Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Panie władzo, trzeba pytać ludzi o zdanie

Przemek Franczak
Zacznę od ryzykownego wyznania, które kosztować mnie może utratę przynajmniej kilku przyjaciół, wielu znajomych, a pewności nie mam, czy nawet ktoś z rodziny się na mnie teraz nie wypnie: jestem zwolennikiem poszerzenia stref płatnego parkowania w Krakowie, jestem za wprowadzeniem ruchu jednokierunkowego wokół Plant i drastycznym ograniczaniem ruchu samochodowego w ścisłym centrum. Choćby od zaraz.

Można to było zrobić w Turynie, można było we Florencji, w Wiedniu i w Sewilli, a nawet w brazylijskim Sao Paulo, które szykując się na piłkarski mundial w 2016 roku tworzy całe bezsamochodowe strefy, to można i u nas. Jeśli Kraków chce być nowoczesnym miastem, powiedzmy, że XXI wieku, to właśnie dzięki takim rozwiązaniom będzie można dojść (albo dojechać na rowerze) do celu.

Równocześnie jestem jednak za tym, żeby realizację takich pomysłów wspierały inne projekty, takie jak tania komunikacja miejska, budowa parkingów i solidna kampania informacyjna. W Krakowie liczyć na to jednak nie można. Tutaj zmiany wprowadza się bez pytania, na bezczelnego. Silny opór mieszkańców wcale mnie więc nie dziwi, tym bardziej że władza w Polsce - na każdym szczeblu - z ostentacyjnym lekceważeniem odnosi się do obaw i wątpliwości obywateli. Posiadając w ręku dość ważny instrument, zwany konsultacjami społecznymi, grać na nim nie znosi, mimo że w wielu przypadkach ma taki ustawowy obowiązek. Zamiast pytania "jak możemy państwu pomóc", słyszymy więc ciągle "nie zawracajcie nam głowy, my wiemy lepiej". Zmiany czasem muszą boleć, ale trzeba umieć sens zadawania bólu mądrze ludziom wytłumaczyć.

Urzędnicy państwowi niezmiennie jednak nie ogarniają, że pełnią funkcje typowo usługowe i są - przynajmniej w teorii - wynajętymi specjalistami do zarządzania publicznymi pieniędzmi i instytucjami w zgodzie z interesem pracodawcy (podatnika). Nie jest to łatwe, ale nikt nie obiecywał, że takie będzie - pracodawców jest wielu, a interesy różne. To rodzi oczywiste komplikacje. Pokusa więc, by ignorować pracodawcę, olewać jego zdanie jest ogromna i mało kto jej w Polsce nie ulega. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, ciągle wychodzi z nas i wyjść nie może PRL, który z pracowników administracji publicznej uczynił panów naszego życia. Nawet do milicjanta mówiło się "panie władzo" (niektórzy nadal tak mówią) i do tej pory trudno nam choćby zrozumieć, że każda służba porządkowa (i publiczna) pełni, jak sama nazwa wskazuje, funkcję wobec nas służebną. Naturalnie same służby też tego nie rozumieją. Po drugie, winny jest nasz utrzymujący status quo tumiwisizm, ograniczający horyzont zainteresowań do najbliższej przestrzeni, do pełnej miski u jednych, a do nowego SUV-a u innych oraz chorobliwa niechęć do angażowania się w lokalne, choćby sąsiedzkie sprawy. O ile czasem stać nas na politycznie emocjonalny zryw w gorących ogólnopolskich kwestiach, o tyle lokalnie żyjemy bez głębszej refleksji nad tokiem spraw. Nie głosujemy, nie wymagamy, nie walczymy. Władza czuje się przy nas bezpieczna, poza kontrolą, z przyzwyczajenia gotowa każde wywołanie do tablicy zinterpretować nie jako akt obywatelskiej troski, tylko upierdliwość sfrustrowanych mieszkańców.

Nikt więc krakowian ani myślał zapytać, co sądzą na przykład o likwidacji szkół i reformie szkolnictwa. Do rozmów przystąpiono dopiero gdy zaczęła się medialna rozpierducha. Nikt nie zapytał ludzi, czy chcą, żeby miasto starało się o organizację zimowych igrzysk (na dniach w Sejmie może przejść uchwała w tej sprawie). Decyzję, że warto podejmować to wielomiliardowe zobowiązanie podjęło kilkanaście osób. Mało jak na milionowe miasto. W sprawie przebudowy ul. Mogilskiej konsultacje zaproponowano w chwili, gdy projekt już istniał i był gotowy harmonogram prac. Zaczęły się protesty, więc zachęcono ludzi do wysyłania własnych sugestii, ale chyba dla hecy: otwarcie przyznawano, że nie zostaną one uwzględnione. W pomyśle - podkreślam: w założeniu bardzo dobrym - z wyrzuceniem aut z centrum też położono kwestię komunikowania się z ludźmi.

Hm, czasem, drodzy urzędnicy i politycy, warto pochylić się nad wydawałoby się banalnym zagadnieniem: kto tu jest dla kogo i kto komu płaci.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska