Sam wygląd jego twarzy robi piorunujące wrażenie. Cała w tatuażach. Nad brwiami można dostrzec napisy. Nad prawą - „Jezus”, nad lewą - „żyje”. Osadzony w tarnowskim Zakładzie Karnym jest osobą żarliwej wiary. Ba, historia życia 41-letniego Rafała Peszy spokojnie mogłaby posłużyć scenarzystom za scenariusz filmu. Czy z happy endem? On wierzy, że tak właśnie będzie, kiedy odzyska wolność.
Powołanie
Urodził w 1975 roku w Dusznikach-Zdroju. Nie zna ojca. Do siódmego roku życia wychowywał się pod okiem dziadków. Potem wrócił pod skrzydła matki, która założyła nową rodzinę i postanowiła zaopiekować się synem.
Chłopak od dzieciństwa zamiast biegać z kolegami po podwórku, wolał bawić się w... księdza. Gdy był już nastolatkiem, postanowił na dobre związać się z Bogiem. Jako piętnastolatek wstąpił do klasztoru w Katowicach.
- Wierzyłem, że to był dobry wybór. Nie wyobrażałem sobie innego życia - przyznaje. Ale życie w zakonie nie było sielanką. - Był tam ojciec magister, który mnie molestował. Zraził do siebie. Wiedziałem, że nie wytrzymam długo. Musiałem znowu coś zmienić w swoim życiu - wzdycha mężczyzna.
Habitu jednak nie porzucił. Zmienił jedynie zakon. Przeniósł się do Wrocławia. - Tu początkowo wszystko było idealnie. Wspólna modlitwa z braćmi dała mi nowych sił do życia i mogłem zapomnieć o przeszłośći - wspomina.
Tu skonfliktował się jednak z jednym z braci. Wystąpił z klasztoru i zaczął swoją wędrówkę po kraju. Sypiał na dworcach, klatkach schodowych. - Prowadziłem życie bezdomnego - przyznaje Rafał Pesza.
Gdy znalazł się w Krakowie, znowu jego nogi pokierowały go do zakonu. Tym razem zamieszkał już jako osoba świecka w klasztorze Braci Konwentualnych.
- Naprawdę mi pomogli - wyznaje mężczyzna. Pesza zaczął więc działać w przytulisku dla potrzebujących.- Przychodzili do nas ludzie chorzy na HIV, bezdomni, alkoholicy. Wiele osób do tej pory niewierzących nawracało się w tym ośrodku - zaznacza 41-latek.
Po pewnym czasie Rafał związał się z nieodpowiednimi ludźmi.
Kółko różańcowe w celi
Rafał Pesza stał się oszustem. Wraz z kilkoma znajomymi wyłudzali kredyty z banków, podając fałszywe dokumenty. Były też jednak kradzieże, a także pobicia.
- Był to czarny okres z mojego życia, który jednak ciągnie się za mną do chwili obecnej - przyznaje mężczyzna. Już nie pamięta, ile czasu spędził w więzieniu.-Byłem chyba w 15 zakładach karnych w całej Polsce. Sam chciałem, żeby mnie przenosili. W każdym więzieniu próbuję zrobić coś fajnego, co pomoże innym więźniom - zapewnia.
Mężczyzna w celi założył nawet kółko różańcowe.- Na początku nie byłem traktowany normalnie przez współwięźniów, ale później i oni przekonali się o tym, ile sił daje modlitwa - zapewnia mężczyzna.
Gdy siedział w więzieniu w Strzelcach Opolskich, uznawanym za jedno z cięższych w Polsce, zaczął organizować koncerty zespołu chrześcijańskiego, w którym sam śpiewał. Zorganizował tam również wigilię dla skazanych.
- Wszędzie można czynić dobro. A więzienie to jest chyba jedno z najlepszych miejsc do nawracania - przyznaje pan Rafał.
Dlaczego podczas odsiadki wrócił na ścieżkę wiary? Pomogło mu pewne spotkanie w zakładzie karnym w Nowym Sączu.
Zabójca mego brata
- Na grupę modlitewną, którą prowadziłem, przyszedł jeden ze skazanych, który - jak się okazało - odsiadywał wyrok za zabójstwo mojego brata. Zabił go w bestialski sposób, kopał go i deptał po krtani.
Mimo to podszedł do mężczyzny.
-Podałem mu rękę i razem się popłakaliśmy. Nie mi przebaczać, ale pojednałem się z nim - mówi drżącym głosem.
Gdy wyszedł z więzienia, zaczął trenować sztuki walki. Ćwiczył boks, brazylijskie jujitsu czy zapasy. Zaczął nawet startować w amatorskich zawodach MMA. Założył również szkołę sztuk walki.
Ciało Peszy jest w ponad dziewięćdziesięciu procentach pokryte tatuażami.
- Nie są to jednak jakieś więzienne bazgroły. Swoje ciało zacząłem zdobić tatuażami, gdy zacząłem trenować sztuki walki - zaznacza. Nawiązują do plemienia Maorysów, którzy malowali swoje ciała, gdy walczyli - dodaje.
Poźniej na jego ciele pojawiały się tatuaże odnoszące się do wiary.
- Najbliższy dla mnie jest Bóg. Ważną rolę w moim życiu odgrywał Jan Paweł II - mówi, wyciągając dłoń z wizerunkiem uśmiechniętego Ojca Świętego.
Do więzienia w Tarnowie-Mościcach trafił za sprawy sprzed lat, które się za nim wciąż ciągną.
- Ja się cieszę, że tu jestem. Mogę usługiwać skazanym, rozmawiać z nimi o religii, wspólnie się modlić - zapewnia.
W tym więzieniu jest już drugi raz. Był tu już w 2009 roku.
Z celi do celi. Klasztornej
Do końca odsiadki zostało mu siedem miesięcy. Po wyjściu z więzienia czeka na niego łóżko w klasztorze Braci Albertynów w Krakowie.
- Między odbywaniem kar w więzieniach razem z nimi organizowałem różne akcje charytatywne, spotkania z młodzieżą z rodzin patologicznych czy kursy samoobrony. Teraz gdy jestem w Tarnowie, bracia odwiedzają mnie co tydzień i wspierają modlitwą.
_____________________________________
Zakład Karny Tarnów-Mościce - jednostka typu półotwartego przeznaczona dla mężczyzn, recydywistów.
Funkcjonuje od 1963 roku. Początkowo stanowił Podośrodek Pracy Więźniów ZK w Tarnowie. Od 1969 roku uzyskał status jednostki samodzielnej. Przez długi czas zapewniał siłę roboczą dla sąsiadujących z więzieniem Zakładów Azotowych.
Po roku 1990 liczba pracujących więźniów znacznie spadła. To pozwoliło rozbudować na terenie więzienia bazę do zajęć kulturalno-oświatowych i sportowych, które w szerokim zakresie prowadzone są do dziś.