Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy Targ. Sklepik Dobrych Serc - najpierw pomagał tylko Ukraińcom. Teraz przychodzą także Polacy

Łukasz Bobek
Łukasz Bobek
- Jest co robić, jest nadal chęć pomagania. Nie zamierzamy się zamykać. Chcemy dalej działać – mówi Katarzyna Daniec-Ambroży
- Jest co robić, jest nadal chęć pomagania. Nie zamierzamy się zamykać. Chcemy dalej działać – mówi Katarzyna Daniec-Ambroży Łukasz Bobek
Podczas gdy większość podhalańskich punktów pomocy uchodźcom z Ukrainy zamknęła się dawno temu, ich „sklepik” działa pełną parą. Mało tego. Ma coraz więcej klientów. I to nie tylko z Ukrainy, ale i Polaków. To ludzie starsi, schorowani, których nie stać na ubrania. Szukają potrzebnych rzeczy w darmowym „Sklepiku Dobrych Serc” w Nowym Targu.

Sklepik ten to inicjatywa Katarzyny Daniec-Ambroży, która niedawno za swoją charytatywną działalność została doceniona w plebiscycie „Osobowość Roku” Gazety Krakowskiej i Dziennika Polskiego. W etapie wojewódzkim plebiscytu zajęła drugie miejsce w kategorii działalność społeczna i charytatywna. Pani Katarzyna jest mieszkanką Nowego Targu, założycielką sklepiku i Stowarzyszenia Wolontariuszy Dobrych Serc.

Sklepik powstał na wiosnę ubiegłego roku – zaraz po wybuchu wojny na Ukrainie, gdy do Polski – w tym także do Nowego Targu, zaczęła docierać fala uchodźców. Ludzie ci często byli bez środków do życia, bez ubrań. Uciekli w tym, co mieli na sobie i co zdołali zabrać do plecaka.

- Wtedy pojawiła się myśl, że muszę pomóc. Kilka wolontariuszek, każda z osobna, zgłosiło się do urzędu miasta. Urząd nie wiedział do końca, co ma z nami zrobić. A że miał wolny lokal po sklepie przy Alei 1000-lecia, użyczył nam go. Same się zorganizowaliśmy, przewiozłyśmy ubrania, które znosili mieszkańcy do urzędu i zaczęłyśmy działać – mówi Katarzyna.

Swoje miejsce nazwały „Sklepik dobrych serc”. Wewnątrz wygląda jak normalny sklep. Są regały, wieszaki, a tam bardzo dużo ubrań. To tyle wspólnego z prawdziwym sklep. Różnica jest taka, że tam klienci nie płacą za ubrania. Jak pasują, to je po prostu zabierają.

Wtedy takich podobnych zbiórek było mnóstwo. Robiły je samorządy, prywatne firmy, zwykli ludzie. Z czasem jednak większość takich akcji zanikła. Uzasadniano to faktem, że nie ma już takiej potrzeby pomagania. Sklepik w Nowym Targu cały czas działa. Co więcej, klientów przybywa.

- Nadal przychodzą do nas nadal obywatele Ukrainy, ale także Polacy. Pojawia się coraz więcej obywateli naszego kraju. To ludzie starsi, mają niskie emerytury, są schorowani. Wolą kupić lekarstwa, jedzenie, a nie stać ich na zakup ubrań. Dlatego przychodzą do nas – mówi pani Katarzyna.

W tym wszystkim cieszy jednak to, że przy dużej ilość potrzebujących cały czas są ludzie, którzy chcą pomagać. Ubrania i potrzebne rzeczy wolontariuszki pozyskują na zbiórkach organizowanych wśród znajomych, w zakładach pracy, w szkołach. - Np. wystarcz rzucić hasło, że robimy wiosenne porządki w szafach i już się pojawia sporo rzeczy – śmieje się Katarzyna Daniec-Ambroży. Dodaje, że wiele osób, które do nich przychodzą, nauczyło się, że jak ich dzieci wyrosną z ubrań, albo np. z rowerka, to przynoszą go do sklepiku. Bo być może posłuży jeszcze komuś innemu.

W sklepiku pracuje kilkanaście wolontariuszek. Pojawiają się tam rotacyjnie – na godzinę, dwie. Ile która może, ile ma czasu po pracy zarobkowej. Wśród nich są także same Ukrainki, które uciekły przed wojną do Nowego Targu. Trafiły do sklepiku i same postanowiły pomóc. Wraz z Polkami założyły Stowarzyszenie Wolontariuszy Dobrych Serc. W ten sposób chcą korzystać z programów, w których można zdobyć pieniądze na działalność charytatywną.

Jedną z Ukrainek, która mocno angażuje się w pracę sklepiku, jest Julia Strilets z miasta Niżyn na Ukrainie.

- Potrzeba nadal jest duża. Dlatego rzeczy, które uda nam się zebrać tutaj, wysyłamy także na Ukrainę, na front – mówi kobieta.

Na Ukrainę wysyłane są nie tylko ubrania, ale i inne rzeczy. Ostatnio wolontariuszkom udało się pozyskać ze szpitala w Nowym Targu łóżka dla pacjentów, które szpital wymieniał na nowe. Te stare zostały wysłane do szpitali na Ukrainie.

Zbiórki to mało. Wolontariuszki ze stowarzyszenia zaczęły pomagać także inaczej. Np. jedna z wolontariuszek, która przez lata pracowała jako nauczycielka języka niemieckiego, zaczęła uczyć Ukraińców języka polskiego.

- Jest co robić, jest nadal chęć pomagania. Nie zamierzamy się zamykać. Chcemy dalej działać – mówi Katarzyna.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska