Miałem swoją panią, było fajnie, ale minęło... Bo chodzi mi o kogoś na całe życie. W mojej wierze nie ma opcji rozwodu, Bóg nie akceptuje rozwodów. Wielu ludzi podchodzi do związku na zasadzie: jak będzie problem, to odchodzę. A ja uważam, że każdy problem da się jakoś rozwiązać...
Sunday Ibrahim. Były piłkarz Wisły, mistrz Polski. W Krakowie od 1998 roku, czyli mniej więcej przez połowę swojego 35-letniego życia. Dotarł tu z Ibadanu, trzymilionowego miasta w Nigerii, gdzie dorastał w otoczeniu sześciu braci i trzech sióstr.
- Moi rodzice walczyli o małżeństwo. Pojawiały się choroby, brakowało pieniędzy, ale razem mierzyli się z problemami - opowiada. - Teraz ludzie nie mają już takiej wytrzymałości. Nie biorą pod uwagę, że może być lepiej. Odchodzą i idą do kogoś innego. A gdy tam pojawia się problem, znów odchodzą... Dlatego musisz być z kimś, kto myśli w podobny sposób. A w ten sam sposób myśli ten, który wierzy w tego samego Boga - deklaruje Sunday.
Odjeżdżamy od piłki
W zasadzie umówiliśmy się po to, żeby pogadać o jego piłkarskiej akademii w Ibadanie, o tym, że znowu można go zobaczyć biegającego za piłką - w oldbojach Wisły i na boiskach krakowskiej „okręgówki” w drużynie Złomeksu Branice. Rozmowa jednak od futbolu odjechała...
- Wiesz, kiedy ja jestem uparty, i ta druga osoba też, to naprawdę będzie nam łatwiej wiedząc, co Bóg mówi na sporny temat. Jeśli wskazuje na przykład, że ty masz rację, to ja nie podchodzę do tego na zasadzie, że ty jesteś szefem, że muszę znów zaakceptować to, co ty chcesz, zrobić ci przysługę. Nie, jeśli Bóg uważa tak samo jak ty, to akurat miałeś rację - tłumaczy Sunday. - Trudno się zgrać, kiedy mamy różne zdania, do tego dochodzi różnica w mentalności, bo ja jestem z Afryki, ty z Europy... Ale miłość, bo o niej mówimy, nie ma koloru.
Mój pierwszy dzień w Polsce?
Padał śnieg, było zimno, ale to dla mnie nie miało znaczenia. Nie chciałem wracać
Sunday (to imię - przez pewien czas brano je u nas za nazwisko) w Krakowie doczekał się wspólnoty religijnej o nigeryjskich korzeniach. Działa tu bowiem Odkupiony Chrześcijański Kościół Boży (The Redeemed Christian Church of God).
- Wcześniej przez dziesięć lat chodziłem do kościoła amerykańskiego Christ The King (Chrystus Królem) - opowiada Ibrahim. - Kiedy otwarto nowy, ludzi było mało, pastor nie znał języka, przez rok miałem przerwę. Ale potem poczułem, że mogę być potrzebny, żeby budować ten kościół.
O sprawach dotyczących wiary mówi z ożywieniem, w nieco kaznodziejskim tonie. Inna sprawa, że jego historia, historia rodziny Ibrahimów, naprawdę potrafi wciągnąć...
Rodzina
- Moi rodzice byli muzułmanami. Tata muzułmaninem praktykującym, ale na nas nie wymuszał tego samego.
Impulsem do zmian w domu okazał się wyjazd najstarszego z braci Sundaya na naukę do szkoły średniej poza Ibadan.
- Tam spotkał kolegę, który zaprosił go do kościoła. Brat poszedł na spotkanie, postanowił oddać serce Jezusowi. Kiedy wrócił do domu, wieczorem gromadziliśmy się koło niego, a on opowiadał historie biblijne. O Dawidzie i Goliacie, o Samsonie... To było takie ciekawe! Pomału, pomału, moje serce też się otwierało... Miałem około 12 lat, kiedy urodziłem się na nowo - mówi.
Rodzeństwo Sundaya wybrało tę samą drogę i odeszło od islamu. Muzułmaninem, i to długo, pozostawał ojciec piłkarza.
- Tata był bardzo uparty, ale Bóg w końcu znalazł sposób: chorobę - wspomina krakowski Nigeryjczyk. - Dostał wylew, miał sparaliżowaną jedną stronę ciała. Tłumaczyłem mu: to straszna choroba, ale Bóg może cię uzdrowić. Tylko musisz go przyjąć. On wiedział, że nasze modlitwy mają moc, jednak wcześniej tego nie akceptował. W końcu zrozumiał, że nie ma wyjścia.
Cud
Sunday opowiada o „kontrakcie”, jaki wówczas został zawarty, by ułatwić decyzję ojcu.
- Miał opory, że jego koledzy będą narzekać: „Nie upilnowałeś dzieci, teraz sam odchodzisz od islamu”. Skoro jednak nasz Bóg, Jezus, będzie go uzdrawiał, tata będzie mógł powiedzieć przyjaciołom: „Kiedy miałem problem, Allah mi nie pomagał. A ten Jezus mi pomaga” - relacjonuje 35-latek. - Pastor kazał tacie modlić się razem z nim. My w wielkich emocjach czekaliśmy na rozpoczęcie wspólnej modlitwy, ale pastor powiedział: To koniec. Bo skoro jesteś już z Jezusem, to wszystko jest nowe, a stare odrzucamy. Chorobę też, trzeba tylko w to wierzyć.
I?
- Pastor poprosił, żebyśmy pomogli tacie wstać. Do niego powiedział: Już nie jesteś chory, możesz chodzić. Tato patrzył na niego, niełatwo mu było, ale rzeczywiście zaczął iść! Ja wiedziałem, że Bóg jest wielki, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Słowo stało się ciałem!
Ojciec piłkarza zmarł niedawno.
Rodzina - jak mówi Sunday - to silny punkt Nigerii. - Poszczęściło ci się, Bóg dał ci talent - wspieraj najbliższych, musisz wspierać. Ja zacząłem zarabiać na graniu w piłkę mając 16 lat i od razu pomagałem rodzinie - opowiada.
Trener z Polski, wybór Polski
Futbolowe szlaki zawiodły go do stolicy kraju, Lagos. Kluczowe dla jego losów okazało się przejście do zespołu Nigerdock FC - ze względu na trenera, który się tam pojawił.
- Czesław Boguszewicz - wyraźnie mówi Sunday. - Trenował nas przez sześć miesięcy.
Sprytny 17-letni pomocnik przypadł do gustu byłemu reprezentantowi Polski. Efekt był taki, że pod koniec roku, gdy Ibrahim szukał nowego klubu, dyrektor Nigerdock zadał mu pytanie: „A w Polsce chciałbyś zagrać?”.
- Zastanowiłem się, czy znam kogoś, kto tam gra? - wspomina Sunday. - Na szczęście przyszedł mi do głowy Kenneth Zeigbo (ówczesny napastnik Legii Warszawa - przyp.), więc pomyślałem: jest w Nigerii popularny, a zrobił tam nazwisko. Może nie jest źle?
W styczniu 1998 r. młody Nigeryjczyk ruszył w swój pierwszy w życiu lot do Europy. Lot z przeszkodami, bo gdy okazało się, że podczas przesiadki w Danii wymagana będzie wiza tranzytowa, trasę podróży zmieniono. W końcu jednak, w towarzystwie Boguszewicza, dotarł do podkatowickich Pyrzowic.
- Tam przyjechał po nas Jerzy Kowalik - pamięta Sunday, podając nazwisko ówczesnego asystenta trenera Wisły Kraków Wojciecha Łazarka. - Padał śnieg, było zimno, ale to dla mnie nie miało znaczenia. Nie chciałem wracać - podkreśla.
Nikt nie mówił mu, że będzie łatwo. Zresztą - w ogóle mało co kto mówił. Łazarek angielskiego nie znał, piłkarze też się do tego nie przyznawali. Z pomocą w tłumaczeniu przychodził jedynie Rafał Wójcik, zawodnik drużyny rezerwowej, która wtedy trenowała z wiślackimi asami.
- Ale „Wujo” nie zawsze mógł mi tłumaczyć. Dlatego na treningach musiałem mieć plan. To znaczy: starałem się ustawiać z tyłu grupy, żeby patrzeć, co robią ci przede mną.
Testom poddawany był przez miesiąc, w końcu Wisła uznała, że Sunday jej się przyda.
