Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Onkolog: Lekarz nie ma prawa odbierać chorym nadziei

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Prof. Marek Pawlicki
Prof. Marek Pawlicki Fot. Archiwum
- Bóg, jeśli istnieje, dał mi kopa w najbardziej czułą strunę. Mnie, profesorowi onkologii, członkowi wielu polskich i zagranicznych stowarzyszeń, autorowi książek o nowotworach, nie udało się wyleczyć własnej żony. A przecież uratowałem setki, może tysiące pacjentów - mówi znany krakowski onkolog prof. Marek Pawlicki w rozmowie z Marią Mazurek.

Ilu pacjentów usłyszało od Pana, że ma raka?
Licząc tylko pacjentów, którzy słyszą to pierwszy raz ode mnie - nie tych zdiagnozowanych wcześniej - to mówię to każdego miesiąca 10-15 razy. Od 30 lat.

A więc około czterech tysięcy. Jak reagują, kiedy się dowiadują?
Bardzo różnie. Niektórzy nie przyjmują tego do wiadomości. Nie chcą wiedzieć. Mówią: proszę zrobić, co trzeba, ale mnie o niczym nie informować. Albo proszą, żeby informacje o chorobie przekazywać żonie czy kochance, nie jemu. Inni są obojętni. Jak głazy. W tym przypadku zawsze mam lęk, że nie dotarłem do pacjenta. Nie mam pewności, czy komuś rzeczywiście nie zależy na pokonaniu choroby, czy nosi ten strach gdzieś głęboko w sobie. Większość pacjentów po prostu się boi: bólu, samotności, śmierci.

Płaczą?
Jeszcze nigdy żaden pacjent, który dowiedział się ode mnie o chorobie, podczas tej rozmowy nie płakał. Najwyżej jego rodzina.

Zaskakujące.
Jeśli czuję, że pacjent jest chwiejny, niepewny, to nie od razu powiem mu całą prawdę.

Macie przecież obowiązek mówić prawdę.
Tak, ale tę prawdę można rozłożyć na odcinki. Lekarz musi powiedzieć tyle, ile pacjent sobie życzy. Wiele przypadków wymaga przygotowania. Trzeba mieć dla pacjenta czas, by porozmawiać z nim spokojnie, w cztery oczy. By w tej rozmowie nie być obojętnym.

Niektórzy lekarze uważają, że nie są od współczucia, długich rozmów z pacjentami.
Bzdura. Lekarze są od tego, by zapewnić pomoc - również psychologiczną. Spokojna rozmowa to podstawa. Niestety, niektórzy tego nie rozumieją. Regułą jest, że lekarz nie ma czasu. I nie ma wiedzy. Większość popełnia straszliwy, niewybaczalny błąd. Odbiera pacjentowi nadzieję.

Ale jeśli tej nadziei naprawdę nie ma?
Zawsze jest nadzieja. Praktycznie nie ma nowotworu, którego nie byłoby szansy wyleczyć. Lekarz nie ma prawa powiedzieć pacjentowi: współczuję, teraz walczymy o godną śmierć, o to, by jak najmniej bolało. Nigdy nie powinno się walczyć o godną śmierć. Powinno się walczyć o wyleczenie! Widziałem wiele przypadków, kiedy stan pacjenta wydawał się beznadziejny. Kiedy lekarze nie dawali mu szans. A jednak ten pacjent później wyzdrowiał albo przynajmniej choroba przeszła ze stanu ostrego w przewlekły - taki, w jakim można przeżyć wiele lat.

Widział Pan takie przypadki, których nie da się wytłumaczyć medycznie?
Nawet takie.

Cuda?
Czekałem na to pytanie. Trudno stwierdzić, dlaczego takie niewytłumaczalne przypadki się zdarzają - to mogą być błędy w badaniu histopatologicznym, w ocenie radiologicznej albo opóźniona reakcja pacjenta na leczenie. Jedno jest pewne - jest jakaś ,,czarna dziura", której nie potrafimy wytłumaczyć. I teraz osoby wierzące w tej ,,czarnej dziurze" odnajdują miejsce na cud. Ateiści być może na działanie znachorów, wróżek, medytacji, na niekonwencjonalne metody leczenia. Osobiście nie wykluczam działania Boga.

Wierzącym jest łatwiej w chorobie?
Dużo łatwiej. Jeśli umiera się - w ogromnych cierpieniach - ale ze świadomością, że za chwilę zobaczy się swoją mamę, tatę, dziecko, a nie oddali się w nicość, to jak może nie być łatwiej? Jak cierpiący stary człowiek na wózku może nie cieszyć się, że kiedy wdrapie się na tym swoim wózku na górę, to tam będzie uprawiał sporty, to tam będzie wieczny bal? Osobiście uważam, że życie po śmierci jest tym, co wymarzyliśmy sobie za życia. Tym, co kochamy najbardziej. Sam też ostatnio choruję. I jak już jest gorzej, zwracam się w myślach do mojej żony: "Kryśka, idę do Ciebie. Mam nadzieję, że wybaczyłaś mi te wszystkie panie, z którymi się zadawałem po Twojej śmierci. Ale przynajmniej, tak jak Ci obiecałem, z nikim się nie ożeniłem. Bo tylko Ciebie kochałem".

Ile lat miała Pana żona, kiedy umarła?
Była ledwo po czterdziestce. Rak jajników. Mnie, profesorowi onkologii, członkowi wielu polskich i zagranicznych stowarzyszeń, autorowi książek o nowotworach, nie udało się wyleczyć własnej żony. A przecież uratowałem setki, może tysiące pacjentów. Ale nie ją. Bóg, jeśli istnieje, dał mi kopa w najbardziej czułą strunę. Nie było dla mnie większego bólu. I ten ból, po ponad 20 latach, wciąż jest prawie taki sam.

Do końca Pan wierzył, że uda się ją uratować?
Nie. Mam wrażenie, że nawzajem siebie okłamywaliśmy - moja żona, że jest silna, że się nie załamuje. Ja - że jest jeszcze nadzieja. Powiedziała mi przed śmiercią: "musisz mieć jakieś baby, bo bez bab zginiesz. Ale nie żeń się drugi raz, chyba że się zakochasz".

Coś się zmieniło w Pana pracy po śmierci żony?
Bardziej rozumiem chorych.

Przeżywa Pan ich chorobę?
Tak.

Czy tak bardzo, że nie może Pan spać?
Tak przeżywałem tylko chorobę żony. Natomiast rozumiem cierpienie chorych. Ich ból i strach.

Co jest gorsze: ból czy strach?
Strach. Ból jakoś da się stłumić prochami, choć inna sprawa, że szpitale z każdej złotówki wydanej na leki muszą się tłumaczyć. Ale ze strachem walczy się znacznie trudniej.

To strach przed umieraniem?
Też. Ale również przed samotnością, bo na ogół jak ktoś choruje, rodziny już myślą o tym, by dobrać się do jego majątku, a chorego wysłać do domu starców. Strach przed domem starców, umieraniem w nie swoim domu.

Rzeczywiście domy starców są takie okropne?
Nie. Domy starców zapewniają coraz lepszą opiekę. Ale to strach kulturowy.

Czego jeszcze boją się chorzy?
Największy jest chyba strach rodziców, którzy zostawiają swoje niedorosłe dzieci. Kiedy moja żona umierała, nasza córka miała zaledwie dwa lata.

Anna Przybylska też zostawiła dzieci.
Chyba właśnie dlatego jej śmierć tak poruszyła Polskę. I dlatego jeszcze, że pokazała: rak nie wybiera.

Co Pan sądzi o jej lekarzu, który opowiadał w telewizji, że wyła z bólu?
Dla mnie to jednoznaczne złamanie tajemnicy lekarskiej. Lekarz ma prawo udzielać informacji o pacjencie tylko wyraźnie wskazanym przez niego osobom.

Śmierć Anny Przybylskiej wywołała ogólnopolską dyskusję o nowotworach.
I zbiorowy lęk. Bo skoro rak zabiera młodą, ładną aktorkę, to może zabrać też mnie. Ale z punktu widzenia onkologa ten lęk jest naszym sojusznikiem. Największą szansę na wyleczenie mają ci pacjenci, którzy zgłaszają się do nas profilaktycznie. Bo coś ich zaboli, coś zaniepokoi.

Jak się człowiek nasłucha, ile naokoło jest chorych na raka, to ma się pokusę, żeby iść do szpitala i poprosić: prześwietlcie mi całe ciało.
Jestem za.

To nie sztuczna panika?
Nie. Szczególnie jeśli są wskazania - wiek, nowotwory w rodzinie, niewyjaśnione dolegliwości, bóle, choroba alkoholowa. Wie pani, ile alkoholików z rakiem trzustki bylibyśmy w stanie wyleczyć, gdyby robili profilaktyczne badania? Ale ten rak długo nie daje uciążliwych dolegliwości. I zwykle jak ktoś do nas z nim przychodzi, jesteśmy w stanie powiedzieć mu już tylko "cześć".

Ile taki "skan" całego ciała kosztuje?
Pewnie koło dwóch tysięcy. Myślę, że warto. Wie pani, że każdy rak - nawet ten guz trzustki, o którym ostatnio tyle dyskutujemy - we wczesnym stadium choroby jest prawie w 100 procentach wyleczalny?

A ile procent chorych na raka umiera?
Od 20 do 48. A mogłoby dużo mniej.

I tak myślałam, że więcej.
Bo rak dla ludzi brzmi jak wyrok. A tak naprawdę da się go przecież leczyć. Otoczenie chorego nie powinno mu współczuć, użalać się nad nim. Lekarz, rodzina, ksiądz na spowiedzi - wszyscy powinni rozbudzać w chorym optymizm, motywować do walki. Ale brakuje im podstawowej wiedzy onkologicznej. Mam takie marzenie, żeby zrobić program edukacji onkologicznej dla księży. Co pani o tym sądzi?

Że będzie ciężko przekonać innych do tego pomysłu.
Też obawiam się, że np. tacy urzędnicy w Ministerstwie Zdrowia mogą tego nie zrozumieć. Ale naprawdę wierzę, że księża, zwykli wikariusze i proboszczowie, odgrywają ogromną społeczną rolę. To do nich przychodzi chory i mówi czasem coś, czego nie mówi rodzinie. Że boi się, że umiera. I teraz jeśli taki ksiądz będzie miał wiedzę, powie mu: "chłopie, zgłoś się tam i tam, zrób te i te badania, walcz! Walcz choćby o kolejne pół roku życia". Bo w onkologii trzeba myśleć o tym, co będzie za kilka miesięcy. Non stop pracuje się nad nowymi metodami leczenia raka. Nie chcę rozbudzać nadziei, ale teraz prowadzone są bardzo obiecujące badania nad rodzajem szczepionki na raka: będzie pobierać się komórki od pacjenta, uodparniać je, by potem wszczepić z powrotem.

Pan naprawdę wierzy, że będzie lek na raka?
Wierzę. Pytanie, czy będzie dostępny we wszystkich placówkach i dla wszystkich pacjentów.

Czy nie będzie tak, że jeśli uporamy się z rakiem, natura znajdzie coś innego, na co będziemy umierać? Tak jak kiedyś ludzie umierali na infekcje, z którymi się uporaliśmy, potem na choroby serca, z którymi teraz powoli zaczynamy sobie radzić. Może ludzie po prostu muszą na coś umierać?
Bardzo możliwe. Zresztą, starzenie się społeczeństwa jest coraz większym problemem. Ale jako lekarze i jako ludzie mamy obowiązek z tą śmiercią walczyć. Robić wszystko, by ludzie żyli jak najdłużej i w jak najlepszym zdrowiu. I wierzę, że z tego po śmierci będę rozliczany. Że ostatecznie jakoś mi Bóg odpuści, że kląłem, że się napiłem, że miałem różne kobiety. Że spojrzy tylko na ten wór z dobrymi uczynkami. Bo ostatecznie, takiego jestem zdania, w życiu najważniejsze jest to, by pomagać innym. Pożyczyć pieniądze, wysłuchać, przyjechać, jak ktoś jest chory. Tak widzę naszą rolę na ziemi.

***

Prof. dr hab. Marek Pawlicki. Wybitny specjalista onkolog i chemioterapeuta. Autor 240 prac naukowych oraz kilku podręczników i książek, m.in. wielokrotnie wznawianej "Rak, nadzieje i rozczarowanie". Przewodniczący Zespołu ds. Akredytacji Jednostek Szkolących w Dziedzinie Onkologii Klinicznej. Konsultant w I i III Klinice Chirurgicznej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska