- W końcu wygraliśmy i to oczywiście jest w tej chwili najważniejsze - mówi Małecki. - To zwycięstwo cieszy zresztą podwójnie, bo dawno nie strzeliliśmy przecież aż pięciu bramek w jednym meczu. Mimo jednak wysokiej wygranej nie możemy być do końca zadowoleni. Szczególnie nasza gra w pierwszej połowie pozostawia wiele do życzenia. Przecież sam Buval mógł nam strzelić ze trzy bramki. Nie możemy tak grać, że Lechia nam wjeżdża w pole karne, jak chce. Dobrze, że Mariusz Pawełek kilka razy nas uratował. Na szczęście w drugiej połowie zagraliśmy już lepiej z dużym zaangażowaniem. "Sobol" strzelił szybko bramkę na 2:1, a później każdy z nas dał z siebie wszystko. Cieszę się z tego zwycięstwa, gdyż sam nie potrafiłem sobie wytłumaczyć ostatnio naszej słabszej postawy.
Czytaj także: Wisła rozstrzelała Lechię
Patryka Małeckiego zapytaliśmy też o sytuację z rzutem karnym. Paweł Brożek zdradził bowiem, że "Mały"bardzo chciał wykonać jedenastkę. Ten potwierdził słowa kolegi, ale dodał jednocześnie: - Czułem się na siłach, żeby strzelać. Nie mam jednak do Pawła pretensji, że sam wziął piłkę. To była dobra okazja do tego, by on też trafił do siatki. Wyszło zatem tak, że obaj przełamaliśmy się, z czego bardzo się cieszę. Spokojnie jednak z tym przełamaniem całego zespołu, bo czeka nas jeszcze mnóstwo pracy. Przed nami bardzo ciężkie mecze. Teraz myślimy o Widzewie, ponieważ chcemy zdobyć Puchar Polski.