14 lutego 2024 roku Alina Kamińska wymienia od rana walentynkowe sms-y z córką. Tego dnia nie gra spektaklu, więc dzień planuje spędzić tak jak lubi najbardziej – aktywnie. Będzie na skiturach na stoku Pilska.
- Odradzałam jej ten wyjazd, bo miała jeszcze niewyleczoną do końca stopę po operacji, ale Ala to dynamit i chodząca energia. Góry są dla niej wszystkim, więc absolutnie rozumiałam, że w dniu walentynek sprawiła sobie taką przyjemność – mówi lekarka Marta Czubaj-Kowal, przyjaciółka Aliny Kamińskiej.
Czy to udar?
Tego dnia jednak szusowania nie było. Już będąc na stoku Alina Kamińska poczuła silny ból głowy, karku i pleców. Objawy były tak silne, że natychmiast skonsultowała się z przyjaciółką fizjoterapeutką.
- Dostałam od Ali wiadomość, że bardzo boli ją głowa i czy to oznacza, że ma udar. Odpisałam krótko, że nie, ale od razu do niej zadzwoniłam, żeby po jej głosie móc wysondować, co się z nią dzieje. Od razu rozpoznałam, że to potężny ból głowy. Wiedziałam, że muszę ją pilotować, by bezpiecznie dotarła do schroniska, które na szczęście miała w miarę blisko – wspomina Małgorzata Rodzeń, z Centrum Rehabilitacji Votum, prywatnie przyjaciółka aktorki.
Dziś Alina Kamińska nie wie, jakim cudem udało jej się z silnym bólem zjechać powolutku do schroniska. Tam zdejmuje sprzęt narciarski, prosi małżeństwo z dzieckiem, żeby wezwali GOPR, ponieważ ona czuje się bardzo źle. Kiedy przybywają ratownicy, traci przytomność. Ostatnie wspomnienie to moment, kiedy leży na noszach obok helikoptera, ale to tylko przebłysk świadomości.
Śmigłowiec zabiera aktorkę do szpitala w Bielsku-Białej, gdzie okazuje się, że przyczyną tego ogromnego bólu jest pęknięcie tętniaka w mózgu.
- Zadzwoniłam do mamy w jakiejś zwykłej, codziennej sprawie. Telefon odebrała nie ona, ale ratownik GOPR, od którego dowiedziałam się, że mamę zabrał ze schroniska śmigłowiec i że ona ma teraz poważne problemy z kontaktem. Przez chwilę rozmawiałam z mamą, ale była w stanie powiedzieć jedynie, że czuje ogromny ból. Na tym nasz kontakt się urwał – mówi Aleksandra, córka aktorki.
Aleksandra razem ze swoim chłopakiem Michałem próbują dowiedzieć się wszystkimi możliwymi kanałami, gdzie będzie jej mama. Kontaktuje się z przyjaciółką mamy i fizjoterapeutką Małgorzatą Rodzeń, od której dowiaduje się, ze sytuacja może być bardzo poważna. Słyszy, że powinna pojechać do Bielska, żeby zobaczyć się z mamą. Jeszcze tego samego dnia – a właściwie nocy - Aleksandra jest przy łóżku mamy w bielskim szpitalu.
- Przyjechałam z bukietem żonkili, bo walentynki... Wpuścili mnie na oddział, mimo bardzo późnej godziny i jeszcze udało mi się porozmawiać z mamą.
Jak dowie się później, przy pęknięciu tętniaka w mózgu taka rozmowa była czymś niezwykłym.
- Mama powiedziała, że będą ją operować. W nocy pisała jeszcze wiadomości do różnych osób, z którymi miała jakieś zobowiązania i ważne sprawy. Pisała, że jest w sytuacji kryzysowej i nie weźmie udziału w jakimś wydarzeniu, lub że czegoś nie będzie w stanie teraz zrobić. Jej życie było zagrożone, a ona wciąż jeszcze myślała, żeby wszystko zabezpieczyć – wspomina córka aktorki. - Rano mieli ją operować, a ja nie potrafiłam się z nią pożegnać i wyjść. Nikt nie znał odpowiedzi na pytanie, kiedy będzie możliwy z nią kontakt i w jakim potem będzie stanie. Uprzedzano mnie, że w ogóle mogę się już z nią nigdy nie zobaczyć.
Przeżyje? Będzie jak roślina?
Rano Alina Kamińska jest operowana przez lekarzy, którzy dojechali do szpitala w Bielsku z Katowic (Ligoty). Precyzyjnie musieli dotrzeć do tętniaka i zabezpieczyć go spiralami, żeby mózg przestał krwawić. Po operacji aktorka przez tydzień była utrzymywana w śpiączce farmakologicznej, ale potem kontakt z nią nadal był prawie niemożliwy.
Katarzyna Litwin, przyjaciółka aktorki z teatralnej sceny, wspomina ten trudny czas , kiedy mimo możliwości jedynie krótkich wizyt przyjaciele czuwali przy Alinie Kamińskiej, opowiadając o codzienności.
- Widok Ali, która leżała w łóżku, miała zaklejone oczy, a z jej ust i nosa wystawały rury intubacyjne umożliwiające oddychanie był przygnębiający. Do tego ta bezsilność, bo człowiek mógł tylko siedzieć koło niej i głaskać po ręce. Opowiadałam jej wszystko, co mi przychodziło do głowy, ale tylko same dobre rzeczy. Mówiłam: Ala, będzie dobrze – opowiada Katarzyna Litwin.
- Cały ten etap, gdy mama leżała w szpitalu w Bielsku, był jedną wielką zagadką. Każdy dzień przynosił coś nowego. To był rollercoaster. Tak to mogę nazwać. Raz słyszałam, że jest w miarę dobrze, a potem, że nie wiadomo, w jakim stanie będzie mama jeśli chodzi o sprawność ruchową i umysłową i że może być, jak roślina – mówi córka aktorki.
W tym czasie lekarze byli bardzo ostrożni w rokowaniach. Na początku dali pacjentce nikłe szanse na przeżycie, potem pod znakiem zapytania stanął powrót do pełnej sprawności. Przeżyje? Będzie jak roślina?
Po dwóch tygodniach od zabiegu Alina Kamińska trafia do Krakowa. Najpierw na neurologię do Szpitala im. Żeromskiego, potem na rehabilitację neurologiczną do Szpitala im. Narutowicza, a następnie do ośrodka rehabilitacji funkcjonalnej Votum. Rehabilitacja to był jedyny ratunek w walce o pełny powrót do normalnego funkcjonowania i dawnego życia.
Prawie od samego początku tego koszmaru ruszyła zbiórka na siepomaga. „Każda złotówka to ważna cegiełka dołożona do zapewnienia jej koniecznej, specjalistycznej pomocy”. Pieniądze i kontakty są w takim momencie bezcenne. Bezcenne okazały się też relacje. Od prawie pierwszej chwili tego dramatu przyjaciółki i bliscy stanęli przy jej łóżku, dbali o jedzenie, karmili córkę, pomagali w wielu sprawach.
- Przecież to się robi z miłości. Bo jak inaczej? Jesteś przyjaciółką jak jest dobrze, a potem nie? - dziwi się refleksyjnie Katarzyna Litwin.
- To pokazuje, jaką osobą jest moja mama i ilu mamy prawdziwych przyjaciół. Zawsze od dziecka miałam te „ciocie”, czyli koleżanki mamy. Dlatego okazało, że jak jest taka sytuacja kryzysowa, to ciocia Kasia przyniesie jedzenie, ciocia Marta wesprze wiedzą medyczną i podpowie, o co zapytać lekarzy, Gosia też pomoże, ciocia Beata także. Cały czas ktoś zajmował się mamą i pomagał mi – wylicza córka Aliny Kamińskiej.
Długa droga do cudu
Prawie od początku rozpoczyna się żmudny powrót do jakiejkolwiek aktywności, bo do pełnej formy jest jeszcze bardzo długa droga. Nauka siadania, karmienie, spacery - najpierw to zaledwie kilka kroków z asekuracją, potem pierwsze przysiady. Przypominanie sobie słów, odszukiwanie ścieżek w pamięci. Córka od pierwszych dni prowadzi rodzaj dziennika, w którym zapisuje wszystko, co dzieje się z mamą na danym etapie – kronika cudu.
- Ala była bardzo wysportowana i miała wręcz wyrzeźbione ciało, ale po tej śpiączce to były jakby tylko kości, z których zwisała skóra. Nie wierzyłam, że w ciągu dwóch-trzech tygodni potrafi tak człowieka zmieść. Na szczęście cały czas była w niej też taka wola, żeby iść do przodu, do przodu – opowiada Katarzyna Litwin. - Przywiozłam jej zupę, botwinkę. Karmiłam ją, a ona zachwycała się jej smakiem. Opowiadała mi, że teraz musi ćwiczyć, zażywać leki i wszystko będzie w porządku. Mówiła też, że nic nie pamięta więc opowiadałam jej o teatrze, o tym, że jest aktorką, o koleżankach i kolegach z pracy, pokazywałam ich zdjęcia na stronie internetowej teatru. A ona na to: nie znam. Kiedy mijałyśmy telewizor, zdziwiona zapytała, co to. Jak wyjaśnić, co to jest telewizor? Opowiadaliśmy jej o wszystkim, co ją otaczało. Odkrywała świat na nowo. Poznawała nazwy, wszystkiemu się dziwiła.
W czasie tak poważnego stanu każde proste ćwiczenie to wysiłek trudny do wyobrażenia, ale aktorka wykonuje je z ogromną skrupulatnością i zapałem.
- Nawet ją upominali, że wystarczy tych ćwiczeń i trzeba uważać, żeby sobie nie zrobiła krzywdy, bo Ala od samego początku, jak tylko była już świadoma, to z uporem szła do normalności. Do tego, że ona wszystko sama zrobi – dodaje Katarzyna Litwin. - Nigdy nie powiedziała wprost: mam dość. Bardzo ją za to podziwiam, bo przecież, jak lekarze zapanowali nad tętniakiem, to okazało się, że ma rozwarstwienie tętnicy, przez którą przedostawali się do tego mózgu. Po pół roku musiała przejść operację tętnicy i wstawiano jej stent. Po pewnym czasie okazało się, że jest jeszcze jedno problematyczne miejsce. I znowu operacja. To nieprawdopodobne, co przeszła i do jakiej formy doszła dziś. Zdarzało się, że zanim do niej pojechałam do szpitala, krzyczałam w domu z bezsilności, nie wiedząc, w jakim kierunku to wszystko pójdzie. Patrzyłam na inne osoby na wózkach i nieraz myślałam, co będzie z nią. Natomiast od niej nigdy nie usłyszałam, że ma dość, że nie ma siły walczyć, że się poddaje. Mówiła, że jest ciężko, ale da radę.
W sierpniu, pół roku po wypadku, Alina Kamińska wraca na scenę. Gra w „Śmierci pięknych saren” na deskach Teatru Bagatela.
- Zespół na nią czekał. Tego wieczoru bardzo ją dopingowaliśmy, widziałam, że w kulisach niejednemu popłynęła łza. Ala dostała ogromne owacje, kwiaty, płakała ze szczęścia razem z nami – wspomina Katarzyna Litwin.
Dziś, rok po tym koszmarze pęknięcia tętniaka mózgu Alina Kamińska gra jakby się nic nie stało. Wróciła na scenę, przed kamery, do dubbingu. Lekarze mówią, że to cud.
- Czym jest cud? Tak naprawdę to wypadkowa wielu sytuacji, które zaistniały na drodze Aliny, począwszy od tego, że tego dnia cały czas byłyśmy w kontakcie, że poszła za wskazówkami. To prawda, że nie wszyscy pacjenci w tak krótkim czasie dochodzą do tak świetnej formy. Niektórzy nigdy, a większości zabiera to znacznie więcej czasu. U Ali na pewno zadecydowało tempo, bo szybko dostała dobrą, specjalistyczną pomoc. Ogromne znaczenie ma też jej nieprawdopodobna dyscyplina – mówi Małgorzata Rodzeń.
- Na pewno bardzo duże znaczenie ma to, że aktorzy całe życie się uczą i mózg jest wyćwiczony. W jej przypadku to nie tylko były role spektaklowe, ale prowadziłyśmy też razem wykłady, do których Ala zawsze była doskonale przygotowana – dodaje Marta Czubaj-Kowal.
Drugie życie Aliny Kamińskiej
- Zawsze miałam wspaniałą mamę, ale to jaki poziom osiągnęła teraz, to jest dla mnie wciąż zaskakujące. Naprawdę jest wspaniałym rodzicem i dokonała ogromnej pracy nad tym, żeby wrócić do zdrowia – mówi córka.
Dr Marta Czubaj-Kowal tłumaczy cud po lekarsku:
- Każda choroba i każdy pacjent to indywidualne kwestie. Czasami wydaje się, że pacjent ma małe szanse, a on dochodzi do zdrowia i dlatego zawsze trzeba walczyć o pacjenta. Ale Alina rzeczywiście była w ciężkim stanie: tętniak w mózgu i dwa rozwarstwienia tętnicy szyjnej. Długo była nieprzytomna, miała porażenie prawostronne ciała, a lewostronne głowy, krtani i strun głosowych. Z perspektywy lekarza cudem bym nazwała to, że ona powróciła do pełnej i całkowitej sprawności. W tym cudzie pomogła jej wola życia i wielka samodyscyplina.
Jeszcze w ośrodku Alina Kamińska zauważa małą pacjentkę, dla której organizuje pomoc. To też powrót do normalności, bo aktorka przed wypadkiem angażowała się w wiele inicjatyw pomocowych, charytatywnych i jest znaną w Krakowie społeczniczką, wielokrotnie zresztą docenianą za swoje działania.
- Ala to wspaniały przykład dla innych. Ona zresztą powtarza, że chciałaby, żeby ludzie wierzyli w siebie, zwłaszcza ci, którzy są po podobnych przejściach, w różnych chorobach. Trzeba walczyć, żeby powrócić do sprawności. Ona nadała teraz taki cel swojemu życiu, żeby pokazywać innym, że powrót do sprawności po ciężkich przejściach jest możliwy - dodaje Marta Czubaj-Kowal. - Na pewno to wydarzenie w tym względzie jej nie zmieniło, znowu myśli o innych. Nawet, kiedy jeszcze sama nie doszła do pełnego zdrowia, a już jej myśli były ustawione na to, żeby działać. Myślę, że to też miało znaczenie. Nie wiemy jeszcze wielu rzeczy o pracy mózgu, nie wiemy, na ile mobilizacja człowieka, żeby zrobić coś dla drugiego człowieka pomaga w zdrowieniu samego siebie– mówi lekarka.
Katarzyna Litwin zauważa, że jej przyjaciółka traktuje czas po wypadku jak swoje drugie życie i chce, żeby było ono po prostu piękniejsze. Teraz docenia bardzo mocno każdą drobną rzecz.
- Ciężko ją zahamować, bo jest tak, jakby się chciała nacieszyć tym światem wokół. Czasem się zastanawiam, skąd ona czerpię energię na to wszystko. Myślę, że każdy człowiek, który przez coś takiego przejdzie docenia życie. Takie normalne życie. Wie już, że to wszystko nie jest nam dane na zawsze i równocześnie też ma inny stosunek do śmierci. O tym też rozmawiamy. Jeśli się zdarzy, to się zdarzy. Tak to jest.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali i pomagali nam. Dziękuję lekarzom, pielęgniarkom, fizjoterapeutom, psychologom, logopedom. Dziękuję córce Oli, Michałowi i jego rodzinie, siostrze, mojej rodzinie, przyjaciółkom i bliskim mi osobom, ludziom z mojego środowiska i urzędnikom. Jestem wdzięczna wszystkim darczyńcom, dzięki którym mogłam przejść świetną i intensywną rehabilitację przez kilka miesięcy. Dlatego jestem szczęśliwa i wzruszona prawie każdego dnia. Cieszę się każdą chwilą i każdą dobrą relacją. Moje drugie życie jest naprawdę wzruszającym i niezwykłym doświadczeniem. To mój cud…
***
Alina Kamińska - aktorka związana z krakowskim Teatrem Bagatela, także filmowa, telewizyjna, znana z ról dubbingowych. W uznaniu osiągnięć zawodowych odznaczona orderem „Honoris Gratia”, także Brązowym Krzyżem Zasługi. Pracuje charytatywnie od ponad 20 lat, ponieważ uważa, że tak należy. W 2019 roku Alina Kamińska została wyróżniona przez "Gazetę Krakowską" tytułem "Człowieka Roku" za odwagę i dodanie odwagi innym kobietom, za pokazanie, że warto przełamać wstyd i strach, nie godzić się na mobbing i molestowanie w pracy.
