewiczowski bohater, to ja odbierając medale, ordery, nagrody, podobnie jak główny bohater, chciałbym, jak on, umieć się z tego zaśmiać.

A do tego naszego „podobieństwa”, rzeczywistość dopisała żartobliwą okoliczność: podobnie, jak na scenie odbieram medale, i to na czworakach, w dniu premiery dostałem nagrodę prezesa Rady Ministrów i rano odbierałem ją w kancelarii pani premier. Oczywiście, nie „na czworakach”, choć ta Różewiczowska metafora sprawdza się w takich okolicznościach wybornie. Już nawet, gdy zaczynałem pracę nad tą inscenizacją, mówiłem, że Wielki Różewicz pozwala mi swą sztuką zakpić z siebie samego.

Dziś, po skończeniu pracy - powtórzyłbym te same słowa. Bo Różewicz świetnie trafia w uczucie swoistej sytości uznania, ale i w zniechęcenie tzw. doświadczonego twórcy. Trafia w jego własne, wręcz prywatne poczucie wielkości, więc wszystko sprowadza mu do wymiarów rzeczywistych i jeszcze z tego dobrotliwie pokpiwa!

Nic więc dziwnego, że odbierając nagrodę w gabinecie premiera - byłem w specjalnej sytuacji. Ale, oczywiście, nie byłem jedyny. Były to nagrody na wielkie święto nauki dla szkół wyższych. Z Krakowa było sześciu laureatów z różnych uczelni. Dlatego miło mi było, że PWST w Krakowie znalazła się między tymi uczelniami. A dlatego jest to ważne, że na ogół politycy nie wiedzą, że szkoły artystyczne są wyższymi uczelniami. Pamiętam, że przed kilku laty, gdy Jurek Trela dostawał taką nagrodę, to premier Tusk podpisując, zobaczył, co podpisuje i prawdziwie się zdziwił: co? Aktor jest profesorem? To oni tam mają profesorów?

Od tego czasu minęło kilka lat, w uroczystości uczestniczył tzw. cały świat nauki polskiej, ale nawet w gazetach o tym nie było ani śladu. Takie nastały czasy. Jeśli w czymś nie ma bodaj śladu polityki, to znaczy, że to nie istnieje.

Takie czasy! Najlepiej to wszystko traktować „na czworakach”. To wszystko, co nas otacza - również!

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska