https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ignacy Puśledzki: Im jestem starszy, tym bardziej doceniam moc prostych form

Paweł Gzyl
Ignacy Puśledzki
Ignacy Puśledzki Jarek Szwagierczak
"Proste piosenki" to tytuł debiutanckiej płyty Ignacego Puśledzkiego. Ten krakowski wokalista był do tej pory znany jako raper, działający pod pseudonimem Iggy Not Pop. Teraz prezentuje "Proste piosenki", w których śpiewa a nie rapuje. Posłuchamy ich na żywo w piątek 26 lipca w krakowskim klubie Tu i Ówdzie.

Promienie słoneczne mogą powodować nowotwór skóry. Jak się chronić?

od 7 lat

- Dotychczas byłeś znany jako Iggy Not Pop. Co sprawiło, że tym razem postanowiłeś zrezygnować z pseudonimu i nagrać płytę pod własnym imieniem i nazwiskiem?
- Zmieniła się formuła i wiedziałem, że nie chcę łączyć tych dwóch, odległych od siebie projektów. Pewnie to był błąd, bo Iggy Not Pop zebrał już kilka lajków na Facebooku i obserwatorów na Spotify, a tu musiałem zaczynać od zera. No i nie wygląda to dziś jakoś wybitnie. (śmiech) Od początku jednak planowałem nagrać płytę bardzo osobistą, więc kiedy zastanawiałem się, pod jakim szyldem ją wypuścić, bardzo szybko przyszła mi do głowy myśl, żeby nie chować się za kolejnym pseudonimem.

- Jako Iggy Not Pop uprawiałeś rap. Tym razem zrezygnowałeś z rymowania na rzecz śpiewu. Trudno było się przestawić?
- Przed działalnością Not Popa podśpiewywałem trochę, w trakcie też mi się zdarzało. Ba, nawet jako Iggy Not Pop pozwalałem sobie na śpiewane refreny, a melodie, które na płycie „Powiedz mi coś więcej” zaśpiewali Tymon Tymański i Jutuber, wymyśliłem sam. Paradoksalnie to nie przestawienie było trudne, a odważenie się na zrobienie projektu całkowicie związanego ze śpiewaniem. Żeby nie było, wiem, że żaden ze mnie śpiewak. Sam musisz jednak przyznać, że historia muzyki zna wielu frontmanów, którzy wcale nie są lub nie byli świetnymi wokalistami, a jednak dzięki swojej charyzmie i piosenkom potrafili chwytać publiczność za serducha. Jeszcze nie wiem, czy ja to potrafię. Okaże się wkrótce. (śmiech)

- Poza tym, że śpiewasz i rapujesz, jesteś też dziennikarzem muzycznym. Wiedza, jaką w ten sposób zdobyłeś, pomaga ci czy przeszkadza we własnej twórczości?
- Na pewno pozwoliło mi to zrozumieć, że dziennikarze muzyczni nie są jedynie „tymi złymi, którzy nigdy nie odpisują na maile”. Korzystając z okazji: przepraszam wszystkich muzyków, którym sam nie odpisałem. (śmiech) A tak zupełnie poważnie, wydaje mi się, że największą siłą moich piosenek są teksty, a jako dziennikarz od kilku lat zajmuje się słowem także zawodowo. To na pewno, świadomie lub nie, pomaga podczas pisania piosenek.

- Nie tworzysz swych piosenek jak klasyczny songwriter z gitarą czy z fortepianem, ale nagrywasz melodie na dyktafon. Jak się sprawdza ta metoda?
- Sprawdza się na tyle, że w 9 miesięcy zrobiliśmy z Jędrzejem Wołkiem płytę. (śmiech) To prawdopodobnie bardzo zła metoda, a ja w osądzie niektórych nie jestem pewnie żadnym songwriterem, bo nawet jednego akordu ci nie zagram. Ale z drugiej strony, gdyby nie Jędrek i jego ucho, ta płyta nie byłaby taka, jaka jest, a ja jestem z niej bardzo zadowolony.

- No właśnie: twoje piosenki na płytę powstały we współpracy z producentem Jędrzejem Wołkiem z Wrocławia. Jak nawiązaliście współpracę?
- Z Jędrzejem poznałem się podczas Summercampu, organizowanego przez Tak Brzmi Miasto. Wyobraź sobie 30 muzyków, którzy spotykają się na 10 dni i nie tylko uczą się jak przetrwać w tej szalonej branży, ale także zaprzyjaźniają się. Trudna przeprawa dla głowy i wątroby (śmiech). Ale okazało się, że jakże cenna, bo jako Iggy Not Pop wyciągnąłem z tego campu wspaniałą wokalistkę i raperkę Julię Mikę, z którą kilkukrotnie po obozie współpracowaliśmy, a jako Ignacy Puśledzki wyciągnąłem Jędrzeja. W październiku zeszłego roku Jędrzej ogłosił, że szuka zleceń jak producent, ja od jakiegoś czasu szukałem producenta, z którym zrobię album z piosenkami. Zaczęliśmy w listopadzie od „Zakochanego Kundla”, zupełnie na próbę. No i jakoś poszło. (śmiech)

- „Proste piosenki” mają tytuł, który idealnie oddaje muzyczną zawartość płyty. Ta prostota była zamierzona, czy jest efektem twoich skromnych umiejętności kompozytorskich?
- Znam swoje miejsce w szeregu. Wiem, że to mój debiut piosenkowy, że na niczym nie gram, ani że nie jestem doskonałym wokalistą. Kocham Franka Zappę, kocham trójmiejską alternatywę i wszelkie dziwności w muzyce, ale nie mogłem nagrać nagle płyty z 20-minutowymi utworami, w których co rusz zmienia się tempo i metrum. To z daleka pachniałoby szwindlem. (śmiech) Po za tym wiesz co? Im jestem starszy, tym bardziej doceniam moc prostych form. Napisz refren, który zaśpiewa cały stadion albo tekst, który wzruszy ludzi do łez – to jest sztuka.

- Niby to „Proste piosenki”, ale każdy utwór z płyty jest właściwie utrzymany w innym stylu: od garażowego punka, przez piosenkę poetycką, po musical. Skąd ta różnorodność?
- Ja po prostu słucham bardzo różnorodnej muzyki i zbyt dużo kierunków w muzyce mnie ciekawi. Myślę, że i tak nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. (śmiech) Co ciekawe, kiedy planowałem nagranie tej płyty, nie spodziewałem się aż takich wolt gatunkowych. W pierwotnych założeniach miała to być delikatna, akustyczna płyta, ale potem przyszedł Jędrek, tu zaproponował tu punk, tam swing i przepadłem jak dziecko w sklepie z zabawkami. (śmiech) Cieszę się jednak, że tak się stało, bo sam lubię płyty, które trudno wsadzić do jednej szufladki.

- Część piosenek opowiada o przemijaniu. Co wywołało te refleksje u bądź co bądź młodego człowieka?
- Powiedziałbym raczej, że opowiadają o wejściu w dorosłość i tęsknocie za tą wspaniałą dziecięcą beztroską. Wiesz, mam dwóch synów i od prawie siedmiu lat jestem odpowiedzialny za coś więcej, niż tylko własny tyłek. Mój Staś podczas spaceru ostatnio powiedział, że chciałby być dorosły, bo dorośli mogą oglądać prawdziwe (znaczy aktorskie, bo takich mu jeszcze nie puszczamy) filmy o Spidermanie i Batmanie. (śmiech) Owszem, mogę to robić i bardzo to lubię, ale dorosłość to też inne, mniej fajne sprawy. (śmiech)

- „Dzieci są chore” to dowcipna opowieść o rodzicielstwie. Bycie tatą mocno inspiruje cię artystycznie?
- Rap nauczył mnie pisania o swoim życiu takim, jakie ono jest. Bycie tatą zajmuje gigantyczną część mojej codzienności, więc dziwnym byłoby, gdybym o nim nie śpiewał w ogóle. Tatusiowie dużo mocniej się dziś angażują niż w latach 90., a jednak ciągle możesz usłyszeć od lekarek, że napiszą kartkę z zaleceniami dla mamy, bo tata na pewno zapomni. Przedszkolanki widząc, że ojciec odbiera dziecko, wolą poczekać z przekazaniem pewnych wieści na dzień, kiedy przyjdzie mama. Dlatego uważam, że trzeba ten temat poruszać jak najczęściej. Piątka dla wszystkich aktywnych ojców!

- W „Zakochanym kundlu” wyznajesz swą miłość do żony. Jak zareagowała na ten „erotyczny love song”?
= Ach, była zachwycona. (śmiech) Przyszła jej potem do głowy taka myśl, że może to jednak trochę zbyt osobiste, ale ostatecznie jest to jej ulubiona piosenka na płycie. Słuchaj, numerów o pierwszym etapie zakochania, było już za dużo! O rozstaniach też jest ich od cholery. A co z parami, które są ze sobą od lat, ale ciągle czują do siebie mięte? Ta codzienna miłość nie jest może już tak oszałamiająca, jak na samym początku, ale ja jestem jej fanem.

- Ważnym wyznacznikiem twoich tekstów jest niewymuszony humor. Prywatnie jesteś taką dowcipną osobą i przychodzi ci to w naturalny sposób?
- Nasłuchałem się Zappy i Tymona Tymańskiego, to wszystko ich wina. (śmiech) Prawda jest taka, że lubię pożartować i uważam, że za mało jest humoru w muzyce. Moim zdaniem mamy tak w Polsce, że jak coś jest bardzo dobre, ale odrobinę wesołkowate, to od razu traktujemy to jako gorszy produkt. Sztuka musi być przecież doniosła i pełna patosu. Płyta może być całkowicie beznadziejna, ale wystarczy, że opowiada o powstaniu, wojnie albo depresji i już dostaje +10 do fajności. Nie chcę oczywiście opierać mojej twórczości na humorze niskich lotów, bo to nie Nocny Kochanek ani Bracia Figo Fagot, ale mam nadzieję, że podczas słuchania tych kawałków, kilka osób szczerze się uśmiechnie.

- W piątek 26 lipca zaprezentujesz „Proste piosenki” na żywo w klubie Tu i Ówdzie w Krakowie. Czego możemy się spodziewać?
- Sam chciałbym to wiedzieć. (śmiech) Będzie tak: Jędrzej rozstawi się z dwoma klawiszami, ukulele i komputerem, a ja będę udawał, że ładnie śpiewam i zabawiał gości. Warto jednak podkreślić, że będzie to ostatni koncert w obecnej lokalizacji Tu i Ówdzie, które przenosi się niebawem na ulicę Berka Joselewicza, ale specjalnie dla mnie zostaje otwarte jeden wieczór dłużej. Żaneta mi zaufała, więc wy też musicie!

- W zależności od sukcesu „Prostych piosenek”, planujesz jeszcze wrócić do rapowania jako Iggy Not Pop?
- Nie jest to w ogóle zależne od sukcesu „Prostych Piosenek”. Jeśli przyjdzie mi do głowy, że chcę porymować, zrobię to. Ba, jestem pewny, że do tego prędzej czy później dojdzie. Obawiam się jednak, że później, bo świat piosenek otworzył przede mną nieograniczone możliwości. Czuję się jak Kubuś Puchatek, który wskoczył do wielkiego garnka pełnego miodu. Sporo osób pyta jednak o duet Iggy’ego Not Popa z Ignacym Puśledzkim. Kto wie! (śmiech)

Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska