Zapach również miły i grzybowy. Za to hymenofor czyli rurki na spodzie kapelusza są podejrzanie różowawej barwy. Młode okazy łatwo wziąć za borowika. Ostateczna identyfikacja to smak: odrobina grzyba na języku to koncentrat wszystkich goryczy świata. Czyli żaden szlachetny borowik jeno goryczak żółciowy.
Ładny grzyb zawiera w swej nazwie pełną charakterystykę: gorzki jak żółć. I nie ma mocnych ani sposobu by go owej przeraźliwej goryczy pozbawić. W licznych próbach był goryczak wielokroć gotowany, moczony w wodzie słonej, z dodatkiem octu. Suszono go i smażono i kiszono. Gorycz zawsze pozostawała dominująca nutą. Ponoć smak jest tak mocny, iż jeden niewielki owocnik dodawany kiedyś do kadzi zwykłej gorzałki przemieniał ją w markową wódkę gorzką. Nawet nie jest trujący lecz kompletnie niejadalny. Potrafi zepsuć grzybobranie, a precyzyjnie mówiąc jego kulinarne wyniki.
Jeśli człowiek spragniony zaplenienia koszyka zbiorami nie dokona krytycznej oceny, katastrofa murowana. Goryczaków w moim lesie ostatnimi czasy dostatek. A nawet urodzaj. Szczególnie w iglastych fragmentach z przewagą sosny, za którą goryczak tworzy mikoryzę. Ech, gdy tak choć małą część goryczaków jakie spotkałem zamienić w borowiki…
