Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmieniał się Kraków, zmieniali turyści. Tylko przewodniczka od 65 lat ta sama

Maria Mazurek
Kiedyś wycieczka do Krakowa to było coś. Ludzie uczyli się o królach w szkole i kiedy przyjeżdżali na Wawel, płakali ze wzruszenia
Kiedyś wycieczka do Krakowa to było coś. Ludzie uczyli się o królach w szkole i kiedy przyjeżdżali na Wawel, płakali ze wzruszenia Andrzej Banaś
Amelia Dunin miała zarządzać ziemskim majątkiem, ale po wojnie wszystko straciła. W Krakowie zaczęła życie od nowa. Została przewodnikiem PTTK. Oprowadza turystów najdłużej ze wszystkich. Od 65 lat.

Wąs naczelnika przyciągał uwagę. Bujny, gęsty, czarny. Jak chowali Józefa Piłsudskiego w krypcie Leonarda, Amelia Dunin, wówczas lat siedem, patrzyła na ten wąs jak zahipnotyzowana. Potem wyszła z mamą i siostrą na dziedziniec Wawelu. Strasznie się czuła zagubiona. W końcu: dzieci chowały się na wsi, wśród kur i bydła, nie były do miasta przyzwyczajone.

To jedno z jej pierwszych krakowskich wspomnień. Potem Amelia Dunin, rocznik 1928, ten Kraków poznała jak własną kieszeń. Właśnie odebrała nagrodę w naszym plebiscycie Wielkie Odkrywanie Małopolski. Za to że od 65 lat, niestrudzenie, zawsze w pogodnym nastroju i z uśmiechem, pokazuje turystom Kraków. W stolicy Małopolski jest więcej niż tysiąc przewodników. Pani Amelia pracuje z nich wszystkich najdłużej.

Ławka

Spotykamy się na placu Szczepańskim, naprzeciw Pałacu Sztuki. Pani Amelia - ubrana elegancko, w czerwoną spódnicę z wełny i szary żakiet. Jak zawsze 10 minut przed czasem. Mimo swoich lat (brakuje trzech do dziewięćdziesiątki) spojrzenie ma jasne, czujne, sylwetkę wyprostowaną, twarz zadbaną, przykrytą delikatnym makijażem. A język... cóż, język pani Amelia ma dość ostry.

- Będziemy rozmawiać, siedząc na tej ławce. To moja ławeczka. Zawsze tu przychodzę, mając czas, znajomi wiedzą, gdzie mnie szukać - rzuca pani Amelia, dość autorytarnie.

Dzień jest chłodny i wietrzny, opatulam się coraz szczelniej w szal, aż się poddaję:

- Może jednak siądziemy gdzieś w środku na herbacie i ciastku, żeby pani się nie przeziębiła? - pytam.

- Ja się nie przeziębiam. Jeśli pani ma problemy z odpornością, możemy się przenieść.

Pani Amelia przeżyła bowiem: wojnę, deportację ojca, utratę majątku, ucieczkę do Krakowa, głód, biedę, śmierć męża (jak się długo żyje, to zawsze ma się ciekawą historię, stwierdza) i 65 lat z turystami. Nie będzie więc roztkliwiać się nad sobą i przejmować, jak zawieje.

Strata

Jej ojciec, Adolf Dąmbski, był właścicielem Kaliny Wielkiej w powiecie miechowskim. Nie, bycie ziemianką nie oznaczało nicnierobienia. Przychodzili goście, to były eleganckie suknie i piękne zastawy. Ale na co dzień Amelia uczyła się, jak karmić bydło na przykład. Nie miała brata, więc miała w przyszłości pracować na roli. Nie własnymi rękami, ale i tak trzeba było wiedzieć, co i jak.

Amelia Dunin: Po wojnie ojca aresztowali, nam dali kilka godzin na opuszczenie powiatu. Wsiadłyśmy z mamą i siostrą do wozu i przyjechałyśmy do Krakowa

W jej domu był za to zakaz rozmawiania przy posiłku w języku innym niż francuski. Konwersacje prowadziła z nią niemłoda Francuzka, ściągnięta pod Miechów specjalnie na tę okoliczność. Znajomość tego języka przydała się pani Amelii w późniejszym życiu. Do dziś oprowadza po Krakowie również w języku swojego dzieciństwa.

Ale przyszła wojna. Było strasznie, ale pani Amelia nie ukrywa: na wsi i tak żyło się łatwiej. Przynajmniej nie było głodu.

Ojciec pani Amelii wspierał Armię Krajową. Dawał pieniądze, żywił żołnierzy. Pani Amelia chodziła do nich z paczkami. Ma takie zdanie, że przez wojnę straciliśmy najlepszych chłopców: najbystrzejszych i najbardziej przystojnych. Ich pozamykali w więzieniach, pozabijali. Dlatego naród tak ogłupiał. Dziś, tak uważa, dzieje się podobnie: ci najbardziej zaradni i najlepiej wykształceni wyjeżdżają za granicę, bo dostają tam świetnie płatną pracę, a tu mieszkanie musieliby spłacać przez kolejnych 30 lat.

Wracając do młodości pani Amelii: najgorsze przyszło dopiero po wojnie. NKWD aresztowało jej ojca, wywieźli go do Donbasu, na roboty. Amelii, jej siostrze i matce Sowieci dali zaś kilka godzin, żeby opuścić powiat. Wsiadły w wóz, tak jak stały, nie mogły nawet nic wziąć ze swojego majątku.

Papież za sąsiada

Po siedmiu godzinach drogi dojechały do Krakowa. Zatrzymały się na ulicy Kanoniczej, pod numerem siódmym. Gospodyni tego miejsca miała wobec mamy pani Amelii dług wdzięczności - w czasie wojny Dąmbscy posyłali tu paczki z żywnością.

- Stąd znałam się z Karolem Wojtyłą, który mieszkał na tej samej ulicy. Papież tworzył grupę pomocy osobom biednym, starym, opuszczonym, którymi wtedy nie zajmowała się żadna opieka społeczna. Chodziłam więc na prośbę księdza Wojtyły po domach tych osób. Ścieliłam, sprzątałam, pomagałam wstać. Oczywiście za darmo - wspomina.

Miała też w sobie (wszczepioną w dzieciństwie przez matkę) ciekawość świata. Chodziła na fascynujące wykłady Miłośników Zabytków Krakowa. Tam usłyszała, że ma być prowadzony kurs na przewodników po mieście. Zapisała się, poszła na egzamin wstępny. Dostała pytanie o kopiec Kościuszki i radziecki pomnik, który stał pod Barbakanem.

Świetnie jej poszło, ale nie zdziwiło jej nawet, że później jej nazwiska nie było na liście. Nieraz miała już problemy przez swoje pochodzenie. Szef Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego (dziś: PTTK) powiedział jej, żeby chodziła na kurs mimo wszystko.

Zmiany
Pierwszą wycieczkę poprowadziła na wiosnę 1950 roku. To był inny Kraków. I inni turyści. Przyjeżdżali z małych miast, ze wsi, w większości po raz pierwszy jadąc pociągiem. O Krakowie i królach uczyli się na historii, więc kiedy wchodzili na Wawel, płakali ze wzruszenia.

Nie goniło się. Jeździła z turystami na Rydlówkę, na Skałkę, chodziła po muzeach. Dziś, mówi pani Amelia, muzea, pięknie odrestaurowane, lśniące, stoją puste. A tłumy turystów, prowadzonych przez namnożonych jak króliki przewodników biegają po mieście - byle z Rynku, biegiem na Kazimierz, szybko-szybko, bo obiad po drodze i jeszcze trzeba zahaczyć na Wawel. Byle nie zatrzymywać się za długo, bo trzeba pędzić do Wieliczki. Ale to są takie czasy, mówi pani Amelia. A czasy, wie o tym dobrze, są zmienne. Po jednej epoce przychodzi kolejna.

PTTK Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze powstało pod koniec 1950 roku z połączenia Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego (to zaś powstało w 1906 roku) i Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Organizacja zrzesza 61 tys. turystów, przewodników i krajoznawców. Ma bogatą bazę noclegową (20 tysięcy miejc noclegowych m.in. w schroniskach górskich, zajazdach, kempingach i domach turysty).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska