W tzw. Mordorze, przy ul. Domaniewskiej w Warszawie, coraz więcej korporacji płaci najmniej zaawansowanym specjalistom od 10 tys. zł w górę. Dostępność kandydatów jest tak mizerna, że aby zatrzymać fachowców, firmy muszą podnosić płace, zwiększać benefity (np. pakiety zdrowotne) itp.
Rekrutacja kadr polega coraz częściej na podbieraniu ich konkurencji. Rdzennie polskie firmy muszą przy tym odpierać ataki łowców głów wynajętych przez, przeważnie zasobniejsze, globalne korpo. Kto nie wytrzyma wyścigu, może niebawem zostać bez fachowców niezbędnych do normalnego prowadzenia biznesu, o rozwoju nie wspominając.
Już teraz połowa firm skarży się na niedobór kadr. Z raportu Hays wynika, że – w kluczowej dla Małopolski - branży hotelarskiej i turystycznej tylko 22 proc. firm uważa, że ma wystarczające zasoby do realizacji obecnych celów. Niewiele lepiej (36 proc.) jest w równie ważnej branży inżynieryjnej i ekologicznej (związanej m.in. z termomodernizacją).
Pracowników brakuje, bo na rynek pracy wchodzą niże demograficzne, o wiele mniej liczebne niż idące na emerytury wyże. Taki trend utrzyma się przynajmniej przez 20 lat. Zarazem Polska notuje jeden z najszybszych wzrostów gospodarczych w Europie, co zwiększa zapotrzebowanie na fachowców.
Polscy pracodawcy biją się o pracowników z firmami z Niemiec (gdzie deficyt sięga milionów), Holandii czy Norwegii, ale też Czech i Słowacji, a to sprzyja wyrównywaniu płac w skali Europy dużo bardziej od ustaw, rozporządzeń i pohukiwań polityków.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: 60 tys. zł miesięcznie dla menedżera. Firmy w Polsce biją się o fachowców
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ: