Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Webber palenie rzuca tylko w szabas

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
W Polsce powiedziano o nim kiedyś: szalony żydowski profesor. O Jonathanie Webberze, który niedawno przeprowadził się z Oksfordu do Krakowa - pisze Przemysław Franczak

Profesor antropologii, członek Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi za wkład w dialog i odbudowę stosunków polsko-żydowskich, zobaczył kiedyś w Krakowie na murze napis "Jebać Żydów". Słowo "Żyd" Jonathan Webber znał dobrze, ale tego drugiego nie. - Co to znaczy "jebać"? - spytał zaciekawiony znajomą Polkę. Odpowiedź nie zrobiła na nim większego wrażenia. Niedawno razem z żoną Connie przeprowadził się z Oksfordu do Krakowa.

Spalone żarówki w synagodze

Mieszkanie w centrum miasta, blisko Rynku, zaprojektowane zgodnie z zasadami kaszrutu, zbioru reguł koszernego życia. Dodatkowa umywalka w przedpokoju, kuchnia pomyślana tak, żeby mięso i nabiał - ani nic, co ich dotknie - nie miały ze sobą żadnego kontaktu; wszystko jest więc podwójne: blaty, garnki, sztućce, zastawy. Wszędzie mocne kolory, dywany i mnóstwo książek. Profesor Webber siedzi w fotelu i pali jednego papierosa Benson&Hedges za drugim.

Dlaczego Polska? - Oczywiście mogliśmy przenieść się do Toskanii czy do Puglii. Osobiście wolałbym Puglię, ale tam przez setki kilometrów nie ma żadnej gminy żydowskiej. A my nie chcieliśmy całkiem stracić kontaktu ze społecznością - tłumaczy. Dlaczego nie Kazimierz? - Kazimierz nie jest przyjaznym miejscem do życia. Poza tym stalibyśmy się tam atrakcją turystyczną, wycieczki pukałyby nam w okna. Stare Miasto jest takie piękne, poza tym stąd wszędzie mamy blisko. Co z tego, że w Londynie są fantastyczne koncerty, skoro trzeba się godzinę przebijać przez miasto, żeby na nie dotrzeć. Tu filharmonię mamy za rogiem.

Kraków lepszy od Londynu? - Oczywiście nie wszystko jest idealne. Za każdym razem, jak jestem w synagodze na Kazimierzu, liczę spalone żarówki. W zeszłym tygodniu było ich 34, teraz jest już 37- śmieje się profesor.

Wywiad dla Radia Maryja

20 lat wykładał w Oksfordzie, potem na Uniwersytecie w Birmingham stworzył - jedną z zaledwie kilku na świecie - katedrę studiów międzywyznaniowych UNESCO. W zeszłym roku zlikwidowano ją jednak w ramach cięć budżetowych i tak obok jego tytułu profesora pojawił się niespodziewanie przymiotnik emeritus. Wtedy nadeszła propozycja pracy z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Podjęcie decyzji o przeprowadzce zajęło nam może 10 minut.

Pierwszy raz przyjechał do Polski w latach 60. XX wieku, jako student. Podróżując autostopem po Europie trafił do Krakowa. - To była jesień albo zima, ponure wschodnioeuropejskie miasto. Lepiej pamiętam moją wizytę w Auschwitz. To wtedy temat Holocaustu wkroczył w moje życie.

Wrócił, już jako doktor, 20 lat później. Był początek 1987 r., "Tygodnik Powszechny" właśnie opublikował słynny artykuł Jana Błońskiego "Biedni Polacy patrzą na getto". Kamień milowy w polsko-żydowskim dialogu.- Okazało się, że nikt w Polsce nie zajmuje się naukowo tym tematem. Stworzyłem więc międzynarodowy projekt badawczy w ramach programu Tempus, angażując do niego Muzeum Auschwitz i Uniwersytet Jagielloński. Od zakończenia wojny minęło czterdzieści lat, a nikt jeszcze nie zapytał mieszkańców Oświęcimia, co pamiętają z tamtego okresu. Przemycałem z Anglii dyktafony i kasety, żebyśmy mogli zbierać materiał.

Razem z prof. Andrzejem Paluchem i studentami jeździł po małopolskich wsiach i miasteczkach odkopując z zapomnienia historię polskich Żydów.To m.in. dzięki niemu powstało Centrum Studiów Żydowskich, Muzeum Żydowskie Galicja, wreszcie Międzynarodowa Rada Oświęcimska. - Był rok 1989. Premierem został Tadeusz Mazowiecki. Przy biurku w Pigoniówce na Garbarskiej napisałem do niego list z propozycją powołania takiej instytucji. - pamięta nawet drobne szczegóły.

Członkiem Rady jest do dziś, choć śmieje się, że coraz częściej występuje w roli jednoosobowej mniejszości. Tak było zresztą od zawsze, bo kiedy w drugiej połowie lat 90. rozpętała się głośna awantura o krzyże na żwirowisku, on stanął za nimi murem. - Byłem wtedy ulubieńcem prawicowych mediów w rodzaju Radia Maryja, a jakiś magazyn napisał, że jestem szalonym żydowskim profesorem. A mnie po prostu nie podoba się sposób, w jaki Żydzi upolityczniają Auschwitz. Z wieloma decyzjami wciąż się nie zgadzam i nadal uważam, że zakaz wprowadzania jakichkolwiek symboli religijnych był krótkowzroczny i niewłaściwy.

Polski antysemityzm

Znajomi w Anglii pytali go: "Co ty robisz w tej Polsce, to przecież taki antysemicki kraj". On odpowiadał: "Nie byliście tam, to skąd możecie to wiedzieć?". - Lubię Polskę, nie uważam, żeby była antysemicka. Oczywiście są różne graffiti, ale na całym świecie są jakieś graffiti. Nie nadawajmy im wielkiego znaczenia - opowiada niezrażony. - Ja sam ani razu nie odczułem na sobie polskiego antysemityzmu. Jasne, macie tu jeszcze pewne traumy, lata komunizmu zrobiły swoje, tak samo jak wasz Kościół,bo jego hierarchowie nieraz zachowywali się okropnie, ale z drugiej strony nie dotyczy to wszystkich.

Connie wchodzi mu w słowo: - Są różne antysemityzmy, nasza nauczycielka polskiego, inteligentna kobieta, nie mogła uwierzyć, że nawet my możemy poczuć się urażeni "Żydem z pieniążkiem" [obrazki, które Polacy kupują na szczęście - red]. Dla niej to tylko talizman, nieważne, że odnosi się do historii pewnego stereotypu. Ale taki antysemityzm nie zamyka przed Żydami szkół, nie pozbawia ich pracy, nie podkłada ognia pod ich samochody i nie przepędza ich z domów.
Powrót do korzeni

Oboje mają polskie korzenie. Rodzina Connie pochodzi z Rawy Mazowieckiej, Piotrkowa i Częstochowy, a Jonathana z poddębickiego Brzostku. Polska do pewnego momentu była jednak nieobecna w ich świadomości. - Pamiętam tylko tyle, że gdy mój ojciec pokazywał na coś palcem, babka zwracała mu uwagę: "nie pokazuj palcem, nie jesteśmy w Polsce". Dla niej Wielka Brytania była lepszym światem - wspomina Connie. - Mój dziadek wyjechał stąd 130 lat temu. Miał wtedy trzy lata. Ojciec urodził się w Anglii, ja też. Oprócz kilku grobów z Polską nie łączyło nas nic - mówi Webber.

Brzostek nie dawał mu jednak spokoju. Postanowił zaangażować się w odtworzenie żydowskiego cmentarza. Skontaktował się z burmistrzem. Powiedział mu tak: "Nie jestem Polakiem, jestem Żydem z zagranicy, ale tutaj urodził się mój dziadek. Brzostek jest ważnym miejscem dla żydowskiej historii i dla mojej własnej historii, a jednak próbując odtworzyć tutejszy żydowski cmentarz chcę ci pomóc odnaleźć twoją własną historię. Nie chcę ci nic zabrać, chcę ci raczej coś dać".
Potem poszedł do księdza. Chciał, żeby uczestniczył w ceremonii ponownego poświęcenia cmentarza.

- Ale jak ja niby mam w tym uczestniczyć?- zdziwił się ksiądz.
- Możesz, bo ja cię zapraszam - odpowiedział prof. Webber.
- Ale ja nie znam żydowskiej liturgii.
- Znasz psalmy. Możesz przeczytać psalm?
- Mogę.
- A dwa psalmy?
- Mogę.
- To właśnie będzie żydowska liturgia po polsku. A możesz zmówić modlitwę, katolicką modlitwę, po polsku?
- Mogę.
- To pracujemy razem.

Prof. Webber: - Współpraca układała się bardzo dobrze, z ambony mówił bardzo ciepło o tym projekcie. Do każdego mieszkańca wysłaliśmy pocztą imienne zaproszenie, przygotowaliśmy publikację na temat cmentarza w Brzostku, po polsku, którą każdy, kto chciał, mógł otrzymać za darmo. Nie chodziło w tym wszystkim tylko o przywrócenie cmentarza od strony fizycznej, stworzenie namacalnego powiązania z historią, lecz równocześnie o pokazanie, że my, Żydzi, jesteśmy tu obecni i razem możemy zrobić coś dobrego.

Gdy zaczynali pracę, pole było puste, nie było na nim ani jednego nagrobka, nie było ogrodzenia. Gdy tylko je postawili, kamienne płyty zaczęły wracać. Przynosili je mieszkańcy miasteczka. Na otwarciu były już 52 kamienie nagrobne. Profesor, przemawiając na ceremonii, podziękował wszystkim za przyniesienie macew. Ale to nie były zwyczajne podziękowania. "Świat wszystko zapomina, wszyscy wszystko zapominają: daty, imiona, wady i zalety, ale Bóg wszystko pamięta. To, że przynieśliście dziś te kamienie, przywracając pamięć o tamtych ludziach, to dzieło boże". Ksiądz go wyściskał.

Po tych wydarzeniach sprzed trzech lat została na budynku urzędu pamiątkowa tablica i stypendium rodziny Webberów w wysokości 5 tys. zł rocznie dla najzdolniejszego ucznia gimnazjum. No i może będzie coś jeszcze. - Gdy opowiedziałem tę historię znajomym z Australii, od razu postanowili nakręcić o tym film - zdradza profesor. To może być film o Polsce, starym-nowym domu.

Profesor w popielniczce zostawia kolejny niedopałek. - Papierosy są koszerne? - W stu procentach. W dodatku nie potrzebują certyfikatu, bo szkodzą zdrowiu. W szabas się nie pali, więc raz w tygodniu rzucam palenie na dobę. - To trudne? - Przywykłem. Można się przyzwyczaić do wszystkiego.

Trwa plebiscyt na Superpsa! Zobacz zgłoszonych kandydatów i oddaj głos!

Wybieramy najpiękniejszy kościół Tarnowa. Sprawdź aktualne wyniki!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska