Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słoiki. Felieton Płatka

Przemysław Malisz
Przemysław Malisz
Tu nie będzie o napływowych mieszkańcach Warszawy, którzy podobno przywożą z Białegostoku jedzenie w słoikach przygotowywane zawczasu. Po pierwsze, nie po to piszę do Gazety Krakowskiej, żeby się zajmować społecznymi sprawami aktualnej stolicy Polski, po drugie, to jest zwykła nieprawda - jeśli nawet coś ze sobą wiozą przez pół Polski, to wyłącznie dla slow-foodowego fejmu, bo jak wiadomo, nic dzisiaj nie jest tak modne jak babcia, przetwory, dziadek i w ogóle meblościanki. O słoikach piszę, bo się natknąłem na ukryte w piwnicy marynowane papryki z 1993 roku.

Przetwory w słoikach można podzielić na te, które zostaną zjedzone, oraz te, których nigdy nie zje nikt. Ja w każdym razie nie znam nikogo, kto by wsuwał peklowane warzywa, natomiast nieraz zostałem obdarowany taką zemstą, dajmy na to - przetwornika. Swoją drogą, gdy spytałem mamy jak się nazywa ktoś, kto to robi, to po dłuższym namyśle doszła do wniosku , że albo babcia (ogólnie rzecz biorąc), albo mama Irenki.

W każdym razie wśród jadalnych i pożądanych przetworów prym wiodą dżemy i wiśnie w spirytusie, w ogóle wszystko co jest słodkie i jest w alkoholu, a najlepiej sam alkohol domowej roboty. Co prawda każdy po nim cierpi, każdy sobie obiecuje, że to już ostatni raz, ale wszyscy biorą i piją to, co ma jakiekolwiek procenty. Wiem, bo w czasach płomiennej pasji browarniczej schodziły mi równo te dobre piwa („piwo dyrygent”), te mniej udane („grejpfrutowy pils”), jak i zupełnie złe, ciemne, dla którego nawet wstyd mi było wymyślić nazwę (no chyba że „spieprzone”).

Drugą kategorię stanowią marynowane grzyby, które tracą w słoiku wszystko za co moglibyśmy je kochać - smak, kolor, konsystencję, zyskują natomiast obrzydliwy, lepki śluz. Być może to się da jakoś inaczej zrobić, ale po co ryzykować.

Ostania grupa, zapomniana, odrzucana, powodująca zarazem wyrzuty sumienia, to warzywa i niesłodkie przeciery. Jeżeli jest u Was jakiś chałupniczo wypełniony słoik, którego od dziesięcioleci nikt nie tknął, to z pewnością będzie to papryka albo patison. Ostatnio do tych eksponatów w occie/formalinie, dołączyły modne tzw. chutney’e, które podobno Anglicy dodają do mięsa, choć nigdy nikt tego nie widział. Z pewnością za piętnaście lat w komórkach lokatorskich kurzyć się będą humusy, rzodkiewki i królowe obrzydlistw - kwaśne sałatki szwedzkie.

Wracając do mojej żółtej papryki w piwnicy. Mogłem ją wziąć. Mogłem słoik, w którym od 26 lat zaklęta, umyć. Mogłem otworzyć. Kilka lat temu pewnie bym nawet spróbował. Dziś już nie. Wyrzucić w całości (wyjście kuszące), albo wylać do sedesu i odzyskać słoik, nie wiadomo w jakim celu (wyjście kłopotliwe), albo wreszcie zostawić, niech sobie tam stoi w ciemności, niech czeka na wojnę (wyjście ostateczne).

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska