Tym razem wypatrzyłem je na łące blisko lasu. Kilka ptaków wielkości gawrona o charakterystycznie, krępej sylwetce i maskującym ubarwieniu. Do loty zrywają się jedynie w stanie zagrożenia czy migracji. Na co dzień biegają sprawnie po ziemi. Przypadły na miedzy, gdzie udawały, że ich nie ma.
Dzięki ochronnemu ubarwieniu prawie się im to udało. Prawie, bo nie odrywałem wzroku od miejsca, gdzie zniknęły. Po chwili widziałem je przy poszukiwaniu jedzenia. Sześć, może nawet siedem sztuk. Pod względem przyrodniczym kuropatwy są u nas stosunkowo nowym nabytkiem. Dawno temu, kiedy Polskę gęstym kobiercem pokrywała pradawna puszcza, kuropatw u nas nie uświadczył. Żyły na stepach Ukrainy i Rosji. Kiedy nasi przodkowie zaczęli karczować lasy niechcący stworzyli warunki dla kuropatw. W XX wieku kuropatwy zaczęły gwałtownie wymierać.
Chemizacja rolnictwa, kombajny i łączenie małych gospodarstw w buraczane czy kukurydziane monokultury. Wiele kuropatw pada ofiarą lisów. Które dzięki szczepieniom, rosną w liczbę. Co gorsze, gniazda budują na ziemi, gdzie jaja i pisklaki padają łatwym łupem drapieżników. Teraz rozumiecie, dlaczego stadko kuropatw tak mnie ucieszyło. Niestety, w okolicy mieszka lisia rodzina…