Debiut Nigeryjczyka nastąpił 28 marca 1998 r. w meczu z KSZO w Ostrowcu Świętokrzyskim. Ibrahim wszedł jako rezerwowy, 7 minut potem strzelił gola. „Biała Gwiazda” wygrała 1:0.
- To był czwarty mecz w rundzie. Początkowo nie było mnie na liście zawodników, miałem zagrać w drużynie rezerw. Poszedłem na jej trening, i wtedy trener Adam Musiał, który ją prowadził, dostał telefon, że mam jechać do Ostrowca - opowiada Sunday. - Gdy dojechałem, usiadłem na ławce rezerwowych. Wszedł jeden kolega, wszedł drugi, ja zacząłem się zastanawiać - po co w ogóle mnie tu wzywali? Ale Bóg wysłuchał mojej modlitwy.
Dziś Ibrahim nie ukrywa, że gol był przepustką do akceptacji przez resztę drużyny.
- Wcześniej, kiedy zespół na treningu dzielił się na grupki, to żadna nie chciała mnie dopuścić. Musiałem sam bawić się z piłką, to nie było przyjemne...
Szybko zrozumiał, że musi przełamać barierę językową. Klub zorganizował mu prywatne lekcje. - Powiedziałem nauczycielce, że chcę mówić i rozumieć, a nie zdawać egzamin - śmieje się. - Zacząłem też oglądać polską telewizję i mniej więcej po pół roku byłem w stanie komunikować się po polsku.
Franciszkowi Smudzie, który do Wisły zawitał latem 1998 roku, Nigeryjczyk na samym początku się nie spodobał (- Dzwoniłem do domu: musicie się modlić, bo ten trener chyba mnie nie lubi - wspomina Sunday), jednak dość szybko zdołał go do siebie przekonać.
- Powiedział mi: Możesz robić z piłką wszystko, co chcesz. Ale jak ją stracisz, masz biegać za rywalem tak, jakby ukradł ci pieniądze. To było dla mnie coś, naprawdę starałem się dać z siebie wszystko. I myślę, że wykorzystałem szansę, którą mi dał.
Pytanie, czy to nie ciężkie treningi w tamtym czasie przyczyniły się do kontuzji, które zaczęły trapić Ibrahima i w efekcie wyhamowały jego karierę.
- A ja uważam, że gotowość do pracy, którą miałem od dziecka, pomogła mi - stanowczo twierdzi Sunday. - Zawsze miałem w głowie, że jeśli pięciu-dziesięciu chłopaków w drużynie jest w stanie coś zrobić, to ja też. Dobrą szkołą była dla mnie gra na osiedlowych boiskach w Nigerii. Mając 10 lat rywalizowałem z chłopakami parę lat starszymi i nie było taryfy ulgowej, grało się ostro. I tak, przekładając na Wisłę: Jak chcesz grać w takim zespole - nie możesz myśleć: jestem młody. Skoro chcesz zarabiać jak stary, to pracuj jak on.
Mistrz Polski
Co Ibrahim najmocniej zapamiętał z ponad pięciu lat spędzonych przy Reymonta? Jakie momenty zachował w pamięci jako te najpiękniejsze?
- Na pewno ten pierwszy mecz, okoliczności, w jakich mój debiut nastąpił. Modliłem się o to, żeby mi się w Polsce udało... A drugi taki moment to mecz na Camp Nou.
Sunday pojechał z Wisłą do Barcelony w sierpniu 2001 roku, na rewanżowe spotkanie w eliminacjach do Ligi Mistrzów.
- To był czas, kiedy w Barcelonie grał mój przyjaciel, Gbenga Okunowo. I ja też miałem marzenie, by tam kiedyś zagrać. W Nigerii rywalizowaliśmy jako młodzi chłopcy. Myślałem, że skoro jemu się udało, to mnie też może się udać - uśmiecha się Sunday. - Marzenie się nie spełniło, ale wtedy na Camp Nou miałem satysfakcję: kurczę, jestem tutaj, gram tutaj. Tu, gdzie jest wielka piłka.
Z Wisłą sięgnął po mistrzostwo Polski w 1999 roku. Tamto wydarzenie łatwo sobie odświeżyć, bo wpisując w wyszukiwarkę internetową hasło „Sunday Ibrahim” zobaczymy uśmiechniętego Nigeryjczyka z... przykrywką pucharu na głowie.
