Mówiąc o latach normalnych, mam na myśli śnieżne zimy, wiosnę i jesień z przyzwoitą ilością deszczu. Zaś tego wszystkiego od dwóch lat nie było. 2023 i 2024 rok to dwa najcieplejsze okresy w historii pomiarów. I jednocześnie rekordowo suche. Nie dosyć, że w kolejną wiosnę wchodzimy z wieloletnim długiem hydrologicznym, to nic, żadne prognozy pogody nie wskazuję na lepszą zmianę. Czyli opady w każdej postaci.
Topniejący na naszych oczach śnieg tylko zwilżył glebę. I więcej nic. Jeśli zerknąć na mapy pogody do widać, że fale opadów sunące z południa zatrzymują się najczęściej na linii Karpat. Do nas docierają nędzne resztki. Wilgoć z zachodu w miarę dochodzenia do Wisły topnieje w oczach.
Tylko dla porządku wspomnę, że w normalnych pod względem opadów czasach Polska była na ostatnich miejscach w Europie w kategorii zasobów wód płynących. Wisła czy Odra w skali Europy to małe, płytkie i krótkie rzeki. Retencje, czyli gromadzenie wody mamy szczątkową i gdy śnieg w górach stopnieje, grozi im wyschnięcie w płytszych miejscach.
