Można je zbierać wiadrami, ale o tym później. Teraz o złych skutkach. Otóż urodzaj jedzenia sprawi, że zjadające żołędzie gryzonie urosną w liczbę. I to jest prawda. Zaś każdy gryzoń, szczególnie żyjące na ziemi i w ziemi myszy, nornice czy polniki są żywicielami pośrednimi kleszczy. Zarówno larw, nimf czy okazów dorosłych.
Rachunek jest prosty: im więcej żołędzi, tym więcej kleszczy. A to nie jest prawda. Po pierwsze szczyt mysiego urodzaju nastąpi kilka tygodni po wysypie żołędzi. W październiku, kiedy aktywność krwiopijnych pajęczaków spada wraz z nieuchronnym ochłodzeniem. Później zadziała łańcuch pokarmowy. Tak się dobrze składa, że gryzonie mają bardzo wielu admiratorów. Lisy, borsuki i wilki. Niedźwiedź myszką nie pogardzi. Zaś największymi zjadaczami gryzoni wszelkiej maści są sowy. Pospolity puszczyk poluje na nie przez okrągły rok. Ilość złożonych na przełomie stycznia i lutego jaj płynnie dostosowuje do mysich zasobów. Im więcej myszy, tym liczniejsze potomstwo puszczyka. Potomstwo wiecznie głodne i nienasycone.
Na końcu zostawiam najbardziej żarłoczne łasice i kuny. Żadnemu gryzoniowi nie przepuszczą. Żołędziowy rok nie przełoży się na ani na mysi ani na kleszczową plagę.