- I to byłby ten trzeci moment z tych naprawdę ważnych. Miałem świadomość, że polskiej ligi w Nigerii się nie szanuje, bo wielu naszych piłkarzy gra w mocniejszych. Ale pomyślałem, że taki Jay Jay Okocha, megadobry piłkarz, na razie nic jeszcze nie wygrał. A ja mam medal. Poczułem się jak król - śmieje się dziś Sunday.
Ma nadzieję, że kiedyś podobnego uczucia doświadczy któryś z jego wychowanków z piłkarskiej akademii, którą prowadzi w Ibadanie.
- Mam dwóch trenerów, spraw na miejscu pilnuje mój brat. Trenuje u nas 23-25 chłopaków, i tylu wystarczy. Bo u nas taką akademię prowadzi się zupełnie inaczej niż tutaj. W Polsce to rodzice płacą. U nas jest odwrotnie: to ja ponoszę koszty. Nawet buty muszę kupić chłopakom, bo większość pochodzi z biednych domów. Płacę za hostel dla tych, którzy nie pochodzą z Ibadanu.
Chce zostać Polakiem
W akademii Wonderboyz są chłopcy 15-letni, ale i 20-latkowie, czyli zawodnicy, którzy powinni być już gotowi stawić czoło poważnej piłce. Ibrahim umieścił kilku wychowanków w podkrakowskich klubach niższych lig. Adisa Monsuru tej zimy trenował w Wiśle, jednak nie zdołał załapać się na kontrakt. Pozostanie pewnie w Skawince, w czwartej lidze.
- Żeby zacząć rozwijać akademię, mieć na przykład własne boisko - a nie wynajmować, jak teraz - potrzebuję mieć takiego utalentowanego chłopaka, za którego jakiś klub zapłaci niezłe pieniądze. No, teraz wydaję... Nie wiem, jak długo wytrzymam. Liczę na Boga i jego litość. Że pozwoli mi to kontynuować - ma nadzieję Ibrahim. I dodaje: - Tu nie chodzi tylko o biznes, o pieniądze. Dla mnie najważniejsze jest, żeby ci chłopcy stawali się lepszymi ludźmi.
Sunday dzieli się z nimi swoimi doświadczeniami. Zarabiał na graniu w piłkę także w Chinach i Norwegii, dla jego Wonderboyz taka kariera to pewnie marzenie.
- Wielu chłopaków uważa u nas, że jak masz 15-16 lat, to już nauczyłeś się grać w piłkę. I zaczynasz już myśleć o zarabianiu, no bo rodzina biedna. Wydaje ci się, że już masz co sprzedać - a trzeba się dalej uczyć. Zaczyna się jednak szukanie menedżerów, skakanie po klubach, testy, testy... A to nie jest najlepszy sposób, żeby się rozwijać. To jak w totolotku: może się udać, ale raczej nie. A jak się nie uda raz, drugi, trzeci, to pojawia się frustracja. Dlatego moja filozofia jest taka, że lepiej być w jednym miejscu, stawać się lepszym każdego dnia - i w końcu to po ciebie ktoś przychodzi.
W życiu Sundaya przyszedł niedawno moment na egzamin z języka polskiego. Dlaczego?
- W grudniu złożyłem dokumenty o przyznanie polskiego obywatelstwa - zdradza. - A kiedy starasz się o to poprzez Urząd Wojewódzki, to musisz zdać egzaminy. Jeśli występujesz do prezydenta w Warszawie, to nie.
Dlaczego dopiero teraz, 18 lat po osiedleniu się w Krakowie?
- Wcześniej nie czułem potrzeby - nie ukrywa, przyznając, że paszport Unii Europejskiej ułatwi mu pracę. - To prawda. Do tej pory miałem stały pobyt, prawie wszędzie mogłem podróżować, ale nie do Wielkiej Brytanii, gdzie mam wielu przyjaciół. Teraz, kiedy prowadzę akademię, polskie obywatelstwo mi pomoże. Czekam, decyzja ma zapaść do 18 marca.
***
Sunday Ibrahim
Urodził się 20 grudnia 1980 roku w Ibadanie, w Nigerii. W 1998 r. przyjechał do Polski. Od 1998 do 2002 występował w Wiśle Kraków. Strzelił 3 bramki w 44 spotkaniach.
Następnie występował w barwach KSZO Ostrowiec Świętokrzyski i w rezerwach Wisły. Potem grał w Chinach i Norwegii, a po powrocie do Polski m.in. w Hutniku Kraków.