Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podhale. Trzy restauracje, które działały wbrew zakazom. Czy zostały ukarane? Czy działają dalej?

Łukasz Bobek
Łukasz Bobek
- Nie żałuję, że się otworzyliśmy w zimie. Bo dzięki temu nie zwolniliśmy ani jednego z niemal 40 pracowników – mówi Marek Łopata, właściciel Karczmy Góraleczka. Nadal grożą mu wysokie kary za to, że działał w czasie lockdownu
- Nie żałuję, że się otworzyliśmy w zimie. Bo dzięki temu nie zwolniliśmy ani jednego z niemal 40 pracowników – mówi Marek Łopata, właściciel Karczmy Góraleczka. Nadal grożą mu wysokie kary za to, że działał w czasie lockdownu Łukasz Bobek
Jeden się zamknął, bo nie wytrzymał pandemii. Drugi otwiera szampana, bo wszystkie grożące mu kary zostały umorzone. Trzeci czeka na decyzję – czy zapłaci od 90 do 270 tys. zł kary, czy może – podobnie jak ten drugi, będzie świętował. Sprawdziliśmy, jak sobie radzą restauratorzy pod Tatrami, którzy jako jedyni zdecydowali się działać mimo zakazów w czasie lockdownu.

Gdy nadszedł głęboki lockdown i zakaz serwowania posiłków w lokalach, zdecydowana większość restauracji na Podhalu zamknęła się. Te, co miały siłę i możliwość, serwowały posiłki na wynos, lub na dowóz. Z rządowych zakazów wyłamały się trzy restauracje. Oficjalnie poinformowały, że mimo zakazów wydawanych drogą rozporządzenia, będą działały. Bo inaczej nie przetrwają. Na to zdecydowała się Kawiarnia Jaga i Karczma Góraleczka w Zakopanem, a także w Schronisku Bukowina (w czasie pandemii restauracja nazywała się Schronisko Smaku Magda Gessler).

Każda z restauracji zaraz, gdy tylko wznowiła swoją działalność, miała kontrole policji i sanepidu, a także innych służb. Odbywały się one regularnie. Policjanci spisywali właścicieli, pracowników, a nawet klientów. Sanepid prowadził swoje postępowanie. Mimo grożących kar – od 10 do 30 tys. zł po każdej kontroli – lokale nadal działały i walczyły. Robiły to przy fleszach fotoreporterów, przed mikrofonami i kamerami. Właściciele tych lokali cały czas powtarzali, że zakazy wydane w drodze rozporządzenia są nielegalne.

Teraz wszystkie restauracje mogą działać pełną parą. Zakazów już nie ma. Nie wszystkim udało się przetrwać. Zamknęła się restauracja Jaga.

- Nie byliśmy w stanie dalej działać. Na to złożył się ten cały lockdown przez długie miesiące, ale i brak porozumienia z właścicielem lokalu ws. remontu lokalu – mówi Paweł Drabik, właściciel restauracji. - Gdyby nie pandemia, działalibyśmy pełną parą. Mieliśmy nawet plany na duży rozwój. Ale dobiło nas to strasznie.

Bankructwo nie kończy jednak spraw sądowych. Pan Paweł dostał z zakopiańskiego sanepidu dwie decyzje o nałożeniu kar – 20 i 30 tys. zł. Nie zapłacił kary. Teraz sprawa toczy się w sądzie w Zakopanem.

W przypadku Karczmy Góraleczka na Krupówkach, jedną z największych restauracji na deptaku, właściciele przetrwali trudne czasy. Działają dalej. Jednak spać spokojnie nadal nie mogą. Grozi im od 90 do 270 tys. zł kar. To suma kilku postępowań prowadzonych przez sanepid. - Na razie dostaliśmy dwie decyzje, od których się odwołaliśmy do wojewódzkiej inspekcji sanitarnej. Kolejne postępowania jeszcze się toczą. Ja ponadto mam osobiście kilka spraw z policji w sądzie, w sprawie narażenia gości na niebezpieczeństwo. Odbyła się na razie jedna rozprawa, kolejne wezwania przychodzą pocztą – mówi Marek Łopata, właściciel Karczmy Góraleczka. Mężczyzna dodaje, że nie żałuje tego, że się otworzył w zimie. - Dzięki temu nie zwolniłem nikogo z niemal 40-osobowej załogi - mówi przedsiębiorca.

Szampana otworzyli za to właściciele Schroniska Bukowina w Bukowinie Tatrzańskiej. W połowie lipca restauracja poinformowała, że zakopiański Sanepid umorzył 5 otwartych postępowań wobec restauracji. - Nie musimy już się martwić zapłatą ogromnej kary w wysokości minimum 150 tysięcy złotych – informują właściciele.

Nie obeszło się jednak bez walki. - Po tym, jak w styczniu zgodnie z prawem otworzyliśmy naszą restaurację, staliśmy się obiektem częstych wizyt sanepidu oraz policji. Pierwsza z nich zakończyła się karą administracyjną w wysokości 30 tys. zł, którą zmuszeni byliśmy zapłacić, i od której oczywiście odwołujemy się w sądzie (finalnie 25 tys. zł, bo kwota została zmniejszona o 5 tys.). W kolejnych tygodniach podobnych odwiedzin było kilkanaście, a ich efektem były pootwierane postępowania administracyjne, dążące do wręczenia nam kolejnych 30 tys. zł kary za każdą ze spraw. W tym czasie odwiedzał nas jeszcze WIJHARS, Inspekcja Handlowa, Urząd Celno-Skarbowy oraz Nadzór Budowlany – wspominają właściciele.

Ostatecznie nie będą musieli płacić już żadnej kary. Restauracja ta jednak – w efekcie lockdownu – straciła znane wsparcie. Gdy Schronisko się otworzyło w czasie lockdownu, współpracę z lokalem zerwała Magda Gessler. Kulinarna celebrytka wcześniej firmowała restaurację swoim nazwiskiem. Od tamtej pory restauracja nieco zmodyfikowała swoją nazwę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska